Narcos: Meksyk, sezon 1 – recenzja serialu. Lepsza trawka, niż koka

Narcos: Meksyk, sezon 1 – recenzja serialu. Lepsza trawka, niż koka

Jędrzej Dudkiewicz | 15.11.2018, 18:52

Umarło Narcos, niech żyje Narcos. Netflix w zasadzie zakończył jeden ze swoich sztandarowych seriali, ale chwilę potem rozpoczął go na nowo, tylko, że już w innym miejscu i z zupełnie (no, z epizodycznymi wyjątkami) innymi bohaterami. Wszystko wskazuje też na to, że czeka nas co najmniej jeszcze jeden sezon Narcos: Meksyk.

Właśnie tam przenosimy się w najnowszej odsłonie opowieści o narkotykach. Jest początek lat 80. Niejaki Miguel Angel Felix Gllardo, były meksykański policjant, postanawia zostać najpotężniejszym baronem narkotykowym w kraju. W końcu wprowadza rewolucję: godzi ze sobą zwaśnione grupy tworząc pierwszy kartel. Na jego trop wpadają agenci DEA.

Dalsza część tekstu pod wideo

Narcos Meksyk

Narcos Meksyk

Mam pewien problem z Narcos: Meksyk. Nie chodzi o to, że historia nie jest wciągająca, wręcz przeciwnie, uwielbiam tego typu klimaty. Tyle, że w zasadzie nie ma tu nic, czego nie oglądalibyśmy już we wcześniejszych trzech sezonach Narcos. Każdy z nich miał jakąś wartość dodaną, zwłaszcza pierwszy, który przy okazji opowiadał pasjonującą historię polityczno-gospodarczo-społeczną Kolumbii i drugi, w którym twórcy pokazywali, co dzieje się z psychiką ludzi: i tych zmuszonych do ciągłej ucieczki i ukrywania się i tych, którzy ścigają tych pierwszych za wszelką cenę. W Narcos: Meksyk niewiele jest do powiedzenia na jakikolwiek temat. Ewentualnie można by uznać, że nowością jest sam kraj. Felix Gallardo bowiem tylko teoretycznie jest nietykalny i potężny. Odwrócone zostają relacje: to państwo i wysoko postawieni urzędnicy są ważniejsi i groźniejsi niż baron narkotykowy, który momentami, chociaż zarabia niewyobrażalne pieniądze, wygląda bardziej, jak ich chłopiec na posyłki niż partner. Gdyby trochę bardziej pociągnąć ten wątek, nieco bardziej rozbudować historię dopiero zaczynającej tak naprawdę swoją działalność DEA oraz powiedzieć coś więcej o współpracy Meksyku z kolumbijskimi kartelami, byłoby o wiele ciekawiej. A tak jest to wszystko wciągające, niekiedy bardzo emocjonujące (zwłaszcza pod koniec), ale ma się wrażenie, że jednak nie cały potencjał został wykorzystany i gdzieś w tym wszystkim zgubiła się szansa na powiedzenie czegoś więcej o przestępczości zorganizowanej zajmującej się narkotykami.

Bardzo dobre natomiast są postacie. Felix Gallardo i ścigający go uparcie agent DEA Kiki Camarena w wielu aspektach są do siebie bardzo podobni. Obaj są uparci, obaj chcą osiągnąć cel szybciej, obaj nie potrafią odpuścić i obaj zaniedbują przez to najbliższych. Świetny jest Diego Luna jako przez większość czasu mocno niejednoznaczny gangster. Z jednej strony osiągnął coś, co nie udało się wcześniej nikomu, bo miał wizję i wolę, by doprowadzić do swoistej rewolucji. Z drugiej strony dopadają go nie raz bezradność i wątpliwości, czy aby nie posunął się za daleko, czy nie powinien był w którymś momencie powiedzieć dość. Felix Gallardo potrafi być okrutny i bezwzględny, ale przez większość czasu nie jest wcale oszalałym i krwiożerczym człowiekiem. Grający Camarenę Michael Pena też jest dobry, bez problemu pokazuje irytację zastanym porządkiem rzeczy. Przez jakiś czas wygląda, jakby był jedyną osobą, której autentycznie zależy, by spróbować zmienić coś na lepsze. Pena tkwiącą w swoim bohaterze determinację odgrywa bezbłędnie.

Narcos Meksyk

Cały sezon jest nakręcony bardzo sprawie i ogląda się go świetnie, zwłaszcza, że ma bardzo dobre tempo. Trochę rozczarowuje zakończenie, które jest bardzo podobne do końcówki pierwszego sezonu Narcos, który został urwany w zasadzie niemal tuż przed zabiciem Pablo Escobara, o czym twórcy opowiadali przez kolejne dziesięć odcinków. Jak już wspomniałem, mieli pomysł, jak to zrobić. Nie mam pewności, czy tak samo będzie w tym przypadku. Chyba, że Netflix zdecyduje się na to, by dociągnąć historię co najmniej do 2006 roku, kiedy prezydentem Meksyku został Felipe Calderon. Postanowił on wydać wojnę kartelom narkotykowym, wysyłając do walki z nimi wojsko, co przyniosło tylko więcej chaosu i mnóstwo zabitych. Trwa to wszystko zresztą do dziś. Może twórcy znajdą sposób, by o tym wszystkim opowiedzieć i przy okazji zastanowić się nad tym, jaką rolę w tym wszystkim odegrały Stany Zjednoczone, polityka zera tolerancji, niechęć do – przynajmniej – dekryminalizacji narkotyków, jak rozwinęła się DEA, etc. Możliwości jest wiele. Należy trzymać kciuki, by zostały one zrealizowane. Póki co Narcos: Meksyk zdecydowanie warto obejrzeć, chociaż po seansie pozostaje lekki niedosyt.

Atuty

  • Wciągająca, momentami emocjonująca historia;
  • Ciekawi i bardzo dobrze zagrani bohaterowie;
  • Dobre tempo

Wady

  • Niewiele nowych obserwacji, brak głębszego dna w tym wszystkim;
  • Ryzykowne i trochę irytujące zakończenie

Narcos: Meksyk to kawał porządnego serialu, który jednak mógł być jeszcze lepszy.

7,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper