To był najlepszy i najgorszy rok Xboksa w historii. Microsoft wywiesił białą flagę czy rozpoczął rewolucję?
Jeszcze nigdy Microsoft nie miał tak rozbudowanych struktur. Jeszcze nigdy nie zaoferował w ciągu 12 miesięcy tak wielu gier. Jeszcze nigdy nie wypuszczał swoich produkcji na tak wiele platform. I... jeszcze nigdy nie był tak mocno krytykowany przez własną publikę. Jak wyglądał 2025 rok dla Xboksa?
Od lat Microsoft czekał na taki moment. Korporacja wreszcie zbudowała odpowiednie struktury, mogła systematycznie dostarczać kolejne gry i w teorii powinna świętować premiery oraz cieszyć się z kolejnych sukcesów. Zamiast tego byliśmy jednak świadkami wielu niespełnionych obietnic, narastającej frustracji graczy i coraz głośniejszych pytań o kierunek, w jakim zmierza marka Xbox.
Zacznijmy jednak od pozytywów, bo tych w 2025 roku dla fanów Microsoftu nie brakowało. W zasadzie było ich... najwięcej w historii. Nie każda gra oferowała najwyższą jakość i tylko nieliczne zebrały jednoznaczne pochwały od szerokiej publiki, ale ostatecznie Microsoft Gaming wypuścił na rynek aż 14 tytułów w ciągu 12 miesięcy. A jeśli doliczymy do tego wciąż rozwijane gry-usługi, zespoły giganta z Redmond odpowiadały w tym czasie za około 20 aktywnych produkcji.
Największy zestaw gier w historii
Microsoft w 2025 roku niemal w każdym miesiącu oferował nowe gry, ulepszał wcześniej wydane produkcje, wprowadzał nowe IP albo rozwijał już istniejące światy. Ostatnie 12 miesięcy były najbardziej płodne dla działu gier amerykańskiej korporacji w historii… i na tej liście naprawdę nie brakowało mocnych tytułów.
Xbox rozpoczął rok od niezłego Avowed, któremu daleko do najlepszych przygód Obsidian Entertainment, ale nowy świat ma potencjał, by w przyszłości pokazać swój prawdziwy charakter. Jednocześnie produkcja udowodniła, że zespół z Irvine w Kalifornii jest dziś jednym z najbardziej zapracowanych studiów Microsoftu – w lipcu deweloperzy dorzucili jeszcze Grounded 2 we Wczesnym Dostępie, a w październiku The Outer Worlds 2. Czy były to wielkie hity? Nie. Ale jeden zespół w ciągu roku wprowadził na rynek aż trzy gry.
Kwiecień przyniósł Microsoftowi bardzo miłą niespodziankę w postaci The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered oraz wciąż rozwijanego Towerborne – w tym drugim przypadku korporacja pełni rolę partnera, pomagając zespołowi w dostarczeniu gry na rynek. Maj to z kolei wielka premiera DOOM: The Dark Ages i choć część graczy powie „znowu to samo”, dla innych będzie to „znakomita kontynuacja”. Nie będę ukrywał – należę do tej drugiej grupy, bo nowy DOOM, choć nie odkrywa gatunku na nowo, zapewnia dokładnie taką, brutalnie dobrą zabawę, jakiej od tej serii oczekiwałem. Xbox dorzucił jeszcze Retro Klasyki, ale prawdziwa jazda zaczęła się dopiero w drugiej połowie roku.
Lipiec to bardzo udane Tony Hawk’s Pro Skater 3+4 oraz wspomniany wcześniej Grounded 2, a już w sierpniu Microsoft dorzucił kolejną niespodziankę w postaci Heretic + Hexen, a także dwa pewniaki: Senua’s Saga: Hellblade II Enhanced oraz Gears of War: Reloaded. Przygody Senuy i Marcusa powróciły i choć w obu przypadkach część graczy mówi „czegoś tutaj brakuje”, to wciąż były to kolejne, duże premiery w portfolio Xboksa.
Październik okazał się miesiącem dość nietypowym. Z jednej strony aż trzy premiery, z drugiej - ponownie zabrakło wielkiego hitu. Keeper to ciekawa, choć wyraźnie skromna przygoda; Ninja Gaiden 4 zachwyca fanów gatunku, choć nawet oni narzekają na „młodego” bohatera; a na rynku pojawił się jeszcze The Outer Worlds 2. Niby dobra gra, niby przyjemna kontynuacja, niby „więcej, lepiej, mocniej”, a jednak nawet w tym przypadku część odbiorców mówi wprost: czegoś tutaj zabrakło. Na koniec roku Xbox mógł jeszcze świętować premierę Call of Duty: Black Ops 7, ale trudno mówić tu o jakimkolwiek wyjątkowym balu. To raczej taka stypa, na którą musisz przyjść, bo za wszystko już zapłaciłeś – a na miejscu spotykasz tylko wujka, tego, którego nikt nie zaprosiłby na normalną imprezę.
Nie możemy jednocześnie zapomnieć o wsparciu dla wcześniej wydanych gier - Age of Empires & Age of Mythology: Retold, Diablo 4, Diablo Immortal, The Elder Scrolls Online, Fallout 76, Indiana Jones i Wielki Krąg (dodatek Zakon Olbrzymów), Minecraft, Overwatch 2, Sea of Thieves i World of Warcraft. Te wszystkie produkcje otrzymały większe lub mniejsze aktualizacje czy tez kolejne rozszerzenia. To gigantyczna praca wielu zespołów, która często jest pomijana - choć trzeba zauważyć, że po przejęciu Activision + Blizzard i Bethesdy, Microsoft jest gigantem w temacie gier-jako-usług.
I z jednej strony to „największy zestaw gier w historii”, ale raczej tylko jedna gra okazała się prawdziwym blockbusterem, który zadebiutował, osiągnął świetne wynik i gracze po odłożeniu kontrolera mówili wprost: chcemy więcej. DOOM: The Dark Ages pod względem skali i jakości wyróżnia się na tle pozostałych gier Microsoftu.
Złamana obietnica
I wymieniony wyżej zestaw wygląda dobrze. Trudno na tej ogromnej liście znaleźć dziesięć absolutnych hitów, ale jestem przekonany, że ten rozbudowany pakiet gier obroniłby się jako całość... gdyby Microsoft nie stracił po drodze swoich najwierniejszych fanów. A do tego doszło przez jedną, bardzo konkretną rzecz – złamaną obietnicę. Sympatycy doskonale pamiętają wypowiedzi Phila Spencera z momentu, gdy pierwsze gry Xboksa zaczęły trafiać na PlayStation 5. Mowa była wtedy o „teście”, o pojedynczych przypadkach, o sprawdzaniu rynku. Tymczasem - równolegle i po cichu - ogromna liczba zespołów pracowała nad przeniesieniem niemal całego katalogu Microsoftu na sprzęt konkurencji.
W ciągu zaledwie 12 miesięcy na PlayStation trafiły: Age of Mythology: Retold, Indiana Jones i Wielki Krąg, The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered, Forza Horizon 5, Age of Empires II: Definitive Edition, DOOM: The Dark Ages, Tony Hawk’s Pro Skater 3+4, Senua’s Saga: Hellblade 2 Enhanced, Gears of War: Reloaded, Ninja Gaiden 4, The Outer Worlds 2, Call of Duty: Black Ops 7 oraz Microsoft Flight Simulator 2024. To już nie był test - to była zmiana strategii w pełnej skali.
I o ile gracze prawdopodobnie byliby w stanie „przełknąć” nowego DOOM-a, odświeżonego Tony’ego Hawka czy nawet Hellblade 2, tak Gearsy i Forza - a do tego zapowiedź nowego Halo na PlayStation 5 - okazały się dla wielu fanów Xboksa granicą nie do przekroczenia. To właśnie w tym momencie pękła emocjonalna więź z marką.
Od kilku miesięcy, po wyraźnej zmianie kursu Microsoftu, bardzo łatwo natrafić w sieci na wypowiedzi najbardziej zagorzałych „ultrasów” Xboksa. Coraz częściej mówią oni wprost: Amerykanie wywiesili białą flagę, czas przesiąść się na PC, a Xbox… może kiedyś jeszcze „wróci”. Widziałem nawet komentarze w stylu „to chyba najwyższy czas sprawdzić PlayStation” - co najlepiej pokazuje, jak trudno części graczy pogodzić się z obecną sytuacją.
Tylko czy działania Microsoftu naprawdę powinny kogoś dziwić? Konsole Xbox sprzedają się słabo, Xbox Game Pass ma już ustabilizowaną bazę użytkowników, a produkcja gier AAA staje się coraz droższa i bardziej ryzykowna. Korporacje muszą reagować. Nawet Square Enix rezygnuje dziś z pieniędzy PlayStation za czasową ekskluzywność, a takie tytuły jak Silent Hill 2 Remake trafiają w końcu na sprzęt giganta z Redmond. Rynek się zmienił… pytanie tylko, czy Xbox zmienił się w sposób, który jego fani są w stanie zaakceptować.
Kilka fatalnych decyzji, postawienie na źle odebraną kampanię „This Is an Xbox” czy wręcz ironiczne podejście do graczy, którzy lata temu stali w kolejkach po swoje ulubione gry – dziś Microsoft zdaje się mówić: po co wam emocje, skoro wszystko macie w Game Passie. Tylko że w tym miejscu pojawia się bardzo proste pytanie: gdzie jest ta jakość? Patrząc na powyższe zestawienie trudno oprzeć się wrażeniu, że… nie w katalogu first-party Microsoftu.
Xbox Game Pass w 2025 roku faktycznie oferował mnóstwo znakomitych gier - Clair Obscur: Expedition 33, Hollow Knight: Silksong, Blue Prince, Monster Train 2, Citizen Sleeper 2: Starward Vector, The Alters czy BALL x PIT to produkcje świetne, często wysoko oceniane i bardzo dopracowane. Problem polega jednak na czymś innym: to nie są gry, które definiują markę Xbox.
Najlepsze pozycje w katalogu Game Passa to w dużej mierze mniejsze perełki - ambitne, kreatywne, ale jednak niszowe. W wielu przypadkach są to gry relatywnie tanie na premierę, więc spora część graczy i tak woli je po prostu kupić i mieć na własność, zamiast „wypożyczać” w ramach abonamentu. I to obnaża największy paradoks usługi Microsoftu: Game Pass świetnie sprzedaje cudze sukcesy, ale coraz gorzej broni własne. Bo jeśli największe emocje, dyskusje i zachwyty w 2025 roku generują gry, które równie dobrze mogłyby trafić do dowolnej innej usługi lub po prostu na Steam... to trudno mówić o katalogu, który buduje tożsamość platformy. A właśnie tej tożsamości Xboksowi dziś najbardziej brakuje.
Xbox stał się... za drogi?
W zasadzie, wspominając o Xbox Game Pass, nie sposób pominąć tematu ceny. 114,99 zł za najdroższą opcję, która gwarantuje dostęp do gier w dniu premiery? Powiedzmy sobie szczerze – dla wielu graczy to już zdecydowanie za dużo. Usługa Microsoftu w 2025 roku straciła swój największy atut: przestała być tanią alternatywą do grania w nowe gry na premierę.
Mam wśród znajomych wielu „weekendowych graczy”, którzy kupili Xboksy obecnej generacji i opłacali Game Passa właśnie po to, by 2–3 razy w miesiącu sprawdzić jedną, maksymalnie dwie głośniejsze nowości. Czy kończyli te gry? Nie. Czy chcieli wycisnąć je na 100%? Też nie. Ale oferta Microsoftu była dla nich idealna – tania, wygodna i bezpieczna dla portfela. Po ostatnich podwyżkach coraz częściej słyszę jednak, że Xbox Game Pass stał się po prostu za drogi jak na taki styl grania.
Podobnie wygląda sytuacja ze sprzętem. Jeszcze przed świętami „najpotężniejszy Xbox w historii” kosztuje 2849–2949 zł, czyli praktycznie tyle, co PlayStation 5 Pro. Owszem, w ofercie jest jeszcze Xbox Series S, ale nawet w tym przypadku część graczy może dojść do wniosku, że lepiej dopłacić i sięgnąć po PS5 Slim, które oferuje większe wsparcie premierowe i mocniejsze poczucie „platformowej przyszłości”.
I nie mogę pominąć jeszcze jednego wątku: „przenośnego Xboksa”, który w praktyce okazuje się po prostu przenośnym PC z logo Xboksa. Trudno tu mówić o dopracowanym systemie czy spójnej infrastrukturze - na premierę zabrakło rozwiązań, które realnie ułatwiałyby życie graczom i budowały poczucie obcowania z pełnoprawną platformą, a nie technologicznym eksperymentem. To bez wątpienia mocny, świetnie wykonany i obiecujący sprzęt, ale jednocześnie urządzenie, które nie otrzymało odpowiedniego wsparcia na start. A szkoda, bo właśnie ROG Xbox Ally X wydaje się dziś najważniejszym sprzętem Microsoftu od lat – to on pokazuje, w jakim kierunku zmierza filozofia next-genowego Xboksa. Problem w tym, że jeśli „nowy Xbox” ma funkcjonować tak, jak Ally X w dniu debiutu, bez jasnej wizji systemu i ekosystemu, to wielu graczy po prostu wybierze sprawdzone PlayStation 6, zamiast kolejny raz ufać obietnicom.
Najlepszy Xbox przegrywa generację?
Rok 2025 był dla Microsoftu niezwykle obfity, ale w wielu przypadkach zabrakło tego, co dla graczy najważniejsze - jakości ponad przeciętność. I nie chodzi wyłącznie o tytuły z problemami na premierę. W zbyt wielu przypadkach dostaliśmy po prostu „dobre” gry... solidne, poprawne, ale pozbawione tego efektu „muszę w to zagrać”. Całość i tak wypada lepiej niż w latach, gdy Xbox oferował 2-3 premiery rocznie, a fani z zazdrością patrzyli na konkurencję, która regularnie dowoziła wielkie hity.
Nie zmienia to jednak faktu, że Microsoft tę generację przegrał. Firma już otwarcie mówi o kolejnym sprzęcie, a wszystko wskazuje na to, że właśnie 2025 rok był momentem przełomowym dla marki Xbox. Korporacja zrezygnowała z realnej ekskluzywności i trudno dziś uwierzyć, by miała do niej wrócić. Nie zdziwię się, jeśli każda kolejna duża produkcja Microsoftu będzie od razu dostępna na PlayStation 5, a w przyszłości także na PlayStation 6.
Czy to źle? Patrząc na realia rynku... niekoniecznie. Tworzenie gier jest dziś coraz droższe, proces trwa coraz dłużej i tylko nieliczni wydawcy mogą sobie pozwolić na utrzymywanie dużych, kosztownych ekskluzywów. Problem polega na czymś innym: Microsoft przestał być firmą „dla fanów”, a stał się korporacją, w której przede wszystkim muszą zgadzać się tabelki w Excelu. To podejście racjonalne biznesowo, ale emocjonalnie zupełnie jałowe.
Ostatecznie jedno jest jednak pewne: Xbox nie jest już realną konkurencją dla Sony. Stał się raczej partnerem, dostawcą treści i wydawcą gier, które zasilają ekosystem PlayStation. A wierni fani amerykańskiej konsoli muszą to jak najszybciej zrozumieć... bo Xbox, jaki znali przez lata, właśnie definitywnie się skończył.
Przeczytaj również
Komentarze (19)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych