Wilk z Wall Street - historia prawdziwa. Jak sfinansowano wielkie dzieło Martina Scorsese

Wilk z Wall Street - historia prawdziwa. Jak sfinansowano wielkie dzieło Martina Scorsese

Dawid Ilnicki | 01.11.2020, 17:00

“Wilk z Wall Street” Martina Scorsese to pasjonująca opowieść o wybitnym oszuście, człowieku skrojonym idealnie pod warunki późnego kapitalizmu, którego działalność wiele mówi o tym jak funkcjonuje na świecie sektor finansowy. Mało osób jednak wie, że bodaj najciekawszym aspektem tego dzieła jest to w jaki sposób zostało ono sfinansowane.

Sporą popularnością cieszą się ostatnio filmy opowiadające o realizacji znanych hitów filmowych, niezależnie czy chodzi tu o dzieła, które przeszły do historii kina, jak choćby “Obywatel Kane” (zaplanowany na ten rok “Mank”) czy też legendarne obrazy kina klasy Z, jak choćby “The Room” Tommy’ego Wiseau, którego dzieje opowiedział James Franco w “The Disaster Artist”. Wszystkie te produkcje przyjmują przeróżną konwencję: od poważnej, typowo biograficznej, a skończywszy na komediowej. Wyobraźmy sobie jednak sytuację, w której obraz traktujący o realizacji pierwotnego dzieła wygląda właściwie jak sequel do tego pierwszego. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Film, w którym świat fikcji i rzeczywistości zaczynają się przenikać do takiego stopnia, że w pewnym momencie nie jesteśmy w stanie stwierdzić co właściwie oglądamy. Czy widzimy Leonardo DiCaprio grającego Jordana Belforta czy też prawdziwego DiCaprio? Co tu robi sam Belfort? Z takim właśnie przypadkiem mamy właśnie do czynienia gdy weźmiemy pod uwagę realizację obrazu Martina Scorsese “Wilk z Wall Street”. W końcu niecodziennie się zdarza, by rząd Stanów Zjednoczonych posiadał prawa do filmu i mógł pobierać wszelkiego rodzaju tantiemy z tytułu wyświetlania go na całym świecie. Sami producenci obrazu, mało znana w środowisku firma Red Granite Pictures, zapłaciła ponad 60 milionów dolarów z tytułu nieprawidłowości związanych z pochodzeniem pieniędzy przeznaczonych na realizację projektu. 

W dodatku gwiazda obrazu Martina Scorsese, sam wielki Leonardo DiCaprio, musiał oddać warte kilkanaście milionów dolarów obrazy, podobnie jak statuetkę Oscara, przyznanego kiedyś Marlonowi Brando i choć oczywiście sam nie był przedmiotem dochodzenia, występował w tej sprawie jako świadek, a jego wizerunek został mocno nadszarpnięty. A wszystko przez znajomość z dwoma panami, głównymi bohaterami tej afery: malezyjskim biznesmenem Low Taek Jho, znanym jako Jho Low, i jego kolegą Rizą Azizem.

Malezyjski przekręt

Urodzony w 1981 roku Low Taek Jho pochodzi z całkiem zamożnej, ale nie należącej do klasy wyższej rodziny, która zainwestowała właśnie w jego wykształcenie. Jho Low trafił więc na Harrow, gdzie jego kolegami z grupy byli synowie i córki książąt azjatyckich i premierów krajów europejskich, a sam obrotny jegomość zawsze był postrzegany jako świetny organizator, który - wedle własnych słów - już wtedy zaczął bardzo mocno dbać o sieć kontaktów, które w przyszłości z pewnością mocno mu się przydadzą. Zaraz po skończeniu Harrow wylądował na prestiżowym Wharton School of Business gdzie miał sobie wymyślić pseudonim “Azjatyckiego Wielkiego Gatsby”. Tam ponoć miał zaprosić na wielką podróż po kasynach w Atlantic City samą Ivankę Trump jednak ta odmówiła, ponoć tłumacząc się tym, że jej noga nigdy nie postanie w paskudnych kasynach jej ojca…

Najważniejszym kontaktem wciąż stosunkowo młodego biznesmena okazał się drugi główny bohater tej historii, czyli Riza Aziz, z którym Malezyjczyk uczęszczał na zajęcia w jednej z prywatnych szkół w Londynie. Ojczymem rodaka Jho Low był Najib Razak, polityk malezyjski, który przez moment stał się premierem tego kraju. Wszyscy trzej wspólnie wpadli na pomysł wielkiego funduszu finansowego, mającego ratować kraj z wielkiego kryzysu ekonomicznego 2008 roku, promować największe atuty azjatyckiego państwa, a także zapewniać rodakom wysokiej klasy miejsca pracy.

Aziz do 2009 roku pracował jako bankier w Londynie jednak ten zawód dość niespodziewanie okazał się zbyt ryzykowny, szczególnie w obliczu wielkiego kryzysu ekonomicznego w 2008 roku; atmosferę tego mocno specyficznego momentu w historii najlepiej oddają dwa znakomite filmy: “Margin Call” (w Polsce znane jako “Chciwość”) J.C. Chandora i “The Big Short” Adama KcKaya. W 2009 roku wspomniany już ojczym Aziza, który został premierem, powołał do życia fundusz 1MDB (1 Malaysian Development Berhard), który zgodnie z założeniami miał inwestować w zieloną energetykę i turystykę tworząc wiele miejsc pracy dla Malezyjczyków.  Państwo wraz z firmą PetroSaudi na początku przeznaczyło aż 2.5 miliarda dolarów na jego funkcjonowanie. Wkrótce okazało się, że 700 milionów zostało przelane na fundusz zarządzanej przez Jho Low firmy Good Star. Szacunki dotyczące pełnej kwoty, którą mogło zarządzać 1MDB, są różne, najczęściej mowa jednak o 10 miliardach dolarów. Niemal połowa z nich wypłynęła w serii przedziwnych przelewów na różnego rodzaju spółki, którymi zarządzali oczywiście nasi bohaterowie.

Życie jak w Madrycie

Wilk z Wall Street - historia prawdziwa. Jak sfinansowano wielkie dzieło Martina Scorsese

Powracający do USA Jho Low, mający już solidnie ukształtowaną sieć kontaktów, nagle stał się więc mężczyzną wręcz obrzydliwie bogatym i chętnie korzystał ze wszelkich dobrodziejstw, szastając kasą na prawo i lewo. Znane było na przykład jego upodobanie do Paris Hilton, w której prawdopodobnie się podkochiwał, i którą często widziano w jego towarzystwie. Do dziś można znaleźć w Internecie zdjęcia pulchnego Azjaty tulącego się do uśmiechniętej celebrytki na jednym z ponoć licznych w tym czasie wspólnych bankietów. Niektórzy znajomi Malezyjczyka przekonują, że gwiazda za każdym razem dostawała minimum 100 tysięcy dolarów za imprezowanie z nim, a dodatkowo w dzień jej 29-tych urodzin Lho wręczył jej 250 tysięcy w żetonach kasynowych i poprosił, by dołączyła do niego.

Jak każdy typowy nuworysz, który nagle dopada do skarbca i może kupować co mu się tylko żywnie podoba, Jho Low nie miał w tym żadnego umiarkowania i wydawał pieniądze na co tylko popadnie. Często bywał widziany na aukcjach dzieł sztuki, które oczywiście nabywał bez nawet najmniejszej wiedzy, traktując je jako inwestycję na przyszłość, choć niektórzy porównywali to raczej z jedzeniem chipsów. Kupowanie obrazów uznanych malarzy - jak zdążymy się przekonać - pomoże mu jednak w przyszłości. Wynajmowanie jachtów, w tym słynnej maszyny Paula Allena, która była wyposażona w prywatne kino i lądowisko dla helikopterów to była normalka. Szacuje się, że pomiędzy październikiem 2009 a czerwcem 2010 roku grupka wesołków wydała na alkohol, grę w kasynie, prywatne odrzutowce, a także płacenie za obecność celebrytek, takich jak Hilton, aż 85 milionów dolarów. Kwota, przy której blednie marne 70 milionów złotych wydane na wybory w Polsce, które się nie odbyły, łączy je jednak to, że w obu przypadkach za te szaleństwa zapłacili obywatele danych krajów.

Około 2014 roku Low ostatecznie zrezygnował z próby zdobycia kobiety swego życia i zaczął być widywany w towarzystwie słynnej modelki Mirandy Kerr, której sprezentował zresztą diamentowy naszyjnik za 2 miliony dolarów, a także specjalne, półprzezroczyste pianino, którym kobieta chwaliła się zresztą na filmiku do sesji Vogue. To był najlepszy czas w życiu malezyjskiego oszusta, moment w którym mógł on krzyczeć do słynnego rapera Busty Rhymesa, który w towarzystwie znanego producenta Pharella Williamsa występował akurat na scenie: “Hej! Należysz do mnie! Jesteś moją dziwką!”, będąc współwłaścicielem EMI Group, której artystą był właśnie Rhymes. Chwile chwały nie trwały jednak długo, bo Low szybko zaczął mieć problemy, które ostatecznie doprowadziły do jego upadku.

Wejście do świata filmu

Wilk z Wall Street - historia prawdziwa. Jak sfinansowano wielkie dzieło Martina Scorsese

Wróćmy jednak do najbardziej interesującego nas momentu. W 2010 roku, jeszcze wraz z Paris Hilton, Jho Low był widziany na finale Mistrzostw Świata w piłce nożnej, rozgrywanych w RPA. W ich towarzystwie można było wypatrzyć wiele gwiazd kina, m.in. Leonardo DiCaprio. Co ciekawe w tym samym roku funkcjonowanie rozpoczęła firma producencka Red Granite Productions, której przewodzili znany nam już Riza Aziz, a także Joey McFarland. Jej pierwszy film miał premierę w 2012 roku jednak bombą była dla wszystkich informacja, która pojawiła się rok wcześniej, kiedy Red Granite ogłosiło, że wykupiło prawa do ekranizacji wspomnień słynnego oszusta Jordana Belforta. W filmie tym, wyreżyserowanym przez Martina Scorsese miał zagrać sam Leo DiCaprio, dla którego był to zresztą projekt życia, na który długo nie mógł znaleźć sponsorów.

Oczywiście tak jak w przypadku wszystkiego co robili Jho Low i Aziz wiadomość ogłoszono z prawdziwą pompą. Zrobiono wielką imprezę, na którą przyleciał Kanye West, a wśród publiczności - obok samego DiCaprio - wypatrzono choćby Bradleya Coopera. Sam Aziz krótko streścił o czym będzie to film: “To opowieść o człowieku, który przechodzi drogę od zera do bohatera, dostaje wszystko w jednej chwili, a później wpada w sieć uzależnień od narkotyków, prostytutek i alkoholu. I kiedy znajduje się już na szczycie w dół sprowadza go amerykański rząd”. Brzmi znajomo, szczególnie w kontekście dalszej historii naszych bohaterów . Aziz dodał jeszcze coś, co dziś brzmi wyjątkowo złośliwie: “Widz tego filmu otrzyma migawkę tego jak wygląda obecnie amerykański kapitalizm”. Zaiste, tak właśnie się stało!

Najpiękniejsze w tej historii wydaje się chyba małe cameo samego Jordana Belforta, który naturalnie uczestniczył w przygotowaniach tego filmu, choćby na samym początku, sprzedając prawa do ekranizacji własnych wspomnień. Sławny oszust został zaproszony na wspomnianą prezentację w Cannes gdzie mógł zaobserwować jak bawią się odtwórcy głównych ról, a także sami producenci. To co zobaczył wywołało w nim dobrze znane uczucie deja vu. Jak później opowiadał: “Film nie wszedł jeszcze w fazę produkcji, a oni już świętowali. Wydali na to chyba ze 3 miliony dolarów. Kiedy pojawił się Kanye West, powiedziałem do Anne (jego dziewczyny): To pieprzony scam! Ktokolwiek urządza tego typu imprezy robi je za skradzione fundusze. Nikt nie wydawałby w ten sposób własnych, ciężko zarobionych pieniędzy!”. Belfort twierdził, że twórcy oferowali mu pieniądze, a także wiele kosztownych rzeczy, ale sam ich nie wziął, bo jak stwierdził, nauczył się na swoich błędach i nie chciał mieć z tym szemranym towarzystwem nic wspólnego.

Gorzki koniec 

Takich oporów nie miał sam Leonardo DiCaprio, który otrzymał, od swego nowego przyjaciela, Jho Low m.in. warty 9.2 miliona dolarów obraz Basquiata i dzieło Picasso, które kosztowało 3.2 miliona. Malezyjczyk sprezentował również gwiazdorowi statuetkę Oscara, którą otrzymał Marlon Brando, za film “Na nabrzeżach”. Relacja z aktorem była kluczowa głównie z powodu małego doświadczenia producenckiego grupy Red Granite i wyjątkowo dobre stosunki z aktorem podkreślał w wywiadach sam Riza Aziz. Kontrowersje wokół Red Granite zaczęły narastać jednak na długo po premierze “Wilka z Wall Street”, po realizacji sequela do filmu “Głupi i głupszy” braci Farrelly z 2014 roku. Od realizacji tego obrazu zostali odsunięci dwaj producenci, którzy pozwali firmę, twierdząc przy okazji, że wiedzą, iż była ona finansowana z pieniędzy pochodzących z przestępstwa.

Na tego typu źródła zwracał uwagę choćby Gawker i to już w momencie gdy po powrocie z Malezji wielką gotówką zaczął szastać Jho Low. Portal opublikował kilka artykułów, w których próbowano zgadnąć czyje pieniądze tak naprawdę wydaje malezyjski nuworysz, bo że był to właśnie taki przypadek wiedziano od początku. O upadku zadecydowała kwestia, która decyduje w takich wypadkach najczęściej: zemsta oszukanego wspólnika. Tym był bowiem Xavier Justo, który nie otrzymał 2 milionów dolarów należących mu się po tym jak jego byli wspólnicy wykosili go z biznesu, wartego ostatecznie więcej niż miliard dolarów. 90 gigabajtów danych, którymi Justo zaszantażował byłych partnerów, dały wgląd w jedną z największych afer finansowych w historii Malezji, w której finansowanie rzeczonego “Wilka z Wall Street” było jedynie mało znaczącym - z punktu widzenia kwot pieniężnych, które nagle zniknęły - elementem całej układanki…

Z punktu widzenia obserwatora popkultury jest to jednak wątek naprawdę pasjonujący. Z pewnością wielu ludzi zastanawia się jak są finansowane największe dzieła filmowe, w niektórych wypadkach dopiero po latach dowiadujemy się, że w użyciu były pieniądze pochodzące z przestępstwa. W tym przypadku dochodzi jeszcze tematyka samego dzieła, które w wyjątkowo zjadliwy sposób krytykuje świat ludzi obrzydliwie bogatych. Firma, która sfinansowała obraz opowiadający o jednym z największych oszustów przełomu wieków tak naprawdę była bowiem finansowana z wielkiego scamu, na którym poznał się wyłącznie sam Jordan Belfort! Ktoś określił tę aferę mianem sztuki imitującej życie, imitujące sztukę.

Film o ludziach, którzy myśleli, że są ponad prawem dopóki nie zostali złapani został sfinansowany przez ludzi, którzy myśleli, że są ponad prawem dopóki nie zostali złapani… Jho Low co prawda nie znalazł się jeszcze za kratkami, ponoć ukrywa się gdzieś w Chinach. Aziz został aresztowany w 2019 roku, a jego ojczym Najib Razak został pierwszym premierem kraju skazanym na 12 lat więzienia. Na spłatę pieniędzy, które stracono w trakcie całej afery, pracuje także film Martina Scorsese, ale jak zwykle bywa w takich wypadkach mało kto spodziewa się, że Malezyjczykom uda się je odzyskać w całości.

Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper