
Avatar wreszcie dostanie nową grę, ale... Czy na to liczyliśmy?
Wieści o nowej grze w uniwersum Avatara: The Last Airbender rozeszły się błyskawicznie - i trudno się dziwić. Dla wielu to jedna z najważniejszych animacji swojego pokolenia, historia, która wychowała całe rzesze fanów i wciąż pozostaje wzorem tego, jak opowiadać o dojrzewaniu, odpowiedzialności i równowadze między siłą a empatią. Nic więc dziwnego, że każda nowa zapowiedź związana z tym światem budzi ogromne emocje.
Seria ma za sobą długą i, delikatnie mówiąc, nierówną historię w świecie gier. Od zapomnianych adaptacji po eksperymenty, które nie dorównały oryginałowi - Avatar nigdy nie doczekał się tytułu, który w pełni oddałby magię serialu. Dlatego oczekiwania wobec nowego projektu są ogromne. Wszyscy chcemy zobaczyć coś, co naprawdę uchwyci ducha żywiołów... Pytanie tylko, czy nowa gra faktycznie zdoła to wszystko udźwignąć.
Wielka wojna




Avatar Legends: The Fighting Game to projekt, który dosłownie powstał z popiołów. Jeszcze rok temu wydawało się, że trafił do długiej listy anulowanych gier na licencji, które nigdy nie ujrzą światła dziennego. A jednak - jakby na przekór wszystkim - wrócił, i to z nowym studiem, świeżym pomysłem i ciekawym (do tego wrócimy) odbiorem pierwszego zwiastuna. To produkcja, która ma w sobie coś z drugiej szansy: dla marki, dla projektu, i może dla całego gatunku.

Nowa wersja gry jest rozwijana przez Gameplay Group International - studio, którego misja polega właśnie na wskrzeszaniu skasowanych tytułów. Brzmi ryzykownie, ale to właśnie ta filozofia sprawiła, że Avatar Legends wrócił na właściwe tory. Zespół złożony z weteranów branży - w tym byłych twórców Killer Instinct i producentów gier licencjonowanych - obiecuje, że tym razem chodzi nie tylko o walkę, ale o duchową kontynuację idei „opanowania żywiołów”.
Pod względem rozgrywki zapowiada się interesująco - każda walka będzie oparta na płynności i ruchu, a nie tylko na kombinacjach ciosów. Na premierę zaplanowano 12 grywalnych postaci oraz system wspierających bohaterów, którzy wpływają na styl walki i odblokowują dodatkowe umiejętności. Oprócz trybu versus znajdzie się też kampania fabularna z oryginalną historią, tryb wyzwań i galeria. Twórcy zapowiadają również pełny crossplay i „najlepszy w swojej klasie” netcode.
Nie ma jeszcze dokładnej daty premiery, ale debiut planowany jest na lato 2026 roku na wszystkie główne platformy - od PlayStation 4 po Switcha 2. Co ciekawe, sama gra wciąż funkcjonuje jako „roboczy tytuł”, więc możliwe, że do czasu wydania zmieni nazwę. Ale jedno już wiadomo - Avatar Legends: The Fighting Game to przykład projektu, który dostał drugie życie.
Na to czekaliśmy?
Nie ukrywam - kiedy po raz pierwszy usłyszałem o powrocie gry w świecie Avatara, wyobraźnia od razu poszła w stronę action-RPG. Wielkiego, otwartego świata, w którym można swobodnie wędrować między krainami żywiołów, rozwijać własne techniki i naprawdę poczuć, czym jest bycie Awatarem. Ten świat aż się o to prosi - ma mitologię, głębię i bohaterów. Dlatego informacja, że dostaniemy bijatykę, była dla mnie lekkim rozczarowaniem. Nie dlatego, że gatunek jest zły, ale dlatego, że wydaje się ograniczać potencjał tej marki.
Z drugiej strony - może po prostu trzeba zaakceptować, że na bezrybiu i rak ryba. Fani The Last Airbendera dostają pierwszą od lat pełnoprawną grę, która wygląda solidnie i jest tworzona z szacunkiem dla oryginału. A to już coś. Jeśli twórcy rzeczywiście zadbają o jakość animacji, system walki i dopracowany balans postaci, to może okazać się, że dostaniemy tytuł, który nie tylko broni się mechanicznie, ale też oddaje ducha świata Aanga. W końcu walka zawsze była integralną częścią tego uniwersum.
Największym sprawdzianem będzie to, jak głęboko Gameplay Group International wejdzie w temat. Czy potraktują bijatykę jako czystą zabawę, czy spróbują nadać jej kontekst - pokazać, że w świecie żywiołów walka to coś więcej niż wymiana ciosów? Jeśli uda się połączyć efektowność z sensownym tłem, mamy szansę na tytuł, który faktycznie zapełni lukę po nieudanych próbach z przeszłości. Zwłaszcza że studio zapowiada kampanię fabularną, a to zawsze daje nadzieję, że nie skończy się na „versus mode z ładnymi postaciami”.

Nie chcę więc z góry skreślać tego projektu. Może faktycznie nie dostaliśmy wymarzonego action-RPG, ale jeśli Avatar Legends: The Fighting Game utrzyma poziom, rozwinie roster postaci i nie okaże się kolejnym klopsem na licencji, to kto wie - może właśnie od tego tytułu zacznie się prawdziwe odrodzenie gier w świecie Aanga. Bo czasem lepiej dostać solidny fundament niż wielkie marzenie zbudowane na piasku. Ściskam kciuki!
Reasumując…
Może więc nie jest to gra, o jakiej marzyłem, ale być może właśnie taka, jakiej teraz potrzebujemy. Avatar Legends: The Fighting Game nie próbuje udawać wielkiej epopei - skupia się na tym, co potrafi najlepiej: rytmie, stylu i emocji zawartej w pojedynku. Jeśli twórcy faktycznie dostarczą dopracowaną bijatykę z charakterem, ręcznie rysowaną animacją i mechaniką, która będzie miała sens nie tylko dla fanów gatunku, ale też świata Aanga, to może okazać się, że ta „druga szansa” wcale nie była przypadkiem.
Warto docenić, że marka Avatar wreszcie znów żyje - i to nie w formie adaptacji, a nowej, autorskiej wizji. W świecie, w którym większość gier na licencji kończy jako szybkie eksperymenty marketingowe, tutaj widać ambicję. Jeśli ta gra odniesie sukces, może otworzyć drzwi do kolejnych projektów - większych, odważniejszych, z rozmachem, na jaki ten świat zasługuje. A póki co? Czekamy… :)
Przeczytaj również






Komentarze (0)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych