Na Intergalactic: The Heretic Prophet jeszcze sobie poczekamy? Może to lepiej! 

Na Intergalactic: The Heretic Prophet jeszcze sobie poczekamy? Może to lepiej! 

Kajetan Węsierski | Dzisiaj, 21:30

Są takie gry, które pojawiają się na horyzoncie jak obietnica kosmicznej odysei, ale im dłużej czekasz, tym bardziej zdajesz sobie sprawę, że może… To wcale nie jest wada. Intergalactic: The Heretic Prophet właśnie zaczyna wpisywać się w ten schemat. Z jednej strony rośnie ciekawość, z drugiej - rośnie też pewna ulga, bo w branży pełnej pośpiechu czasem właśnie oddech bywa największym sprzymierzeńcem. 

A przecież ten tytuł już od pierwszej zapowiedzi pachnie czymś większym. Ambitną wizją, która nie powinna trafić do nas na szybko, tylko być dopracowana w każdym detalu, jak porządna space opera w wersji premium. Dlatego jeśli faktycznie przyjdzie nam poczekać dłużej - może to nie kara, tylko szansa, by autorzy dowieźli coś naprawdę wyjątkowego. W końcu lepiej dostać hit, który potrzebował czasu, niż kolejnego „gotowca”, który ledwo skleja się na premierę.

Dalsza część tekstu pod wideo

Trudno przewidywać… 

Dzisiejsze gry to już nie „projekty”, tylko całe kontynenty do stworzenia. Światy tak ogromne, że potrafią połknąć dekady doświadczeń studiów, setki ludzi i budżety porównywalne z hollywoodzkimi filmami. W takim realiach próba wbicia premiery w konkretny miesiąc - i to na długo przed końcem produkcji - jest trochę jak obstawianie pogody pół roku do przodu. Niby można, niby jakieś widełki da się przewidzieć, ale życie i tak dopisze swoje. 

Intergalactic: The Heretic Prophet
resize icon

Do tego dochodzi technologia. Nowe generacje konsol i PC to jednocześnie ogromne możliwości i jeszcze większe wyzwania optymalizacyjne. Każda platforma ma swoje kaprysy, każdy silnik własne niespodzianki. I jeśli na papierze projekt wygląda gotowo, rzeczywistość produkcyjna potrafi brutalnie uświadomić, że pół roku to za mało, by wszystkie elementy faktycznie „kliknęły”. Dlatego studia już dawno przestały wierzyć w magiczne daty - wiedzą, że dopóki gra nie zacznie działać jako spójna całość, każda deklaracja premiery jest ryzykiem. 

A i tak, co ciekawe, najwięcej zamieszania robią najwcześniejsze zapowiedzi. Te, które brzmią pięknie na eventach, ale potem latami wiszą w powietrzu jak widmo - bez gameplayu, bez konkretów, bez sensownej aktualizacji. Hype rośnie, presja rośnie, a twórcy walczą nie tylko z kodem, ale i z własnymi deklaracjami. W rezultacie mamy projekty, o których wiemy za wcześnie i za dużo, zanim w ogóle stają się „grą”.

Dlatego coraz trudniej dziś o zapowiedzi, które mają ręce i nogi. Każdy woli powiedzieć „coming when ready”, choć marketing - oczywiście - naciska na wcześniejsze teasery. I tak powstaje ten dziwny cykl: ogłaszamy coś na lata przed premierą, choć wszyscy w duchu wiedzą, że data pójdzie w odstawkę szybciej, niż pojawi się pierwszy zwiastun z rozgrywką.

Pośpiech przeciwnikiem dobrego

Pośpiech w gamingu to jak skracanie drzemki w poniedziałek rano - daje kilka minut więcej działania, a ostatecznie wszystko wychodzi gorzej. Gdy twórcy są zmuszani do szybkiego finiszu, pojawiają się znane wszystkim „grzechy produkcyjne”: bugi, półgotowe mechaniki, niewyrównany poziom trudności, a czasem nawet brakujące elementy fabuły. 

A przecież nikt nie chce, by jego wymarzony tytuł wylądował na premierę w stanie „naprawimy to patchem za trzy miesiące”, prawda?. W takim świecie wolniejsze tempo staje się wręcz luksusem, a najlepsze gry ostatnich lat - od Baldur’s Gate 3 po Elden Ring - udowadniają, że cierpliwość opłaca się bardziej niż jakikolwiek deadline.

Pozwolenie zespołom na pracę bez dusznej presji to najlepszy sposób na jakość. Prawdziwą, wyczuwalną w każdym detalu, nie tylko w trailerach. Jeśli developer ma czas, gracz dostaje produkt kompletny - wizja dojrzewa, mechaniki są dopieszczone, a świat gry naprawdę żyje. Jasne, długie oczekiwanie bywa frustrujące, szczególnie gdy mówimy o głośnych markach.

 

Intergalactic: The Heretic Prophet
resize icon

I tu wracamy do sedna: tak, czekanie jest okej… Ale wczesne zapowiedzi wciąż nie mają sensu. Bo trudno być cierpliwym, gdy gra została ogłoszona trzy lata temu, a od tego czasu widzieliśmy tylko logo. Lepiej więc mówić o projektach dopiero wtedy, kiedy naprawdę mają coś do pokazania - nie na samym początku maratonu, tylko wtedy, gdy widać już metę. Dzięki temu oczekiwanie jest zdrowsze, hype nie zamienia się w zmęczenie, a twórcy mogą pracować w spokoju. To układ idealny. 

Podsumujmy! 

Ostatecznie dochodzimy więc do prostego, choć w branży wciąż niedocenianego wniosku - dobre gry potrzebują oddechu. I twórcy, i gracze. Jeśli studia przestaną gonić za nierealistycznymi terminami, a my przestaniemy domagać się dat na długo przed tym, jak projekt faktycznie nabierze kształtu, wszyscy wyjdziemy na tym lepiej. Światy będą pełniejsze, mechaniki dopracowane, a premiery zaczną znowu brzmieć jak święto, a nie jak początek kolejnej serii łatek. 

A jednocześnie warto pamiętać, że wczesna zapowiedź bez mięsa na ekranie to sztuka dla sztuki. Pięknie wygląda na scenie, robi wrażenie przez kilka dni… A potem tylko wisi nad projektem jak ciężar, którego wcale nie potrzeba. Dlatego, jeśli Intergalactic: The Heretic Prophet czy jakakolwiek inna gra ma dowieźć to, czego oczekujemy - niech powstaje w swoim tempie, po cichu i, konsekwentnie. A kiedy nadejdzie moment, by się ujawnić, niech zrobi to z rozmachem. Po prostu. 

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper