Narzekaliśmy i zostaliśmy wysłuchani. Ten gatunek gier zmiecie wszystko inne z planszy w następnych latach?
Pod koniec ósmej generacji konsol i w pierwszych latach dziewiątej gracze uwielbiający science fiction żyli w poczuciu, że ich ulubiony gatunek znalazł się w jakimś dziwnym zawieszeniu. Przez lata to właśnie futurystyczne światy napędzały wyobraźnię i dawały przestrzeń do eksperymentów, a tymczasem na rynku panowała cisza. Nie brakowało gier akcji, nie brakowało fantasy, nie brakowało nawet postapokalipsy, ale kosmos jakby zapadł w sen.
Wiele osób wciąż wspominało Mass Effect, bo ta seria dla ogromnej części graczy była definicją dobrze napisanego science fiction w grach. Jednak po problemach Andromedy marka straciła rozpęd, a BioWare wpadło w okres twórczego chaosu. To właśnie wtedy pustka po Shepardzie stała się namacalna - nie tylko nie było kontynuacji tejże historii, ale też nikt nie kwapił się, by tę pustkę wypełnić.
Technicznie rzecz biorąc, pierwszym kandydatem do ożywienia gatunku miał być Starfield. Bethesda obiecywała nieskończone światy, kosmiczną wolność, eksplorację na skalę, którą do tej pory znaliśmy tylko z filmów. Zwiastuny rozbudzały nadzieję, że czeka nas nowy początek epickich historii wśród gwiazd. Niestety, w praktyce okazało się, że Starfield jest bardziej Falloutem w przestrzeni niż nowym rozdziałem w historii science fiction.
Ogromne mapy teoretycznie powinny zachęcać do odkrywania, ale w praktyce były często puste, nieinteraktywne, a przede wszystkim rozbite na małe fragmenty przez nieustanne ekrany ładowania. Gracze zamiast poczuć się jak pionierzy przemierzający galaktykę, często mieli wrażenie, że skaczą z korytarza do korytarza. Zamiast jednej wielkiej przestrzeni dostawali pewnego rodzaju katalog małych instancji.
Problemy pojawiły się także po stronie fabuły i narracji, bo choć Starfield miał swoje ciekawe momenty (zadania frakcji), to trudno było mówić o historii, która mogłaby rzucić rękawicę choćby Mass Effectowi 2. Gdzie te napięcia między postaciami? Gdzie relacje, które pamięta się latami? Starfield był ambitny, ale nie był emocjonalnie poruszający.
Nowe zapowiedzi
I właśnie wtedy, w momencie największego przygaszenia dla fanów sci-fi, na horyzoncie pojawiło się EXODUS. Tytuł, który już pierwszą zapowiedzią wprowadził ekscytację, jakiej nie było w gatunku od dawna. Coś w tej grze od początku wyglądało z jajem - jakby twórcy naprawdę czuli, że science fiction potrzebuje odświeżenia. Jakby chcieli dać graczom coś, czego ci nie widzieli od lat.
Trudno nie porównać tej sytuacji do Clair Obscur Expedition 33. Tam również już pierwsze materiały sprawiały, że coś klikało. Że twórcy wiedzą, o co chodzi, że mają pomysł i odwagę, by ten pomysł zrealizować. EXODUS wywołał dokładnie ten sam rodzaj ekscytacji i pozwolił powiedzieć: "Tak, właśnie tego oczekiwałem od nowego sci-fi".
Ale tym, co naprawdę uderzyło fanów science fiction, było nazwisko głównego scenarzysty. Drew Karpyshyn - człowiek od fundamentów Mass Effect, architekt opowieści, które dziś są symbolem całego gatunku. To nazwisko samo w sobie jest obietnicą bohaterów, których się kocha. Decyzji, które bolą. Dialogów, które zapadają w pamięć czy historii, które jeszcze długo po skończeniu gry żyją w głowie gracza.
Jeśli EXODUS rzeczywiście dostarczy postacie choćby w połowie tak charyzmatyczne jak Garrus, Tali, Mordin czy Wrex, to już będzie sukces. Jeżeli doda do tego przyjemną, logiczną eksplorację kosmosu, to mamy kandydata na hit generacji, a może nawet tytuł, który stanie się nowym punktem odniesienia dla gatunku.
Nie tylko EXODUS
Co więcej, EXODUS nie jest jedyną jaskółką zwiastującą wiosnę. Na scenę wkroczył też The Expanse: Osiris Reborn - gra, która od pierwszej prezentacji wygląda jak duchowy następca Mass Effect. Mechanika drużynowa? Jest. Taktyczne starcia oparte na osłonach? Są. Relacje, decyzje, rozwój postaci? Jest. Do tego świat oparty na jednym z najbardziej cenionych seriali science fiction ostatnich lat.
Dla wielu fanów to po prostu spełnienie marzeń: gra, która wygląda, jakby ktoś z pełną świadomością przeanalizował, czego brakowało ludziom przez ostatnią dekadę i postanowił to złożyć w jedną spójną całość. Jeśli Osiris Reborn dowiezie jakość, będzie to jeden z najpoważniejszych pretendentów do miana nowego klasyka sci-fi.
A to jeszcze nie koniec dobrych wiadomości, bo do walki powraca również BioWare. Po miesiącach plotek i niepewności studio potwierdziło, że nowy Mass Effect jest już w pełnej produkcji. To oznacza dwie rzeczy: po pierwsze - EA znów wierzy w tę markę, a po drugie twórcy mają wreszcie czas, budżet i spokój, by zrealizować własną wizję. Według pierwszych informacji powrót do korzeni jest pewny. Mówi się o powrocie do narracji znanej z trylogii Shepardowej, o projekcie dużym, ambitnym i opartym na relacjach.
I kiedy wydawało się, że to już pełny zestaw kosmicznych hitów, Naughty Dog dodało do tego swoje Intergalactic. Owszem, nie będzie to gra drużynowa jak Mass Effect, a narracja będzie skupiona na jednej bohaterce, ale sama jakość opowieści może wynieść ten tytuł na absolutny top. Naughty Dog ma talent do historii, a ich podejście do science fiction może otworzyć gatunek na zupełnie nowy rodzaj emocji.
Choć Intergalactic będzie najmniej klasycznym RPG-iem (a wręcz wcale nim nie będzie) w tym zestawieniu, to wciąż może być ważnym elementem nadchodzącego renesansu. Samotna wyprawa bohaterki w kosmos, jeśli zrealizowana z charakterystyczną dla studia pieczołowitością, może trafić do graczy szukających bardziej osobistego i refleksyjnego sci-fi.
Science fiction wraca na salony
Patrząc na to wszystko, trudno oprzeć się wrażeniu, że gatunek science fiction powrócił z hukiem. I to nie w formie pojedynczego tytułu, a prawdziwej ofensywy kreatywnej - z różnych kierunków, od różnych studiów, z różnymi podejściami. Pierwszy raz od ponad dekady widać, że branża zrozumiała, że gracze tęsknią za wielkim, emocjonalnym sci-fi.
Wniosek nasuwa się sam: jeśli wszystkie te produkcje okażą się dopracowane, gatunek science fiction ma pełne prawo zmieść z planszy wszystkie inne. Znów będzie mówiło się o kosmosie, znów będziemy żyć historiami bohaterów, znów gracze będą dyskutować o moralnych wyborach. I co najważniejsze - znów poczujemy ten dreszcz, gdy patrzymy na gwiazdy w grach i mamy wrażenie, że mogą kryć coś niezwykłego.
Przeczytaj również
Komentarze (10)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych