FIFA, pardon, EA FC - grałem w każdą. Czy nową odsłona wciąż ma ten magnes?

FIFA, pardon, EA FC - grałem w każdą. Czy nową odsłona wciąż ma ten magnes?

Kajetan Węsierski | Dzisiaj, 14:00

Niektóre serie gier mają w sobie coś, co trudno wytłumaczyć - magnetyzm, który sprawia, że co roku, niezależnie od zmian (lub ich braku :P), wracamy do nich jak do rytuału. Dla wielu graczy taką tradycją była FIFA, a później EA Sports FC - znajoma murawa, charakterystyczny gwizdek sędziego i to uczucie, gdy piłka po perfekcyjnym uderzeniu trafia w samo okienko. I choć nazwa się zmieniła, a branding przeszedł lifting, pytanie pozostaje to samo: czy magia wciąż działa?

EA Sports FC 26 miało być kolejnym krokiem w kierunku nowoczesnej piłki - jeszcze płynniejszej, bardziej realistycznej, jeszcze bliższej temu, co oglądamy w weekendy na ekranach telewizorów. Ale czy ta ewolucja faktycznie przyciąga tak samo, jak dawniej, czy może gdzieś po drodze zatraciła ten nieuchwytny pierwiastek, który sprawiał, że każda kolejna edycja kusiła jak pierwszy gwizdek nowego sezonu?

Dalsza część tekstu pod wideo

Ewolucja krok po kroku

Gram w piłkarskie gry od ponad dwóch dekad i przez ten czas seria FIFA (a dziś EA Sports FC) stała się dla mnie czymś więcej niż tylko coroczną premierą - to pewnego rodzaju kalendarz gracza. Każda nowa edycja wyznaczała rytm sezonu: dzień premiery, pierwsze mecze w trybie kariery, kolejne turnieje z przyjaciółmi i te same emocje, które towarzyszyły każdemu zwycięstwu w doliczonym czasie gry. Choć zmieniały się konsole, silniki graficzne i nazwiska piłkarzy, sama esencja - ta radość z prostego kopnięcia piłki - pozostała niezmienna.

Z biegiem lat widziałem, jak FIFA dojrzewała. Z prostych, sztywnych animacji przeszła w pełnoprawne widowisko, które potrafiło uchwycić tempo i dynamikę prawdziwego futbolu. Były lata przełomowe, gdy nowe mechaniki faktycznie zmieniały sposób gry, i takie, w których zmiany wydawały się czysto kosmetyczne. Ale nawet w tych mniej spektakularnych sezonach coś mnie zawsze ciągnęło z powrotem - może to kwestia nostalgii, może tego specyficznego napięcia, gdy wiesz, że zaraz padnie gol, a może po prostu rytuału, którego nie sposób porzucić.

Niektóre edycje zapisały się w pamięci na długo. FIFA 10 z rewolucyjnym sterowaniem i karierą menedżera, FIFA 14 - pierwsza na nowej generacji konsol, czy FIFA 17 z trybem The Journey, który po raz pierwszy próbował opowiedzieć emocjonalną historię piłkarza. Były też momenty frustracji - zbyt schematyczne aktualizacje, mikropłatności czy balans, który bardziej przypominał hazard niż sport. A jednak, mimo tego wszystkiego, co roku wracałem, bo w tej serii jest coś, co sprawia, że nawet po setkach godzin nadal potrafi zaskoczyć.

Teraz, gdy seria przeszła przemianę w EA Sports FC, czuję, że historia zatoczyła koło. Zmiana nazwy nie zatrzymała tej tradycji - wręcz przeciwnie, odświeżyła ją, przypominając, że za tym wszystkim wciąż stoi ta sama idea: emocje, rywalizacja i czysta miłość do futbolu. Może to nie zawsze idealna miłość, często pełna nerwów i rozczarowań, ale niezmiennie szczera. I choć wiem, że za rok znowu będę powtarzał te same gesty, to będę to robił z uśmiechem… 

Czy magnesu już nie ma? 

Po tylu latach grania w kolejne odsłony, EA Sports FC 26 wciąż potrafi mnie przyciągnąć z tą samą siłą, co pierwsze FIFY z czasów PlayStation 2. Nie dlatego, że oferuje rewolucję - bo jej tu nie ma - ale dlatego, że daje mi dokładnie to, czego szukam: ten moment czystej satysfakcji po perfekcyjnie rozegranej akcji, ten impuls, gdy nowa złota karta pojawia się w paczce, i tę adrenalinę, kiedy mecz w Rivalsach kończy się celnym strzałem w doliczonym czasie gry. Mechanicznie wszystko wydaje się znajome, rytm rozgrywki wciąż ten sam, ale to właśnie w tej powtarzalności kryje się coś hipnotyzującego.

Znam ten cykl doskonale - pierwszy tydzień zachwytu, szukanie idealnego składu, dziesiątki rozegranych meczów, testowanie nowych kart, kombinowanie z taktyką. A potem... Przychodzi moment, gdy tempo zaczyna spadać. Rynek zalewa fala nowych zawodników, skład, który tydzień temu wydawał się nie do pokonania, nagle traci na znaczeniu, a aktualizacje zmieniają balans tak bardzo, że ulubione schematy przestają działać. To frustruje, ale nie na tyle, bym odszedł. Wręcz przeciwnie - wiem, że za kilka tygodni znowu wrócę.

Bo choć wszystko się zmienia- meta, mechanika, format kart, nawet samo logo serii - to uczucie, które towarzyszy mi przy każdym rozpoczęciu nowego sezonu, pozostaje takie samo. Ten dreszcz oczekiwania, gdy piłka wirtualnie toczy się po murawie, to wciąż ten sam, który towarzyszył mi dwie dekady temu. EA Sports FC 26 może nie zaskakuje, ale potrafi na nowo rozbudzić sportowy instynkt i przypomnieć, dlaczego kocham tę grę mimo wszystkich jej wad.

I może właśnie w tym tkwi magia serii. Nie w wielkich zmianach, nie w graficznych wodotryskach, ale w tym, że co roku - bez względu na wiek, frustracje czy zmęczenie - znowu zakładam słuchawki, wybieram swój skład i wchodzę na wirtualne boisko. Bo piłka nożna, nawet ta cyfrowa, ma w sobie coś, czego nie da się zastąpić żadną inną grą.

I tak to się toczy

W gruncie rzeczy chyba właśnie o to chodzi. EA Sports FC 26 nie potrzebuje rewolucji, by znów przyciągnąć mnie do konsoli na długie godziny. Wystarczy ten znajomy rytuał - pierwsze otwieranie paczek, kompletowanie wymarzonego składu, szukanie okazji na rynku transferowym. To wszystko daje ten sam, dobrze znany dreszcz emocji. Nawet jeśli z boku ktoś mógłby powiedzieć, że to tylko powtarzanie tego samego co roku, dla mnie każda odsłona ma w sobie coś, co znów budzi tę samą dziecięcą ekscytację.

Bo choć wiem, że za kilka miesięcy emocje przygasną, że złote karty przestaną błyszczeć, a kolejne aktualizacje - jak już wspomniałem - raz jeszcze wywrócą balans gry do góry nogami - to nie ma znaczenia. Piłka nożna to dla mnie rytuał, a EA Sports FC jego cyfrowa odsłona. Wiem, że wrócę, tak jak wracam co roku. Bo niezależnie od zmian w nazwie, silniku czy systemie kart, magia pierwszego gwizdka pozostaje ta sama - i wciąż działa tak samo mocno.

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do EA Sports FC 26.

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper