
Ghost of Yotei jest wyśmienite pod wieloma względami. Mam natomiast jedno wielkie ALE
Ghost of Yotei to gra, która od pierwszych minut daje poczucie, że obcujemy z kolejną wielką produkcją od Sony. Sucker Punch wypracowało swój schemat tworzenia gier single-player i konsekwentnie go rozwija.
Dostajemy otwarty, wielki świat, piękny wizualnie i osadzony w settingu, w którym aż chce się zanurzyć. Tutaj nie chodzi tylko o grafikę - to sztuka prowadzenia gracza w taki sposób, by każda ścieżka, każdy horyzont i każdy skrawek ziemi kusił do eksploracji. I to - powiedzmy sobie szczerze - tym deweloperom wychodzi po prostu rewelacyjnie.
Przez dziesiątki godzin zwiedzamy malowniczą Japonię, pełną atrakcji i sekretów. Lisie nory, które nagradzają nas talizmanami, gorące źródła zwiększające maksymalne zdrowie, treningi z bambusami podnoszące siłę duchową bohaterki - każdy element składa się na rytuał, którego trudno się pozbyć.




Do tego uwalniamy wilki i wzmacniamy więź z naszym czworonożnym towarzyszem, pomagamy mieszkańcom w codziennych sprawach czy wysłuchujemy mitów opowiadanych przez wędrownych bajarzy, aby potem zmierzyć się lub współpracować z legendą. Wszystko to buduje świat żywy, angażujący i dający poczucie, że nawet poboczne aktywności mają sens.
Niezwykle piękny i ciekawy świat gry

Świat gry został też perfekcyjnie zróżnicowany. Na południu rozciągają się rozległe łąki, które pozwalają odetchnąć, w centrum dominują lasy i bagna, a na północy witają nas surowe, ośnieżone i jednocześnie skaliste lokacje. Każdy region wygląda i brzmi inaczej, a płynne przejścia między nimi robią ogromne wrażenie.
Graficznie Ghost of Yotei to czołówka generacji - optymalizacja, animacje w scenach przerywnikowych to stosunkowo wysoka półka (jedynie zwykłe dialogi to festiwal nieruszających się manekinów i dłużących się dialogów...). Do tego fabuła, która choć opiera się na motywie zemsty, nie idzie utartym szlakiem i potrafi zaskoczyć zwrotami akcji. Na tym polu naprawdę nie ma się czego czepiać.
A jednak… Ghost of Yotei ma jedno wielkie "ALE". Tym "ale" jest walka. I żeby była jasność - sama walka w grze jest świetna. Dynamiczna, brutalna, satysfakcjonująca. Stopniowo dostajemy nowe bronie i techniki, w tym te palne, możemy odcinać kończyny, łączyć ciosy w widowiskowe kombinacje, a finiszery potrafią wprawić w zachwyt. Do tego wymagające pojedynki, starcia z większymi grupami (wrogowie nie stoją i czekają na śmierć sojusznika, lecz włączają się do walki, co jest niezwykle ważne), różnorodność animacji - na pierwszy rzut oka wszystko tu gra.
Jaki problem trapi Ghost of Yotei w moim odczuciu?

Problem pojawia się dopiero po kilkudziesięciu godzinach. Ghost of Yotei stawia na walkę tak często, że po prostu zaczynamy mieć jej dość. Jasne, w każdym regionie pojawia się nowy typ przeciwnika, korzystający z innej broni czy techniki, ale schemat się nie zmienia - idziemy w nowe miejsce, walczymy. Znów walczymy. I jeszcze raz walczymy. Starcia, które początkowo były perełką rozgrywki, z czasem stają się rutyną i to nawet pomimo piedestałów czy lisów w jednym z regionów (to banalne "zagadki").
Spośród ośmiu czy dziewięciu głównych typów aktywności pobocznych tylko dwie wybiegają poza ten schemat. Jedna polega na rozwiązaniu prostej zagadki opartej na inskrypcjach, druga to malowanie obrazu. Reszta? Walka (no, może oprócz jednej, pięknej opowieści o legendzie w górach Teshio). A przecież świat gry aż się prosi o bardziej złożone zagadki środowiskowe, które wymagałyby od gracza nie tylko refleksu, ale i myślenia. Niestety, tego zabrakło.
Efekt? W przeliczeniu na godzinę rozgrywki spędzamy nawet 30–40 minut na samych starciach. Niezależnie od tego, jak świetnie zostały zaprojektowane, w końcu zaczynają męczyć. I to szczególnie wtedy, gdy ktoś postanowi wymaksować Ghost of Yotei, co zajmuje około 60–70 godzin. Pod koniec gry trudno już cieszyć się pojedynkami tak samo jak na początku.
Do tego dochodzi kwestia bossów. Choć wizualnie robią wrażenie, to pod względem mechaniki walki wyglądają bardzo podobnie. Różnią się jedynie zestawem ciosów i pulą zdrowia. Brakuje zaskoczenia czy nietypowych wyzwań, które zapadłyby w pamięć na długo. Takie przecież były w God of War Ragnarok, a więc grze, która jest dość podobna pod względem budowy świata oraz aktywności opcjonalnych.
Oprócz tego - majstersztyk

I właśnie tutaj kryje się moje "ale". Ghost of Yotei ma wszystko, czego oczekujemy od ekskluzywnej gry Sony - piękny świat, ciekawą historię, emocje, różnorodność lokacji. Ale ma też jedną, powtarzalną nutę, która z czasem zaczyna fałszować całą orkiestrę - przesyt walki. Nie zrozumcie mnie źle - nie twierdzę, że walka jest zła. Wręcz przeciwnie. To jeden z najlepiej zaprojektowanych systemów starć, jakie widzieliśmy w grach akcji ostatnich lat. Ale każda potrawa, nawet najlepsza, podawana bez przerwy, zaczyna męczyć.
Gdyby twórcy dodali więcej zróżnicowanych aktywności intelektualnych - zagadek, wyzwań środowiskowych, sekwencji detektywistycznych - Ghost of Yotei mogłoby być jeszcze pełniejsze, jeszcze bardziej kompletne. Bo potencjał zdecydowanie był.
Jednakże podsumowując, Ghost of Yotei to wspaniała produkcja, która pokazuje, że PlayStation Studios wciąż potrafi dostarczać wybitne tytuły. Świat, fabuła, setting, klimat - wszystko to stoi na najwyższym poziomie. Ale walka, choć znakomita, została przeciążona i w efekcie staje się - przynajmniej dla mnie - największą wadą gry.
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Ghost of Yotei.
Przeczytaj również






Komentarze (31)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych