Recenzja gry: Transistor

Recenzja gry: Transistor

Roger Żochowski | 27.05.2014, 22:53

Cieszy mnie niezmiernie, że Supergiant Games nie poszło po linii najmniejszego oporu i nie wydało drugiej części Bastiona. W zamian dostaliśmy produkcję nie mniej ciekawą, która zauroczyła mnie od pierwszych minut swoim cyberpunkowym klimatem i obłędną stylistyką.

Autorzy gry nie porzucili kompletnie rozwiązań zastosowanych w swojej poprzedniej produkcji, ponownie serwując nam charakterystyczną i niezwykle barwną oprawę oraz izometryczny rzut kamery. Mechanika rozgrywki uległa jednak znaczącej metamorfozie, czemu można tylko przyklasnąć.
 

Dalsza część tekstu pod wideo

Kto mieczem wojuje...

Już od pierwszych minut gry w powietrzu czuć atmosferę Deus Exa i znanego fanom anime Ghost in the Shell. Cyberpunkowy klimat co jakiś czas wzbogaca wodewilowa estetyka, co ma związek z główną bohaterką gry. A jest nią niejaka Red, która z miejsca stała się jedną z moich ulubionych heroin w grach wideo. Dziewczyna wykonuje zawód piosenkarki pełniąc rolę estradowej gwiazdy w futurystycznym mieście Cloudbank. Podczas jednego z koncertów w nocnym klubie zostaje zaatakowana przez tajemniczą organizację Camerata, traci głos, ale uchodzi z życiem.

W jednej z pierwszych scen gry widzimy wyludnione już miasto zaatakowane przez maszyny zwane Procesem oraz Red stojącą nad trupem człowieka przebitego Transistorem - wielkim mieczem o ogromnej mocy. Chwilę później okazuje się, że ów oręż przejął osobowość ofiary i przemawia do niemej bohaterki głosem Logana Cunninghama, znanego z roli narratora w grze Bastion. Co więcej, jego głos wydobywa się z głośniczka pada, co wypada wprost rewelacyjnie. Bardzo szybko buduje się bowiem więź pomiędzy graczem, Transistorem i Red. 


Senna rzeczywistość...

To co w grze urzeka to świetnie poprowadzona historia. Nic nie jest tu dosłowne, wielu rzeczy trzeba się domyślać samemu składając do kupy informacje, na które trafiamy przemierzając dość liniowe poziomy. Ciężko nawet powiedzieć czy otaczająca nas rzeczywistość jest realna, czy może trafiliśmy do kolejnego Matriksa. Wiele zależy od naszej interpretacji, co tylko zachęca do poznawania kolejnych kart scenariusza. Wsłuchując się w dialogi oraz korzystając z paneli rozsianych po całym mieście, powoli zgłębiamy historię Red. Dodatkowo punkty informacyjne często pozwalają na swoistą interakcję ze środowiskiem gry - możemy choćby zaprogramować padający na poziomie deszcz, kolor nieba o zachodzie słońca, wziąć udział w różnego rodzaju ankietach związanych z miastem oraz jego społecznością, zamówić w restauracji jedno z kilku dań z dostawą do domu czy poczytać i skomentować lokalne wiadomości. Z racji tego, że Red jest niemową, powyższe komentarze są też formą dialogu z Transistorem. Dziewczyna komunikuje się z tajemniczym osobnikiem zaklętym w mieczu wpisując i kasując notatki w polu komentarza pod informacjami, Oczywiście korzystanie z paneli jest opcjonalne, jeśli jednak zależy Wam na immersji ze światem gry powinniście z nich korzystać przy każdej okazji. 

Co najciekawsze, fabuła została doskonale wpisana w system walki. Nowe funkcje Transistora to tak naprawdę osobowości kolejnych uśmierconych osób w Cloudbank. Możemy poczytać ich biografie i dowiedzieć się co robili w życiu. Z racji tego, że gra doczekała się polskiej lokalizacji (napisy), wszystko podano w rodzimym języku. I w mojej opinii wyszło to znakomicie. Kolejne zdolności zdobywamy co kilkanaście minut i możemy je przypisać do jednego z czterech funkcyjnych przycisków. Robimy to tylko i wyłącznie w specjalnych punktach dostępu. Sam gameplay jest hybrydą hack and slasha z turówką. Bohaterka może swobodnie przemieszczać się po planszy, chować za osłonami i atakować wrogów jednym z czterech przypisanych ataków. To jednak za mało, by pokonać niektórych przeciwników, zwłaszcza jeśli chodzi o większe grupy i bossów. Prawdziwa zabawa zaczyna się po aktywacji trybu taktycznego. Po naciśnięciu spustu czas staje w miejscu, a my możemy zaplanować kolejne działania. Oczywiście ogranicza nas pasek ruchu, a po wykonaniu całej akcji Red przez chwilę staje się bezbronna i musi ukrywać się przed atakami wrogów aż do momentu regeneracji sił.  

Strategia matką sukcesu...

Nie wspomniałem jeszcze o tym, że w Transistorze mamy aż trzy typy slotów na zdolności - aktywne, ulepszające oraz pasywne. Ten pierwszy już omówiłem (przypisanie zdolności do czterech przycisków pada). Ulepszenia dodają różnego rodzaju efekty do wyprowadzanych ataków, z kolei sloty pasywne aktywują różne funkcje automatycznie podczas starć. Przykład? Weźmy na ruszt zdolność Breach. W trybie aktywnym jest to atak dystansowy, w slocie ulepszenia poprawia zasięg i szybkość danego ataku, z kolei w  trybie pasywnym ułatwia planowanie ataków. Idąc dalej tym tropem - funkcja Bounce pozwala kolejno na wystrzeliwanie odbijających się pocisków, dodaje efekt reakcji łańcuchowej do konkretnego ataku, lub aktywuje osłonę redukującą obrażenia. Kombinacji ustawień jest cała masa, więc warto eksperymentować, by poznać dobrze potencjał Transistora. Aby jednak nie zrobić z Red cyborga eliminującego machnięciem małego palca wszystkiego co się rusza i nie ucieka na drzewo, gracz przy wyborze zdolności i zapełnianiu slotów jest ograniczony punktami pamięci Transistora. Słabsze ataki zabierają jeden punkt, ale już najbardziej śmiercionośne funkcje to koszt 3-4 takich punkcików. 
 
Oczywiście to w jaki sposób połączymy zdolności w slotach definiuje nasz styl gry. Możemy tworzyć swoiste combosy na jednym oponencie, atakować kilku wrogów na raz, teleportować się, znikać, podkładać i detonować miny, przywoływać do pomocy "czworonoga", a nawet spowodować, że dany przeciwnik (lub grupa przeciwników), na jakiś czas przejdzie na naszą stronę. Każde kolejne starcie zmusza nas do uruchomienia szarych komórek i zastanowienia się jaki atak będzie dobry na danego przeciwnika i w jakiej kolejności użyć poszczególnych kombinacji. Zazwyczaj ważne jest także miejsce na planszy czy takie szczegóły jak ustawienie wroga (ciosy z tyłu zadają większe obrażenia) i lokalizacja terenowych osłon. Za wygrane starcia dostajemy punkty, które zwiększają poziom doświadczenia Red, co z kolei odblokowuje kolejne funkcje Transistora. 
 
Planując kolejne akcje warto zwrócić także uwagę na typy wrogów. W pierwszej kolejności trzeba niszczyć wszelkiego rodzaju medyków uzdrawiających naszych oponentów. Wrzodem na tyłku są też roboty tworzące pole ochronne swoim kompanom. Natkniemy się także choćby na "koguty" rzucające granatami, gości wystrzeliwujących samonaprowadzające pociski, pancerniki niszczące bez problemu terenowe osłony czy sondy strzelające nam fotki i zamazujące w ten sposób obraz, co utrudnia planowanie kolejnych ataków. Warto w tym momencie zaznaczyć, że Red nie posiada standardowych punktów życia. Gdy pasek zdrowia się skończy tracimy po prostu jeden z ataków przypisanych do przycisków. Game Over następuje dopiero w momencie, gdy stracimy je wszystkie. Ma to też strategiczny posmak, bo gdy zablokowana zostaje część ataków, musimy sobie radzić tym, co nam zostało. A to zazwyczaj diametralnie zmienia sposób walki. Utracone funkcje możemy odzyskać dopiero w punktach dostępu i to nie zawsze od razu.

Cyberpunkowe piękno...

Autorzy gry świetnie też poradzili sobie z poziomem trudności, który podobnie jak system walki powiązano ze scenariuszem. W Transistorze można aktywować różnego rodzaju Ograniczniki, które zwiększają wytrzymałość przeciwników, zmniejszają ilość punktów PAM na zdolności czy znacznie skracają długość naszych ruchów w trybie planowania. Im więcej ograniczników uaktywnimy tym szybciej rozwijać będzie się postać (bonusowy exp), jednak należy pamiętać, że znacznie zwiększa to poziom trudności walk. Nie sposób w tym momencie nie wspomnieć o komórkach, które pojawiają się, gdy pokonamy wroga. Jeśli nie zbierzemy ich w określonym czasie  nasz oponent ponownie się odrodzi, dlatego czasem zamiast atakować musimy skupić się na defensywie. Zamykając temat Ograniczników dodam, że jeden z nich powoduje, iż wspomniane komórki zyskują dodatkowo osłonę, więc planując kolejne akcje musimy zając się ich zniszczeniem. A to zabiera cenny czas.

Dla tych, którzy będą chcieli zgłębić możliwości konfiguracji Trasistora i efekty działań poszczególnych funkcji przygotowano miejscówkę służącą jako baza wypadowa. Można tu levelować postać biorąc udział w szeregu testów. Szkolimy szybkość, umiejętność planowania, właściwy dobór zdolności do sytuacji na polu walki czy po prostu siłę przetrwania (odpieranie kolejnych fal atakujących Procesów). Miejscówka przypomina wyglądem senną wyspę - można tu także poodbijać sobie piłkę plażową, położyć się na hamaku rozmyślając nad życiem czy odblokować całą masę świetnych utworów muzycznych. Oprawa audio to zresztą klasa sama w sobie. Nastrojowe kawałki mieszają się z elektroniką, a wszystko to spinają magiczne utwory wokalne. Przytrzymując spust Red może zanucić aktualnie odtwarzany w tle kawałek, z czego korzystałem nader często. To zdecydowanie jedna z najlepszych ścieżek dźwiękowych w grach wideo z jakimi miałem styczność w ostatnich latach.  




Sferze audio nie ustępuje grafika. Cyberpunkowa metropolia gdy trzeba jest zimna i bezbarwna, jednak przez większość czasu zwiedzamy miejscówki pełne ciepłych kolorów. Miasto skąpane jest w świetle neonów, latarni i blasku słońca – futurystyczna baśń to chyba idealne określenie tego, co widzimy przemierzając kolejne dzielnice. Sama Red to nie mniej urocza istota, która cały czas ciąga za sobą szorujący o ziemię miecz, co przypomniało mi nieco Piramidogłowego. Co jakiś czas towarzyszą nam krótkie animacje zrealizowane skromnie, ale ze smakiem. Dodatkowo część z nich, jak chociażby jazda na motorze, jest interaktywna. Niech o jakości oprawy świadczy fakt, że jest to jedna z tych produkcji, w której z opcji Share korzystałem z ogromną przyjemnością. Szkoda jedynie, że nasza przygoda dość szybko się kończy. W towarzystwie Red spędziłem 8 upojnych godzin i z chęcią poflirtowałbym z nią trochę dłużej. O ile tylko deweloper nie zaserwowałby bactrackingu, który pod koniec gry niestety występuje. Pocieszeniem jest opcja New Game + z możliwością zachowania zdobyczy z poprzedniej sesji, jednak widząc napisy końcowe poczułem leciutki niedosyt. Uczucie to nie minęło nawet, gdy zacząłem analizować znakomity scenariusz i zachwycać się kunsztem artystów odpowiedzialnych za oprawę audio-wizualną. Mimo to Transistor na swój sposób definiuje pojęcie "indyka AAA", stajać się flagowym przedstawicielem tego gatunku.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Transistor

Atuty

  • Więź Red z Transistorem
  • Świetny, niedosłowny scenariusz
  • Polska lokalizacja
  • Doznania audio-wizualne
  • Wciągające walki
  • Ustawienia poziomu trudności

Wady

  • Trochę za krótka
  • Bactracking na samym końcu

Jeden z najlepszych indyków AAA, w jakie miałem okazję zagrać. Brać bez mrugnięcia okiem.

Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper