PlayStation Logo

Pamiętacie jeszcze tę grę sprzed lat? Kwintesencja dobrej zabawy!

Kajetan Węsierski | Dzisiaj, 21:30

Bywa tak, że człowiek odpala grę sprzed lat i od razu wie, że wrócił do beztroskiego dzieciństwa. Do momentów, gdy największym zmartwieniem było to, czy zdążę przejść kolejny poziom, zanim mama zawoła mnie na obiad. Nie liczyły się fotorealistyczne tekstury ani dziesiątki mechanik - liczyła się frajda, czysta i prosta, taka, która dziś potrafi wywołać szeroki uśmiech tylko na samą myśl o tamtych chwilach.

Bo były takie produkcje, które może i nie trzęsły rynkiem, nie dostawały nagród za innowacje, a jednak zostawały w głowie na zawsze. Gry, które nie musiały udowadniać swojej wartości recenzjami, bo dowodem była radość spędzanych przy nich godzin. I właśnie o jednej z takich gier chciałbym dziś opowiedzieć. Mało tego, jestem pewien, że wielu z Was doskonale ją pamięta! 

Dalsza część tekstu pod wideo

Dobra gra na licencji? Jeszcze jak! 

Toy Story 2: Buzz Lightyear to the Rescue” - bo dokładnie do tego tytułu ostatnie wróciłem - był jedną z tych gier, które idealnie wpisały się w czasy pierwszego PlayStation. Projekt powstał w 1999 roku dzięki Traveller’s Tales - tym samym, którzy później zasłynęli z serii LEGO. Była to trójwymiarowa platformówka zbudowana wokół przygód Buzza Astrala, dająca nam możliwość skakania, zbierania przedmiotów i mierzenia się z bossami w kolorowych lokacjach inspirowanych filmem Pixara.

Gra oferowała piętnaście etapów, a każdy z nich podzielono na różne zadania - od walki z przeciwnikami po zbieranie tokenów Pizza Planet, pełniących rolę waluty otwierającej dalsze poziomy. Lokacje były zaskakująco różnorodne: pokój Andy’ego, ogród, lotnisko czy dach budynku - wszystko oddane w charakterystycznym, lekko zabawnym stylu. Zadania wymagały nie tylko zręczności, ale i odrobiny kombinowania, co jak na tamte czasy stanowiło ciekawą mieszankę platformówki i gry przygodowej.

Buzz miał do dyspozycji cały zestaw ruchów: od prostych skoków i podwójnych wyskoków, przez atak laserem, aż po specjalne umiejętności wykorzystywane w starciach z bossami. W połączeniu z prostą, ale satysfakcjonującą mechaniką eksploracji dawało to poczucie, że faktycznie kontrolujemy bohatera prosto z filmu. W tle towarzyszyły nam melodyjne, wpadające w ucho utwory inspirowane filmową ścieżką dźwiękową, co dodatkowo potęgowało frajdę.

Choć Toy Story 2 nie uchodziło za rewolucję gatunku, zdobyło ogromną sympatię zarówno młodszych, jak i starszych graczy. Recenzje podkreślały solidne wykonanie, dobrze odwzorowany klimat filmu i przyjemną dla oka grafikę, która w swoim czasie naprawdę robiła wrażenie. To właśnie ten miks prostoty i magii Pixara sprawił, że gra zyskała status kultowej, a ja mogę się pod wszystkim podpisać i…

Chętnie to zrobię! 

To, co od razu przyciągnęło mnie do Toy Story 2, to klimat. Gra nie była zwykłą platformówką - to było wejście do świata Pixara, który wtedy znałem tylko z kaset VHS. Mogłem biegać po pokoju Andy’ego, wskakiwać na półki i walczyć z zabawkami jak prawdziwy Buzz Astral. To poczucie, że sam stałem się częścią znanej historii, sprawiało, że trudno było oderwać się od ekranu.

Drugim magnesem były same poziomy - każdy kolejny inny od poprzedniego. Dla dzieciaka takie lokacje jak kuchnia czy piwnica - choć pozornie zwyczajne - były jak wejście w zupełnie nowy świat, pełen zagadek i sekretów. Ta struktura sprawiała, że zawsze było coś do zrobienia - coś, co motywowało, by „jeszcze tylko raz spróbować”.

Nie mogę też nie wspomnieć o samym sterowaniu Buzzem. Skakanie, strzelanie laserem, walka z bossami - to wszystko wydawało się tak naturalne, że po kilku chwilach gra stawała się intuicyjna i niezwykle satysfakcjonująca. Uwielbiałem momenty, gdy udało mi się dotrzeć w miejsce, które wcześniej wydawało się nieosiągalne. I, co ciekawe, wrażenia te pozostały do dziś.

 https://www.youtube.com/watch?v=DHWqL5JXYSo

No i muzyka - radosne, wpadające w ucho melodie, które do dziś wywołują u mnie uśmiech, kiedy tylko sobie je przypomnę. Całość miała w sobie coś magicznego, coś, co sprawiało, że świat Toy Story stawał się moim światem. To była gra, do której wracam raz za razem, bo daje mi poczucie przygody, zabawy i bycia częścią historii, którą naprawdę polubiłem za dzieciaka. I dlatego właśnie Toy Story 2 na długo zostało dla mnie synonimem czystej frajdy.

Podsumowanie

Konkluduję to krótko - dla mnie to coś więcej niż tylko nostalgiczny powrót - to symbol czasów, kiedy gry potrafiły bawić swoją prostotą i jednocześnie wciągać bez reszty. To doświadczenie, które udowadnia, że nawet bez fotorealistycznej grafiki i setek godzin zawartości można stworzyć coś, co zostaje w pamięci na całe lata.

Patrząc dziś na tę produkcję, wiem, że była dla mnie definicją dobrej zabawy - tej szczerej, dziecięcej i pełnej emocji. To gra, która mimo upływu czasu wciąż ma w sobie magię i pokazuje, jak wielką siłę ma połączenie znanego uniwersum z pomysłową rozgrywką. I choć dziś bawię się przy zupełnie innych tytułach, Toy Story 2 zawsze będzie miało swoje wyjątkowe miejsce w moim sercu.

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper