Xbox controller - Feel the burn today

Zero marketingu, wybitna jakość? Tak, takie gry też istnieją! 

Kajetan Węsierski | Dzisiaj, 14:00

W czasach, gdy większość premier gier poprzedzają miesiące zwiastunów, zapowiedzi i „ekskluzywnych przecieków”, coraz trudniej o tytuł, który po prostu… Się pojawia. Bez fanfar, bez agresywnej kampanii reklamowej, bez płatnych współprac na YouTube. A jednak, od czasu do czasu zdarza się gra, która robi dokładnie to - wchodzi po cichu, a potem w kilka dni zdobywa serca graczy. Takie produkcje przypominają, że nie zawsze potrzeba milionowego budżetu na reklamę. 

Bo właśnie w tym tkwi ich siła - w szczerości i braku oczekiwań. Kiedy nikt nie obiecuje „rewolucji”, łatwiej docenić pomysł, dopracowanie i pasję, która przebija z każdego detalu. To gry, które nie krzyczą z okładek, tylko pozwalają się odkrywać. I choć w marketingowym świecie to brzmi jak paradoks, czasem to właśnie cisza robi największy hałas. O jednym z takich tytułów chciałbym dziś opowiedzieć, bo wspominam go cudownie. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Nie zawsze potrzeba reklamy! 

Hi-Fi Rush to gra, której nikt się nie spodziewał - dosłownie. Bez żadnych zapowiedzi, bez marketingowego szumu, po prostu pojawiła się z dnia na dzień i od razu zrobiła furorę. W świecie, w którym większość tytułów potrzebuje miesięcy promocji, produkcja od Tango Gameworks przypomniała, że czasem wystarczy po prostu dobra gra. To rytmiczna bijatyka, w której wszystko - od ciosów po animacje - pulsuje w rytmie muzyki. Każdy ruch, skok i uderzenie tworzy coś w rodzaju interaktywnego koncertu, w którym gracz staje się dyrygentem chaosu.

Głównym bohaterem jest Chai - chłopak z gitarą, marzeniami o karierze rockowej i mechanicznym sercem, które dosłownie bije w rytm dźwięków. To właśnie ten nietypowy implant sprawia, że cały świat gry reaguje na muzykę: przeciwnicy, otoczenie, a nawet sam Chai poruszają się w idealnym tempie z podkładem. Efekt jest hipnotyzujący - walka staje się choreografią, a każda dobrze wyprowadzona kombinacja brzmi jak fragment riffu. 

Na uwagę zasługuje też sam styl gry - w pewnym sensie odważny, na pewno komiksowy i zdecydowanie pełen kolorów. Hi-Fi Rush wygląda jak ożywiona kreskówka z początku lat dwutysięcznych, ale z energią współczesnych animacji. Wszystko jest tu przerysowane, i autentycznie zabawne. Postacie rzucają żartami, akcja ani na moment nie zwalnia, a muzyka prowadzi nas przez kolejne poziomy. 

Bo tym, co wyróżnia Hi-Fi Rush, jest niewiarygodna spójność. To jedna z tych gier, w których wszystko ma sens - od rozgrywki po oprawę i ton narracji. Nie ma tu przypadkowych pomysłów, tylko konsekwencja w budowaniu świata, który działa według własnych zasad. I może właśnie dlatego odbiór tej produkcji był tak entuzjastyczny. Bo w czasach, gdy gry często próbują być wszystkim naraz, Hi-Fi Rush po prostu wie, czym chce być - i robi to perfekcyjnie, bez krzyku, bez obietnic, za to z czystą, szczerą radością grania.

Gdy gra broni się sama… 

I wiecie, co uderzyło mnie najbardziej? Właśnie o, jak spójna i przemyślana jest każda sekunda Hi-Fi Rush. Od pierwszego uderzenia gitary do ostatniego bossa - wszystko ma rytm, energię i pewność siebie. Nie ma chwili zawahania, nie ma dłużyzn. Gra płynie, jakby była stworzona jednym oddechem, bez kalkulacji, które często czuć w dużych produkcjach. Czuć, że ktoś po prostu chciał zrobić coś fajnego, a nie odhaczyć punkty z listy marketingowych trendów.

Zachwyciło mnie też to, jak Hi-Fi Rush nagradza wyczucie. Nie perfekcję, nie liczenie klatek - tylko czystą przyjemność z grania w rytm muzyki. Każdy dobrze wymierzony cios brzmi jak kolejny akord, a każdy błąd to po prostu fałszywa nuta, którą chce się natychmiast poprawić. Nie ma frustracji, jest frajda. Po kilku godzinach złapałem się na tym, że ruszam głową do taktu nawet w menu…

Trudno nie docenić też odwagi, z jaką Tango Gameworks zaryzykowało ten projekt. W momencie, gdy większość studiów stawia na realizm i ponure historie, oni wypuścili coś kolorowego, rytmicznego i bezpretensjonalnego. I zrobili to po cichu, bez zapowiedzi, jakby sami chcieli sprawdzić, czy dobra gra naprawdę obroni się sama. I obroniła się - w wielkim stylu. Choć biorąc pod uwagę losy studia, może nie powinienem tego ujmować w taki sposób. 

Niemniej, to pokazuje, że nie trzeba krzyczeć, żeby być zauważonym. Wystarczy pomysł, styl i serce. Hi-Fi Rush udowodniło, że w świecie zdominowanym przez marketing i przedpremierowe kampanie, wciąż jest miejsce na grę, która po prostu działa. Bez obietnic - a z pasją i świetnym pomysłem. Może właśnie dlatego ta historia brzmi tak dobrze? Kiedy gra gra, to reszta staje się szumem, prawda? 

Podsumowując

Hi-Fi Rush to dowód na to, że dobre gry nie potrzebują wielkiej sceny, żeby zabłysnąć. Wystarczą pomysł i odrobina odwagi, by zrobić coś inaczej niż wszyscy. Ta produkcja nie tylko przywróciła wiarę w niespodzianki w branży, ale też przypomniała, że w tym całym pędzie za grafiką, realizmem i monetyzacją najważniejsza jest czysta frajda. To gra, która nie miała prawa się udać w dzisiejszych realiach - a mimo to zrobiła to z lekkością i uśmiechem.

Może właśnie dlatego zostaje w głowie na dłużej niż większość głośnych blockbusterów. Bo Hi-Fi Rush nie próbuje być niczym więcej niż rytmiczną przygodą, która po prostu sprawia, że chce się grać dalej. Bez presji, bez sztuczek, bez kalkulacji. Tylko dobra zabawa - i w tym tkwi cała magia.

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper