Kino Popcorn

Widziałem wiele thrillerów, ale ten naprawdę mnie zaskoczył

Kajetan Węsierski | Dzisiaj, 21:30

Thrillery to gatunek, który widziałem już w każdej możliwej formie - te o seryjnych mordercach, o tajemniczych zniknięciach, o grach psychologicznych między katem a ofiarą. Większość z nich trzyma się sprawdzonego schematu: napięcie, twist, finał, który ma „zdmuchnąć z fotela”. I choć to działa, coraz trudniej o film, który naprawdę potrafi zaskoczyć - taki, który nie tylko wciąga, ale też zostaje w głowie po napisach końcowych. 

Nie będę udawać - podchodziłem do niego z wielkimi oczekiwaniami. Od początku zakładałem, że to nie kolejna produkcja, która udaje coś ambitniejszego, niż jest w rzeczywistości. A potem, po kilku minutach, już wiedziałem, że mam do czynienia z czymś innym. To thriller, który nie potrzebuje krwi, by budować napięcie, ani krzyku, by przestraszyć. Zamiast tego działa ciszą, detalem, tym dziwnym uczuciem, że coś jest nie tak…

Dalsza część tekstu pod wideo

A o co chodzi? 

Wyspa tajemnic to film, który z pozoru wygląda jak klasyczny thriller kryminalny - mroczna sceneria, zagadka, bohater w garniturze z przeszłością. Ale od pierwszych minut czuć, że Martin Scorsese nie bawi się tu w proste schematy. Akcja przenosi nas na odciętą od świata wyspę, gdzie znajduje się szpital psychiatryczny dla niebezpiecznych przestępców. To miejsce, w którym granica między rzeczywistością a iluzją jest cienka jak mgła, która spowija wybrzeże. A główny bohater, Teddy Daniels (w genialnej roli Leonardo DiCaprio), przybywa tam nie tylko po odpowiedzi - ale też, choć sam o tym nie wie, po własne szaleństwo.

Scorsese bawi się tu widzem jak mało który reżyser. Każda scena ma znaczenie, każdy gest, każde spojrzenie sugeruje coś, czego nie dostrzegamy od razu. Kamera nie tylko prowadzi historię, ale też manipuluje naszym postrzeganiem - raz pokazuje rzeczy w sposób logiczny, raz zupełnie zniekształcony. To film, który trzeba oglądać uważnie, bo nawet najdrobniejszy szczegół potrafi później zmienić sens wszystkiego, co widzieliśmy wcześniej.

Nie byłoby jednak Wyspy tajemnic bez DiCaprio - to jego rola spina całość i nadaje jej emocjonalnego ciężaru. Jego Teddy to człowiek złamany, zdeterminowany i stopniowo pogrążający się w szaleństwie. DiCaprio gra tu z niezwykłą intensywnością - widać, jak bohater balansuje na granicy opanowania i obłędu, jak próbuje trzymać się rzeczywistości, która coraz bardziej wymyka mu się z rąk. To człowiek, który w pewnym momencie staje się zagadką sam dla siebie.

A do tego wszystkiego dochodzi atmosfera - duszna, niepokojąca, przesycona napięciem, które nigdy nie eksploduje, tylko narasta. Wyspa tajemnic nie straszy jumpscare’ami ani krwią - straszy tym, co dzieje się w ludzkiej głowie. To film, który nie kończy się wraz z napisami. On zostaje z widzem, zmusza do przemyśleń, prowokuje pytania. A to, co początkowo wydaje się historią o śledztwie, w rzeczywistości okazuje się studium szaleństwa, winy i ucieczki od prawdy.

Prawdziwe wariatkowo

To właśnie Wyspa tajemnic najbardziej mnie zaskoczyła, bo przez większość seansu byłem przekonany, że wiem, dokąd to wszystko zmierza. Wydawało się, że to klasyczny thriller o spisku, o instytucji ukrywającej mroczne sekrety, o bohaterze, który odkrywa więcej, niż powinien. A potem - jeden moment, jedno zdanie, jedna scena - i wszystko runęło. Cały film obrócił się o 180 stopni, a ja siedziałem z otwartymi ustami, próbując poskładać w głowie wszystkie elementy, które wcześniej wydawały się oczywiste. 

To był ten rzadki przypadek, kiedy twist nie jest tanim zaskoczeniem, ale logicznym zakończeniem, które nadaje sens każdemu wcześniejszemu kadrowi. Gdy już znasz prawdę, film nabiera nowego wymiaru - wszystko, co widziałeś, trzeba obejrzeć jeszcze raz, ale z zupełnie innym spojrzeniem. I wtedy dociera, że cała historia nie była o śledztwie, lecz o człowieku, który desperacko walczył z samym sobą. 

Być może największą siłą tego filmu jest to, że każdy może odczytać go inaczej. Jedni widzą dramat psychologiczny, inni metaforę o winie, jeszcze inni opowieść o bezsilności wobec własnego umysłu. Dla mnie to była mieszanka wszystkiego - emocjonalna huśtawka, w której napięcie i smutek idą ze sobą w parze. To nie jest film, który się „ogląda”. To film, który się przeżywa.

I chyba dlatego żaden inny thriller nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Bo Wyspa tajemnic to nie tylko zaskoczenie fabularne -to doświadczenie, które każe spojrzeć inaczej na samą ideę prawdy i złudzenia. To historia, która pokazuje, jak cienka jest granica między racjonalnością a obłędem, między tym, co chcemy widzieć, a tym, co naprawdę jest. I nawet jeśli znam już zakończenie, wciąż wracam do tego filmu -żeby jeszcze raz poczuć to dziwne, niepokojące uczucie…

Podsumujmy 

To film, który przypomina, dlaczego kocham thrillery - za to, że potrafią zaskakiwać nie tylko fabułą, ale też emocjami. To nie jest historia, która prowadzi za rękę. To labirynt, z którego wychodzi się z głową pełną pytań i sercem bijącym szybciej niż na początku. Scorsese udowodnił, że potrafi stworzyć dzieło, które nie potrzebuje fajerwerków, by wstrząsnąć widzem. Czasem wystarczy cichy szept, jedno spojrzenie, jedno zdanie…

I może właśnie dlatego Wyspa tajemnic zostaje w pamięci tak długo. Bo to nie tylko świetnie zrealizowany thriller - to opowieść o człowieku, który zgubił się we własnym umyśle. O tym, jak łatwo można uwierzyć w kłamstwo, jeśli prawda jest zbyt bolesna. To film, który za każdym razem ogląda się inaczej, bo z każdym kolejnym seansem odkrywa się w nim coś nowego. I choć znam zakończenie na pamięć, wciąż łapię się na tym, że liczę, iż tym razem historia potoczy się inaczej. Ciekawe doświadczenie… 

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper