Dlaczego uważam The Last of Us za grę przereklamowaną

Dlaczego uważam The Last of Us za grę przereklamowaną

kalwa | 16.08.2020, 15:00

The Last of Us okrzyknięte zostało jedną z najlepszych gier nie tylko ubiegłej generacji, ale w ogóle. Uważam, że trochę niesłusznie, bo gra nie jest tak genialna jak większość uważa.

Zanim zagrałem w The Last of Us spotkałem się z wieloma opiniami, że jest to najlepsza gra, jaka kiedykolwiek powstała - zwłaszcza jeśli chodzi o fabułę. W tych wszystkich zachwytach nie zapomniano jednak o rozgrywce, bo i ona określona została nadzwyczajną. Szybko przekonałem się, że to pod wieloma względami gra najwyżej dobra. Pomijając oczywiście grafikę, bo pod tym względem, zwłaszcza jeśli chodzi o PlayStation 3, hit Naughty Dog pokazał najwyższą jakość. To jednak tylko grafika, a za samo to 10/10 nie powinno być wlepiane.

Dalsza część tekstu pod wideo

The Last of Us szybko staje się monotonne

Dlaczego uważam The Last of Us za grę przereklamowaną

Zacznę od rozgrywki, bo to pierwszy problem, który rzucił mi się w oczy, zwłaszcza przy tak długim czasie gry. Na pierwsze przejście wybrałem sobie najwyższy dostępny poziom trudności - czyli wysoki. Byłem przekonany, że normalny (ewentualnie średni - zależy jak wolicie go nazywać), nawet w grze tego typu, nie będzie stanowić wyzwania. Niestety nawet ten wybór nie był do końca satysfakcjonujący, bo większy problem miałem w zaledwie dwóch sytuacjach. I to bez trybu nasłuchiwania, który od razu wyłączyłem wyśmiewając podobny koncept. Dzisiaj bym pewnie tego nie zrobił, bo stałem się o wiele bardziej wygodny i leniwy, ale wtedy podobna opcja była dla mnie niedopuszczalna. Wspominam o tym, bo odkąd przesiadłem się na PlayStation 3, zauważyłem że większość gier jest po prostu zbyt łatwa i często nawet poziom najtrudniejszy nie daje odpowiedniego wyzwania.

Odkładając jednak na bok sam poziom trudności, tak jak wspomniane jest w nagłówku, The Last of Us szybko staje się bardzo monotonne. To pewnie dlatego, że przez całą grę powtarzamy 3 większe czynności, które nie są niczym urozmaicone - poza zmianą kolejności. Zwykle wygląda to tak, że po dotarciu do nowego miejsca/pomieszczenia przeszukujemy je lub zabijamy przeciwników w nim obecnych, ewentualnie słuchamy dialogu i idziemy dalej. I tak przez całe 18 godzin - bo tyle zajęło mi pierwsze przejście gry. Oczywiście mamy jeszcze tworzenie przedmiotów i szukanie poukrywanych znajdziek, ale to przecież za mało żeby mówić o urozmaiceniu. Powiedzmy, że jedno takie urozmaicenie się pojawia - niech to będzie strzelanie podczas wiszenia do góry nogami, czy walka z purchlakiem - ale to już na siłę.

Dlaczego uważam The Last of Us za grę przereklamowaną

Wiele zarzutów mam do inteligencji przeciwników, którzy (na szczęście i nieszczęście) nie zwracają uwagi na biegających i hałasujących towarzyszy. Jest to tym zabawniejsze, jeśli wziąć pod uwagę, że Neil Druckmann inspirował się Ico podczas tworzenia konceptu na swoje życiowe dzieło. Ochranianie towarzyszki to najważniejszy (albo jeden z takowych) element rozgrywki w grze Fumito Uedy. Tak czy siak, samo przekradanie się pomiędzy przeciwnikami okazało się banalnie proste. Wystarczyło z odpowiednim naciskiem wychylać analog przed siebie, w zależności od przeciwników, których chcemy ominąć. Nie jestem jakimś specem od gier polegających na skradaniu, mimo iż wychowałem się na Splinter Cell, czy Metal Gear Solid (ta druga seria nie powinna zostać teraz przeze mnie wspomniana, bo swoich charakterem za bardzo różni się od typowej skradanki - nieważne) - ale TLOU było pod tym względem po prostu zbyt łatwe. Nie tak powinno być, bo przecież hit Naughty Dog opowiada o walce o przetrwanie w okrutnym i wyniszczonym świecie.

Fabuła The Last of Us to nic odkrywczego, wstrząsającego, czy dołującego

[Poniższy fragment będzie zawierać treści zdradzające fabułę, jeśli więc nie macie tej opowieści za sobą, a zamierzacie ją poznać, pomińcie ten akapit].

Dlaczego uważam The Last of Us za grę przereklamowaną

The Last of Us największe pochwały zebrało za fabułę. Bardzo doceniono charakter przedstawionych postaci, ich pogłębiającą się relację i podróż jaką wspólnie przebywają. Zacznę od początku. Nie wiem jaki cel przyświecał twórcom podczas pokazywania sceny, w której córka Joela umiera. Na moje oko jest to po prostu zapowiedź tego co stanie się później i w żadnym stopniu nie miało to wywołać naszego wzruszenia. Obu postaci w zasadzie nie znamy i efekt byłby znacznie lepszy, gdyby prolog był przedłużony o jakiś spokojny dzień (lub dwa) z ich wspólnego życia. Dałoby to nam czas na zapoznanie się z nimi, może nawet przywiązanie się do nich i sam wybuch epidemii byłby bardziej zaskakujący i szokujący, wraz ze śmiercią bliskiej osoby głównego bohatera. Tak jednak się nie stało i osłabia mnie gdy słyszę, że ktoś się rozryczał na tej scenie, bo sam ma córkę.

Hype widocznie był tak wielki, że ludzie po prostu stracili rozum i nie trzeba było nawet niczego budować. Bo ja rozumiem wszelkie wzruszenia w związku ze śmiercią ukochanych postaci, ale żeby te postacie w jakiś sposób choćby polubić, trzeba trochę czasu. Nie wspominając o tym, że ta scena jest po prostu głupia, bo z jakiego powodu Joel I Sarah zostali rozstrzelani? Nie mieli żadnych oznak zakażenia - jak choćby prawdziwek czy muchomorów na czole, czy torsie. Nie zachowywali się jak wrzeszczące dzikusy, więc nie trzeba było ich zabijać. Wystarczyło ich po prostu pojmać i poddać kwarantannie. No ale wtedy nie byłoby całej fabuły, a przynajmniej nie poprowadzonej w ten sposób. Tak czy siak, to pierwsza wtopa jeśli chodzi o scenariusz, zwłaszcza jeśli twórcy chcieli nas poruszyć. Cóż jednak poradzić, na ludzi to zadziałało.

Dlaczego uważam The Last of Us za grę przereklamowaną

Jeśli chodzi o całą relację Joela i Ellie, ta również została poprowadzona po łebkach. Przez całą grę przysłuchujemy się w większości bzdurnym dialogom o podawaniu drabiny, czy podsuwaniu kontenerów. Wyjątkami są opcjonalne dialogi, które i tak w żaden sposób nie dają nam poznać obu postaci, bo jest ich po prostu zbyt mało. Jest mnóstwo okazji do wprowadzenia ciekawej rozmowy, czy sytuacji, ale jest to niestety w niewielkim stopniu wykorzystane. Co z tego, że Joel to milczek i maruda, który początkowo nie przepada za Ellie? Tym bardziej powinno być ciekawiej. Tymczasem większość dialogów szybko zostaje urwana, bo temu nie chce się gadać. Sytuacja zmienia się dopiero pod koniec gry, kiedy dwójkę postaci widzimy po dłuższej przerwie. Wtedy nagle są bliskimi przyjaciółmi, mają o wiele lepszy kontakt. Szkoda tylko, że twórcy nie pokusili się o pokazanie rozwoju tej relacji - a przynajmniej nie bardziej, bo pokazanie morderczego szału Ellie i jej opieki nad Joelem to w moim odczuciu za mało. Mamy więc nagły przeskok, bez żadnej analizy charakterów, przeszłości postaci - ot, to się po prostu dzieje bez naszego udziału. Jak dla mnie to zwykłe pójście na skróty i głównie przez to nie byłem w stanie przywiązać się do tych postaci i stwierdzić, że ich relacja jest najmocniejszą cechą gry.

Zakończenie to kolejna para kaloszy. Cała podróż okazała się przebyta niemal na marne. Niemal, bo obie postacie zyskały siebie nawzajem. Egoistyczne podejście Joela nie powinno być szokujące, choć tu znów mamy pójście na skróty. Nie uwierzę w to, że uśmiercenie Ellie było jedynym sposobem na wynalezienie antidotum - można to było zrobić bez żadnego zabijania, no ale wtedy nie byłoby tak dramatycznie. Niemniej, przez ten zabieg Joel zestawiany jest z innymi antybohaterami z gier, bo przecież postawił siebie nad całą ludzkość - jak większość by zrobiła. Nie ma więc w tym nic wstrząsającego, zwłaszcza jeśli widziało się to i owo w popkulturze.

The Last of Us nie jest mesjaszem i nie zasługuje na maksymalne oceny

Dlaczego uważam The Last of Us za grę przereklamowaną

Gdyby tego wszystkiego było mało, The Last of Us nie wystrzegło się rażących niedoróbek, które w podobnej grze nie powinny mieć miejsca. Ja rozumiem, że nawet jeśli gra otrzymuje 10/10, nie jest idealna - jest po prostu wybitna i jej wady są przyćmione ogromnymi zaletami. Dla mnie tych zalet nie ma, ale są inne rażące wady. Jak choćby końcowa scena z gry, kiedy to Joel stwierdza, że nie mogą pojechać dalej. Z ciekawości ruszyłem się do tyłu, żeby sprawdzić drogę którą przybyli. Okazało się jednak, że jest ona zawalona i raczej nie do przebycia. Samochodem przed siebie też dalej nie mogli pojechać, bo ulica jest nieprzejezdna, a scena sugeruje, że zepsuł się pojazd. Takich sytuacji jest niestety więcej. Ja rozumiem, że to gra liniowa i przebytą drogę się odcina, ale można było zrobić to w lepszy sposób, tak jak w wielu innych grach.

Z kolei ta legendarna dbałość o szczegóły mam wrażenie odnosi się jedynie do wykonania otoczenia i postaci (zwłaszcza tych głównych). Lokacje faktycznie są bogate w detale, ale znów przykładowy brak śladów po wejściu w plamę krwi, czy sposób w jaki się ona rozlewa (gry z PS2 robiły to lepiej) zakrawają o niedbałość. Źle mi się też strzelało i nie mówię nawet o całym bujaniu celownika (co i tak jest raczej niepotrzebne), ale o reagowaniu przeciwników na otrzymywany ołów. Broń też ma jakąś małą moc i przez większość czasu odnosiłem wrażenie, że strzelam jakimiś kapiszonami. No ale produkcje Naughty Dog od zawsze miały kiepski model strzelania, więc nie było to dla mnie zaskoczeniem. Po takich grach jak Max Payne 3 po prostu nie potrafię docenić tego co w temacie zrobiło najbardziej ulubione studio graczy Sony.

Powyżej poruszone tematy ukazują moje zdanie i to dlaczego uważam, że to gra przereklamowana i nie zasługuje na ogrom pochwał jaki zebrała. Tym bardziej, że są gry, które wiele rzeczy zrobiły lepiej. Pierwsze co mi przychodzi do głowy jeśli chodzi o wspólną podróż dwójki postaci, to pierwszy sezon The Walking Dead - Season One od Telltale Games. Nie ma tu wypalającej oczy grafiki, pod względem technicznym produkcja pozostawia wiele do życzenia, ale to jak poprowadzono relację Lee i Clementine zasługuje na uznanie. Przy pamiętnej scenie podczas końcówki gry ryczałem jak bóbr, bo po prostu mocno przywiązałem się do tych postaci. W NieR również o wiele lepiej poprowadzono relację postaci, które z początku bardzo siebie nie lubią. Kolejnym takim przykładem niech będzie Life is Strange - bo ta znów w dużym stopniu opiera się na relacji. Wszystko potęguje fakt różnych zakończeń i wyborów podejmowanych na przestrzeni opowieści. Kolejny przykład to BioShock Infinite, ale to jedna z tych gier, które bez większych problemów określanych jest sztuką. Tyle dobrego, że w The Last of Us jest Ellie, bo bez niej ta gra w ogóle nie byłaby warta uwagi. Jestem zdania, że relacje są o wiele lepiej poprowadzone w The Last of Us Part II, gdzie postacie faktycznie o czymś rozmawiają i dają się poznać. Wiele elementów jest wykonanych lepiej, sama gra jest ciekawsza, ale znów zbyt monotonna i rozwleczona. To jednak temat na inny tekst.

Spodziewam się, że większość z Was nie zgodzi się z moją opinią, ale w takim wypadku skłaniam do kulturalnej wymiany zdań, czy próbie udowodnienia mi, że się mylę. Zapraszam do komentarzy.

cropper