Recenzja gry: Sherlock Holmes: Crimes and Punishments

Recenzja gry: Sherlock Holmes: Crimes and Punishments

Michał Włodarczyk | 02.10.2014, 21:00

Sherlock Holmes, słynny bohater powieści i opowiadań kryminalnych sir Arthura Doyle’a, nie miał jak dotąd szczęścia do zero-jedynkowych wersji swoich przygód. Irlandzko-ukraiński deweloper Frogwares od wielu lat dostarczał na rynek kolejne gry z udziałem zmyślnego Brytyjczyka, które - choć poprawne - nie cieszyły się wśród recenzentów takim uznaniem, jak wyczyny innych wielkich detektywów, takich jak Batman czy Cole Phelps z L.A. Noire. Czy nowa odsłona niszowej serii o podtytule Crimes & Punishments ma szansę zmienić ten stan rzeczy?

Nie znam dobrego kryminału, którego autor od razu wyłożyłby wszystkie karty na stół, dlatego i ja postaram się utrzymać Was do końca tekstu w małym napięciu. Ocena nowego Sherlocka nie jest taką prostą sprawą, gdyż jest to tytuł nierówny - tak pod względem opowiadanych historii, mechaniki rozgrywki, jak i oprawy. Co wyraźnie odróżnia Crimes & Punishments od produkcji Team Bondi czy świeżego jeszcze Murdered: Śledztwo zza grobu, to epizodyczny charakter omawianej gry. Całość podzielona została na sześć zupełnie niezależnych od siebie spraw, które rozwiązujemy jedna po drugiej, w kolejności ustalonej przez dewelopera. Praktycznie każda sprawa jest interesująca i wciągająca, a jej „kanoniczny” finał w dużym stopniu odbiega od naszych wcześniejszych przypuszczeń (choć na koniec i tak możemy wrócić do epilogu i zdecydować, czy nie wskazać jako winnego innej postaci). Brak głównego wątku wykluczył obecność wyraźnej puenty, w normalnych okolicznościach ucierpieliby na tym również bohaterowie, którym ciężko byłoby rozwinąć się na przekroju sześciu nie najdłuższych epizodów. Na szczęście autorzy gry sprytnie z tego problemu wybrnęli, stawiając na klasykę.

Dalsza część tekstu pod wideo

 

 

Możecie zapomnieć o szarżującym Robercie Downeyu Jr. z filmowej dylogii Guya Ritchiego, czy współczesnym detektywie-amatorze w interpretacji Bendicta Cumberbatcha z serialu BBC. Scenarzyści z Frogwares po raz kolejny zdecydowali się postawić na klasyczny wizerunek Sherlocka. Akcja gry ma miejsce w XIX-wiecznej Anglii, Holmes i dr Watson to panowie grubo po czterdziestce, obaj rezydują na Baker Street, nie ma tutaj także miejsca na efektowne sceny akcji czy wymuszony humor. Bohaterowie nie mają może aż tylu zmarszczek, ile na stronach powieści sir Doyle’a, jednak zarówno oni, jak i zaprezentowane w grze realia, doskonale współgrają z tym, co przez lata wykreował szkocki pisarz. Na drugim i trzecim planie przewijają się oczywiście inne znane persony, takie jak pani Hudson, brat głównego bohatera Mycroft czy pies Toby. Znajomość poprzednich części spod dłuta Frogwares nie jest w tym przypadku obligatoryjna, choć fani serii wychwycą kilka smaczków i nawiązań, między innymi do głośnej historii Kuby Rozpruwacza.

 

Rozgrywka w Crimes & Punishments to rasowa, liniowa przygodówka, niepozbawiona jednak kilku świetnych pomysłów. Akcję gry za każdym razem obserwujemy zza pleców bohatera (zdradzę, iż nie tylko Sherlocka), okazjonalnie przełączając się na perspektywę pierwszoosobową w celu „lizania ścian”. W przypadku każdej z sześciu przygotowanych spraw zabawa przebiega w identyczny sposób: badamy kilka z dostępnych w danym epizodzie miejscówek (najczęściej niedużych), gdzie szukamy wskazówek i dowodów, przesłuchujemy świadków zadając im z góry przypisane pytania, a wszystko to służy utworzeniu fajnie zwizualizowanej pajęczyny zależności, z której następnie wyciągamy wnioski i wskazujemy winną osobę (dlaczego podtytuł nawiązuje do powieści Fiodora Dostojewskiego pt. „Zbrodnia i kara”, musicie odkryć już sami). I chociaż schemat zabawy za każdym razem jest w gruncie rzeczy taki sam, to nie sposób się nudzić, gdyż deweloper dołożył starań, by śledztwa były dostatecznie skomplikowane i angażujące, a gracz wykonywał po drodze sporo interesujących czynności.

 

 

 

Gdy rozmawiamy ze świadkiem lub przesłuchujemy podejrzanego, na dzień dobry możemy się danej osobie dokładnie przyjrzeć, dzięki czemu zyskujemy wiedzę na temat jej sytuacji materialnej, stanu zdrowia czy wykonywanej przez nią pracy. Dzięki temu udowodnimy rozmówcy, że kłamie albo coś przed nami ukrywa. Przeszukując miejsca przestępstw często trafiamy na rozmaite minigry, na których możemy przećwiczyć naszą spostrzegawczość i zręczność - raz przyjdzie nam skonstruować mechanizm imitujący lokomotywę, w innym wypadku trzeba otworzyć sejf czy zabawić się w chemika. Na Baker Street (baza wypadowa) Holmes dysponuje także własnym laboratorium oraz bogatym archiwum, gdzie regularnie wracamy, by dowiedzieć się czegoś istotnego np. na temat znalezionego na miejscu zbrodni symbolu. Czasem bohater nie może działać pod swoim nazwiskiem i wówczas udajemy się do garderoby w sypialni, by przebrać detektywa za złodziejaszka czy marynarza - szkoda tylko, że podczas ok. 12-godzinnej przygody mogłem pobawić się tak zaledwie dwa razy. Wszystkie ww. aktywności wykonujemy zazwyczaj w ustalonym przez autorów porządku i w konkretnych miejscach, między którymi przemieszczamy się tylko i wyłącznie za pomocą opcji szybkiej podróży.

 

 

Najmocniejszą stroną rzeczonej produkcji jest swoboda, jaką mamy przy interpretowaniu zebranych informacji i wskazywaniu winnych. Nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy kilka poznanych faktów „nagięli” w taki sposób, by posłać na stryczek pierwszego podejrzanego i w miarę szybko zakończyć sprawę. W późniejszych segmentach sytuacja jest już znacznie bardziej złożona - w pewnym momencie musimy wytypować jednego z trzech podejrzanych, problem w tym, że każdy mógł mieć motyw, a zebrane dowody i zeznania nie wykluczają żadnego z nich... Paradoksalnie w tym samym akapicie, w którym opisuję największą zaletę gry, zmuszony jestem wspomnieć o jej najsłabszym punkcie - bezkarności. Nie licząc „trybu detektywistycznego”, który działa na podobnej zasadzie jak zabawka Bruce Wayne’a w Batman: Arkham Origins (oglądanie i cofanie zdarzeń), wszystko możemy robić źle -oddawać w ręce policji niewinne osoby, wybierać nieodpowiednie kwestie w dialogach, mylić się w trakcie rozwiązywania zagadek, opuszczać obowiązkowe minigry (wystarczy wcisnąć touchpada) czy ubierać nieodpowiedni strój. Gra za każdym razem naprowadzi nas na właściwe rozwiązanie lub zrobi coś za nas - niestety, twórcy nie przewidzieli sytuacji, w której gracz chciałby te wszystkie ułatwienia wyłączyć. Na upartego można zatem powiedzieć, iż Crimes & Punishments jest samograjem, a jedyną konsekwencją złych decyzji grającego jest... brak stosownego trofeum.

 

Doskonały angielski dubbing, nastrojowa muzyka, nieźle wykonane twarze potaci oraz opracowane z pietyzmem lokacje to zdecydowanie pozytywne strony technicznej warstwy Sherlocka Holmesa. Wielka szkoda, że niezależny deweloper nie poradził sobie tak samo dobrze z ujarzmieniem Unreal Engine 3, przez co tekstury na większości obiektów lubią doczytywać się na naszych oczach. Jeszcze gorzej ukraińsko-irlandzki zespół rozwiązał kwestię ładowania danych, gdyż loadingi występują w absurdalnych ilościach, a ciemny ekran z małą ikonką poprzedzają niemal każdą czynność! Sytuacja jest o tyle dziwna, iż poziom wykonania to ewidentnie średnia półka PS3/ X360, a ja miałem okazję ograć Crimes & Punishments na PlayStation 4. I choć z wersją na schodzące ze sceny konsole nie miałem styczności, to stawiam kilogram „Michałków”, że edycja na PS4/XOne góruje nad nią jedynie rozdzielczością Full HD.

 

 

Macie ochotę odpocząć trochę od wystrzałów z gunów, a nie palicie się do zabawy z 8-bitowymi grami na dużym telewizorze? Na te dwa-trzy jesienne wieczory nowe przygody Sherlocka Holmesa wydają mi się dobrą opcją. Wszystko jednak zależy od Waszego nastawienia: pędzić naprzód, aby tylko skończyć czy rozkoszować się klimatem XIX-wiecznego Londynu i po raz pierwszy na nowych konsolach poczuć się jak prawdziwy detektyw? Jeśli opowiadacie się za drugą opcją, to znaczy, że wspólnie rozwiązaliśmy sprawę.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Sherlock Holmes: Crimes and Punishments

Atuty

  • Można poczuć się jak prawdziwy detektyw
  • Interesujące sprawy
  • Klimat rodem z kart powieści sir Arthura Doyle’a
  • Świetny dubbing i urokliwe miejscówki

Wady

  • Bezkarność
  • Koszmarne loadingi
  • Techniczne felery

Jeśli okażecie trochę dobrej woli, to tych kilkunastu godzin w skórze detektywa żałować nie będziecie.

Michał Włodarczyk Strona autora

Czy interesujesz się dalej skokami czy byłeś tylko owocem małyszomanii ??

Tak
126%
Nie
126%
Zawsze interesowałem się skokami
126%
Nigdy nie interesowałem się skokami
126%
Pokaż wyniki Głosów: 126
cropper