Tenet (2020) – recenzja filmu. Zasada

Tenet (2020) – recenzja filmu. Zasada

Jędrzej Dudkiewicz | 26.08.2020, 00:01

Kina niby są otwarte już od jakiegoś czasu. Pojawiło się w nich nawet kilka nowości. Ale i tak wszyscy wiemy, że prawdziwy powrót wielkiego ekranu to nowy film Christophera Nolana, którego premiera była przekładana tyle razy, że w pewnym momencie wydawało się, że nigdy nie nastąpi. Oto recenzja filmu Tenet (2020).

Fabułę trochę trudno jest streścić, nawet w kilku zdaniach, bez rzucania spoilerami, więc powiedzmy, że związany z CIA Protagonista (nie poznamy jego imienia) bierze udział w misji, której losy mogą zaważyć na przyszłości świata.

Dalsza część tekstu pod wideo

Tenet (2020) – recenzja filmu. Zasada

Tenet (2020) – recenzja filmu. Wizualny spektakl pozbawiony emocji

Nolan, jak to ma w zwyczaju, rozpoczyna swój film od skrupulatnie skonstruowanej i nakręconej sceny, która ma wywołać trzęsienie ziemi. A potem stawka zaczyna rosnąć. Tenet to produkcja emblematyczna dla tego reżysera, o którym można powiedzieć różne rzeczy, ale jednego z pewnością nie można mu odmówić – tworzy kino w pełni autorskie, mogąc pozwolić sobie na realizację wszystkich wizji, które przyjdą mu do głowy. I już chociażby za to go szanuję, co nie zmienia faktu, że nie wszystkie jego filmy cenię równie mocno (są przynajmniej dwa, których wręcz bardzo nie lubię). Tenet najbliżej do Incepcji, tak pod względem konstrukcji, jak i tematyki. Od pewnego czasu Nolana bardzo fascynuje czas i jego natura, którą lubi się bawić. Żeby nie zdradzać za wiele, napiszę, że tym razem chodzi o to, w którym kierunku czas biegnie i czy tychże kierunków może być kilka, a jeśli tak, to w jaki sposób na siebie oddziałują, co w związku z tym z wolną wolą oraz konsekwencjami podejmowanych działań i decyzji. Do samego konceptu i pomysłu wyjściowego nie można się za bardzo przyczepić – jest to intrygujące.

Pytanie, co z wykonaniem. I tu jest różnie. Zacznijmy od pozytywów – dla nikogo nie będzie chyba zaskoczeniem, że Tenet to wizualny spektakl. I nie chodzi nawet o to, że jest tu mnóstwo fajerwerków, bo to, co dzieje się na ekranie nie jest wcale aż tak bardzo rozbuchane, momentami wręcz jest zaskakująco skromnie. Mam na myśli fantastyczne zdjęcia, niezwykle precyzyjny montaż, dość oszczędne użycie efektów specjalnych. Pod kątem tego, jak film wygląda nie można mu absolutnie niczego zarzucić (tym lepiej oglądało się go w IMAX-ie); trochę gorzej jest z dźwiękiem, to znaczy co jakiś czas muzyka jest zbyt bombastyczna, przez co człowieka może nawet zacząć boleć głowa. I wszystko byłoby wspaniale, gdyby w parze ze stroną wizualną szła fascynująca fabuła. Tyle, że nie idzie. O ile, jak wspomniałem, pomysł wyjściowy jest dobry, o tyle nie zostaje on jakoś specjalnie ciekawie rozwinięty. A przede wszystkim Tenet jest pozbawiony emocji. Autentycznie nic mnie nie obchodziło, co stanie się dalej i czy postaciom uda się to, co zamierzają. Może wynika to z tego, że bohaterowie to tak naprawdę chodzące ekspozycje, bo większość dialogów koncentruje się na tłumaczeniu sobie nawzajem (a przede wszystkim widzowi), co się dzieje i o co chodzi. Co jakiś czas trafiają się błyskotliwe wymiany zdań, ale jednak głównie gada się tu o tym, co robią i co mają zamiar zrobić bohaterowie. Część z nich pojawia się tylko po to, dosłownie na pięć minut, by pchnąć fabułę do przodu, a potem znikają. Podobnie w sumie jest z niektórymi wątkami. Podobnie było w sumie w Incepcji, jednak odnoszę wrażenie, że tam paradoksalnie stawka, przez to, że mniejsza (nie chodziło o ratowanie świata), ale o wiele czytelniejsza i bardziej osobista, była po prostu bardziej interesująca. W efekcie Tenet jest według mnie po prostu trochę pusty.

Tenet (2020) – recenzja filmu. Paradoksalnie dobre aktorstwo

Używam słowa paradoksalnie, bowiem w związku z tym, że bohaterowie tłumaczą głównie, co się dzieje i co planują aktorom mogło być trudno stworzyć pełnokrwiste kreacje. A jednak się to jakoś udało. Grający Protagonistę John David Washington ma w sobie odpowiednio dużo pewności siebie i swoistej nonszalancji. Można uwierzyć, że jest to człowiek, który idzie przed siebie niczym czołg, a niezachwiana wiara we własne możliwości pozwala mu osiągnąć cele. Jeszcze lepszy jest Robert Pattinson, który wnosi do filmu odrobinę tajemniczości i niepewności (nie zawsze wiadomo na 100%, po której stronie stoi), a także luzu. Z kolei Kenneth Branagh sprawdza się (nie pierwszy raz zresztą) jako groźny przeciwnik, chociaż są momenty, gdy balansuje na granicy aktorskiej szarży.

Tym bardziej szkoda, że Nolana tym razem zawiodły umiejętności scenopisarskie. Tenet ogląda się dobrze, film ma tempo i raczej nie nudzi, jednak o ile Incepcję miałem ochotę obejrzeć raz jeszcze, także po to, by niektóre elementy lepiej przeanalizować, głębiej zrozumieć, sprawdzić, czego nie zauważyłem za pierwszym razem, a także pobawić się w wyliczenie zasad, które Nolan wpierw ustanowił, a potem złamał (co jakiś czas mu się to zdarza), o tyle Tenet wywarł na mnie koniec końców tak nikłe wrażenie, że po wyjściu z kina w ogóle nie siedział mi ten film w głowie nie mam specjalnej ani ochoty, ani potrzeby, by zobaczyć go jeszcze raz. Co nie zmienia faktu, że z pewnością wiele osób będzie nowym dziełem Nolana zachwyconych, więc tym bardziej nie powinniście się przejmować moją opinią, tylko sami wybrać się do kina i je obejrzeć.

Atuty

  • Dobry pomysł wyjściowy…;
  • Strona wizualna to najwyższy możliwy poziom;
  • Dobre aktorstwo

Wady

  • …Ale pozbawiony jakichkolwiek emocji;
  • Dialogi to w 98% wyłącznie ekspozycja, mająca tłumaczyć, co się dzieje i o co chodzi;
  • Momentami za bardzo bombastyczna muzyka

Tenet (2020) to zdecydowanie nie jest film idealny. Raczej dobry na raz, czego nie można powiedzieć o wielu innych filmach Christophera Nolana.

6,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper