Najbardziej niedoceniane filmy science-fiction ostatnich lat

Najbardziej niedoceniane filmy science-fiction ostatnich lat

Dawid Ilnicki | 07.08.2020, 21:58

W ostatnich latach pojawia się coraz więcej niezależnych filmów, ze stosunkowo małym budżetem, które należą do do gatunku science fiction lub jemu pokrewnych. Widzowie spodziewają się zupełnej tandety i taniochy, a tymczasem często otrzymują całkiem sprawne widowisko, które w ciekawy sposób maskuje budżetowe niedomagania.
 

Filmy fantastyczne z rzadka umykają czujnym radarom fanów kina. Z jednej strony bowiem kojarzymy je głównie z produkcjami blockbusterowymi; nawet jeśli tego typu widowiska nie otrzymują wysokich ocen, często warto się nimi zainteresować ze względu na ich wystawność. Z drugiej strony zaś mamy cały nurt niezależnych filmów fantastycznych, które za sprawą ciekawej fabuły lub inteligentnie wykorzystywanych elementów dekoracji potrafią zadziałać na wyobraźnię kinomana. Sami twórcy, po wypłynięciu na powierzchnię dzięki takim obrazom, mogą liczyć na angaż przy większych przedsięwzięciach, co było udziałem choćby Riana Johnsona i Garetha Edwardsa. Obaj reżyserzy najpierw zrobili chwalone filmy “Looper” i “Monsters” co skłoniło szefostwo Disneya do zatrudnienia ich przy kolejnych widowiskach z serii “Gwiezdne Wojny”.

Dalsza część tekstu pod wideo

W tym artykule pojawia się dziesięć mniej znanych (lub zupełnie nieznanych) filmów należących do różnych podgatunków fantastyki. Część z nich to bardzo udane dzieła, inne zachwycają świetnie tworzonym nastrojem, kolejne mogą zaciekawić głównie dzięki interesującej fabule. Na liście widzimy kilka obrazów europejskich co cieszy, bo pokazuje, że USA przestaje mieć monopol na tworzenie tego typu produkcji. Być może za jakiś czas i w Polsce znajdzie się ktoś kto podąży drogą Piotra Szulkina (“Golem”, “O-bi, O-ba, koniec cywilizacji”) czy też Andrzeja Żuławskiego (“Na srebrnym globie”) i pokusi się o stworzenie tego typu widowiska, które - jak pokazuje większość przykładów z poniższej listy - wymaga jednak świetnego warsztatu i ogromnej konsekwencji.

Eden Log

O tym, niezwykle interesującym, głównie ze względu na niesamowitą oprawę wizualną, filmie wspominałem już w jednym z poprzednich artykułów. Film Francka Vestiela może trochę przypominać “Trudno być Bogiem” Aleksieja Germana, uznawane za jeden z najlepszych filmów fantastycznych XXI wieku, w przeciwieństwie do rosyjskiego obrazu stawia jednak przede wszystkim na kreowanie niesamowitej, wręcz smoliście czarnej atmosfery i oczywiście odpowiednio skomplikowaną fabułę, która jednak z minuty na minutę jest coraz bardziej przejrzysta. I choć koncentruje się ona wokół tajemniczej rośliny, film ten często kwalifikuje się do gatunku cyberpunka. Zdecydowanie warto się zainteresować tą produkcją.

Druga Ziemia

Znana ostatnio głównie dzięki serialowi “OA” na Netflixie Brit Marling zagrała w kilku filmach, zaliczanych do gatunku niezależnego science-fiction. Jednym z nich jest właśnie obraz Mike’a Cahilla, w którym naukowcy nagle odkrywają obiekt identyczny do Ziemi. Na naszej planecie oglądamy zaś historię dwójki ludzi, których zbliża do siebie wypadek. Wspomniana aktorka gra kobietę, tuż po wyjściu z więzienia, po tym jak spowodowała wypadek, w którym zginęła rodzina pewnego kompozytora. Osobista historia w umiejętny sposób splata się z wielką tworząc film, który z pewnością nie można porównać choćby do “Melancholii” Larsa von Triera, ale dzięki umiejętnemu użyciu elementów znanych z kina science-fiction, ogląda się go całkiem dobrze

Śmierć cienia

Bardzo mało znana, ale pierwszorzędnie zrealizowana 19-minutowa krótkometrażówka, której pod względem estetycznym najbliżej jest chyba do steampunka. Ten nurt, mimo sporej reprezentacji w innych dziełach kultury, jak książki i gry komputerowe, nie został jeszcze w pełni wykorzystany w filmie. Belgijska produkcja opowiada o zmarłym żołnierzu, przebywającym gdzieś między światem żywych i martwych, który próbuje wrócić do świata żywych, jednocześnie podglądając kobietę, którą zafascynował się tuż przed śmiercią. “Śmierć cienia” to przykład ciekawej miniatury, przypominającej o jeszcze niezbyt mocno wyeksploatowanej estetyce, w której przydałby się wartościowy film.

Równoległa rzeczywistość (Coherence)

Przy całym szacunku do filmu “Primer” Shane’a Carrutha, który jest sztandarowym przykładem kreatywnego podejścia do science fiction, gdy ma się nikłe środki pieniężne, trudno jednak nie zgodzić się z tym, że jest to film zbyt skomplikowany, by można było go uznać za w pełni udane dzieło. Inaczej jest w przypadku produkcji Jamesa Warda Byrkita, która również kosztowała mało, a punktem wyjścia do niesamowitych wydarzeń w niej przedstawionych jest zwykła domowa impreza, na której przebywa grupa znajomych. Przelot komety sprawia, że w okolicy zaczynają się dziać przedziwne rzeczy. Obraz ten z pewnością nie ma tak wielkich ambicji jak wspomniany wcześniej “Wynalazek”, ale mimo dużego skomplikowania fabularnego nie jest tak trudną łamigłówką. Nie wymaga rozpisywania scenariusza na kartce po przynajmniej dwukrotnym seansie.

Synchronicity

Film został przeoczony przy tworzeniu artykułu dotyczącego produkcji z motywem podróży w czasie, a zatem czym prędzej należy naprawić ten błąd. Dzieło z 2015 roku w dość ciekawy sposób miesza ze sobą wspomniany popkulturowy topos, a także wyraźnie nawiązuje do klasyki kina neo-noir, w tym przede wszystkim “Blade Runnera”. Nieraz robi to aż za mocno, szczególnie słychać to w ścieżce dźwiękowej, ale nadrabia całkiem ciekawą fabułą, niezłą grą aktorską i interesującym zakończeniem. Niezależnie od tego czy mamy tu do czynienia jedynie z mało kreatywnym kopistą czy też twórcą, który chciał oddać hołd klasykom, film zdecydowanie warto zobaczyć, bo jest to solidna, rzemieślnicza robota.

Circle

Tego filmu nie należy pomylić z kompletnie nieudaną produkcją z 2017 roku, w której zagrali m.in. Emma Watson i Tom Hanks, niestety również należącą do gatunku fantastyki naukowej, która jest wyjątkowo nieudolną próbą nakreślenia wizji przyszłości. Z kolei obraz z 2015 roku to dość zręczny miks “Cube” i “Najsłabszego ogniwa”. Pięćdziesięciu ludzi z różnych grup społecznych budzi się w tajemniczym pomieszczeniu, a co kilka minut jedna z osób ginie. Wkrótce okazuje się, że członkowie tej grupy mogą głosować, którego z nich czeka niechybna śmierć, co nastręcza sporo problemów, tak natury moralnej, jak i taktycznej. Pomysł nie jest nowy, scenariusz do filmu podobno został zainspirowany klasycznym obrazem “12 gniewnych ludzi”. Film ogląda się świetnie, bo twórcom udaje się uprawdopodobnić całą sytuację i sprawić, że widzowie też zaczynają myśleć o tym co zrobiliby w takiej sytuacji...

Promień (Radius)

Interesujący kanadyjski thriller science-fiction z klasycznym bohaterem, który budzi się po wypadku samochodowym, nie pamiętając co się stało. Wkrótce wokół niego zaczynają się dziać dziwne rzeczy, a on sam początkowo próbuje je sobie tłumaczyć postępującą epidemią. Z czasem jednak dochodzi do innych wniosków. Bardzo sprawnie nakręcony film pokazujący, że mając dobrą do dyspozycji ciekawą historię i ładne plenery można bez wielkiego budżetu nakręcić ciekawy film science fiction.

Aniara

Podstawową wadą tego skandynawskiego filmu jest chyba to, że ma on potencjał na przynajmniej jeden pełny sezon miniserialu telewizyjnego, który jednak z odcinka na odcinek stawałby się coraz bardziej przygnębiający. Oto bowiem obserwujemy załogę pasażerskiego statku kosmicznego, który zabiera Ziemian na ich nowy dom na Marsie. Jak zobaczymy naprawdę niewiele potrzeba, by ów statek zboczył z kursu i choć oficerowie zarządzający tą eskapadą próbują uspokajać pasażerów, mówiąc, że z pewnością skorygują tor lotu, od początku wiadomo, że bardziej prawdopodobna jest podwójna wygrana w Totolotku. Na pokładzie powoli dojrzewa bunt, który z roku na rok coraz bardziej wyrodnieje. Posępna, ale też niezwykle wciągająca wizja, którą można by rozwijać w różnych kierunkach, a wspomniany obraz - będący adaptacją szwedzkiego poematu z 1956 roku - ledwie je zarysowuje.

Perspektywa (Prospect)

Kolejne dzieło należące bez wątpienia do klasycznego kina science-fiction, które niedostatki budżetowe nadrabia świetną kreacją obcej planety. Dwoje głównych bohaterów filmu to ojciec i córka, którzy podróżują w nieznane, w nadziei na znalezienie niezwykle cennego złoża klejnotów, które mogłoby ich ustawić do końca życia. Okazuje się jednak, że na najdalszych rubieżach wszechświata panują takie same dzikie zasady konkurencji jak na macierzystej planecie, gdyż dość szybko orientują się, że nie tylko oni mają tak ambitne plany. W filmie widzimy ledwie szóstkę aktorów, w tym dwójkę znaną z “The Wire”, co jak zwykle odnotowuję z satysfakcją, w tym najbardziej znanego z nich Pedro Pascal. Jest to niezwykle interesująca produkcja, która kosztowała ledwie 4 miliony dolarów, a jest lepsza niż wiele kosztownych widowisk tworzonych bez polotu. Stare skafandry i biedny statek kosmiczny także dodają “Perspektywie” uroku. Tak mogłyby za kilkadziesiąt lat wyglądać prywatne podróże w kosmos w poszukiwaniu okazji na wzbogacenie się, jeśli tylko do powszechnego użytku wejdą choćby drukarki 3D.

Kolor z przestworzy

Richard Stanley to nieco zapomniany twórca, który był jednym z bohaterów tegorocznego Octopus Film Festival gdzie pokazywano kilka jego filmów, takich jak “Hardware” i “Diabelski Pył”, a także wspomniany tutaj obraz, w którym reżyser wraca do tworzenia po kilkunastu latach przerwy. Reżysera z RPA inspiruje zarówno science-fiction, jak i horror co widać w kolejnych produkcjach. Film z 2019 roku to ekranizacja opowiadania klasyka horroru H.P. Lovecrafta z Nicolasem Cage’m w roli głównej. Sam wybór aktorski to oczywiście spore ryzyko, ale znany hollywoodzki gwiazdor pokazał choćby w “Mandy” Panosa Cosmatosa, że idealnie obsadzony potrafi zagrać jak nikt inny. Dla wielu “Kolor z przestworzy” to film, który można by podsumować podobnie jak sposób gry Cage’a, czyli przeszarżowany i efekciarski, ale i tak zdecydowanie warto się z nim zapoznać, choćby po to by z ciekawości sięgnąć do starych filmów niedocenionego tego twórcy.

Niewspomniane: “Cypher”, “Monsters”, “The Signal”, “Chronicle”, “Infini”.

Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper