
Gamescom 2025 był w tym roku bardzo udany. Wróciłem szczęśliwy i mam wrażenie, że branża zmierza ku lepszemu
Byłem na Gamescomie 2025 od 19 do 23 sierpnia i jak co roku najwięcej czasu spędziłem w strefie biznesowej. To właśnie tam najlepiej widać, w jakim kierunku zmierza branża. Wrażenie, które wracało do mnie dosłownie co kilka godzin, było zaskakująco proste: w tym roku praktycznie wszystko działało na PC. Każdy mój hands-on? PC. Każdy build pokazowy? PC. Nawet gry reklamowane jako typowo konsolowe, były odpalane na mocnych blaszakach. To nie żaden spisek przeciwko konsolom, ale raczej realny obraz tego, w jakim miejscu znalazła się dziś branża.
Targi jak zwykle miały w sobie coś z paradoksu. Z jednej strony była to edycja rekordowa od czasów pandemii, gdzie widać było, że hale są wypchane po brzegi, że wreszcie wydawcy decydują się na pokazy swoich tytułów i chwała im za to. W tym roku pojawiło się wiele figurek, posągów, ogromnych statków, postaci z gier czy inscenizacji (jak choćby na stoisku z Gothic Remake, gdzie byli ludzie przebrani w stroje z każdego obozu). Z drugiej strony w tej samej hali można było dostać świetnie przygotowany, konkretny hands-on, by pięć minut później zirytować się na przepych, sztuczki PR-owe albo kolejki długie jak za czasów PRL-u. Gamescom to Kolonia w pigułce, czyli święto, tłum i ogromny chaos.
Jedno jednak jest pewne - to nadal największa i najważniejsza impreza branżowa w Europie. Świetne spotkania, mnóstwo gier, niesamowita atmosfera. I choć mam swoje uwagi, nie mam żadnych wątpliwości, że za rok znowu bardzo chętnie się wybiorę, bo jest o czym pisać, a przyszłoroczny Gamescom będzie równie, jak nie bardziej ciekawy. Będziemy się powoli zbliżać do końcówki generacji, więc wszyscy odpalą swoje najpotężniejsze działa.




Rekordowa liczba gości, pokazów i stoisk - oby w przyszłym roku było jeszcze lepiej

Organizatorzy mogą sobie przybić piątkę - 357 tysięcy odwiedzających, ponad 34 tysiące gości biznesowych, 1568 wystawców i rekordowy zasięg online. To są liczby, które robią wrażenie, nawet jeśli ktoś od lat twierdzi, że Gamescom już „nie jest taki sam”. Kolonia żyła targami od pierwszego dnia – od dworca, przez knajpy, po wieczorne spotkania nad Renem. Wszędzie czuć było klimat wielkiego święta, a nawet gamescom congress wbił się w rekordy frekwencyjne. Panel o „well-beingu, odpowiedzialności i imersji” brzmiał na papierze jak korporacyjny żart, a w praktyce okazał się całkiem sensownym i potrzebnym dyskursem.
Ale nie ma Gamescomu bez tarcia. Bo obok tej gigantycznej, dopieszczonej oprawy pojawiały się zgrzyty, które trudno przemilczeć. Jeśli ktoś nastawiał się, że Opening Night Live dowiezie festiwal przełomów, to mógł wyjść z lekkim grymasem na twarzy. Owszem, było kilka mocnych momentów - Hollow Knight: Silksong przyciągnął uwagę tysięcy osób, pojawiły się wielkie marki (jak oblegany Black Ops 7) czy kilka nowych IP, które wyglądają obiecująco. Ale obok tego sporo trailerów przypominało déjà vu. Takie zwiastuny, które równie dobrze mogłyby zostać pokazane rok wcześniej albo za rok. Największym absurdem był „tajemniczy zwiastun”, który wszyscy wzięli za Control 2, a okazał się… reklamą samego Gamescomu. Serio, ktoś wpadł na pomysł, że warto podpuścić publikę i sprawdzić, jak bardzo da się naciągnąć jej oczekiwania. Rozczarowani gracze zrzucili bomby hejtu w internecie. I słusznie - publika gamingowa nie ma cierpliwości do tanich sztuczek.
Druga rzecz to powrót do „najlepszych” tradycji Gamescomu, czyli tłoku i kolejek. Jeśli ktoś pamięta najgorsze lata przed pandemią, to 2025 rok przypomniał je w pełnej krasie. Zamykane czasowo przejścia, wielogodzinne stanie w kolejce do największych hitów, a jakość organizacji zależna od tego, do której hali trafiłeś. Momentami oznaczenia nawigacyjne potrafiły wyprowadzić w pole nawet największych wyjadaczy, którzy spędzili tu pół życia. A kiedy ludzie spędzają po trzy godziny, żeby złapać 15 minut gry, atmosfera przestaje pachnieć świętem i zaczyna przypominać PKP z lat 80. No i na koniec mój ulubiony absurd, czyli AI everywhere. Sztuczna inteligencja była na ustach wszystkich, ale niekoniecznie w grach. To raczej temat infrastruktury i narzędzi, które miały pokazać, że Gamescom też jest „smart”. Problem w tym, że skończyło się na kompromitacji - aplikacja Gamescomu zaczęła sama umawiać ludzi na losowe spotkania. Wyobraź sobie, że siedzisz w hali biznesowej, a nagle dostajesz powiadomienie – „Hej, masz meeting z jakąś randomową firmą, za pięć minut”. Totalny chaos. Funkcję szybko wyłączono, ale trochę bałaganu powstało. AI bez kontroli nie jest jeszcze doskonałe.
PC wszędzie, konsole w defensywie?

Piszę to jako ktoś, kto lubi konsole i rozumie ich sens - ale Gamescom 2025 naprawdę pokazał przesunięcie tektoniczne. Niezależnie od logotypu na ściance, hands-ony były w zdecydowanej większości odpalane z PC. Dlaczego? Po pierwsze - logistyka. Buildy pecetowe łatwiej łatać i stabilizować pod presją targów. Po drugie - marketing. Jeśli chcesz, żeby dziennikarz poczuł płynność i zobaczył najlepszy ray-tracing, to nie sadzasz go przed konsolą, tylko odpalasz build na blaszaku. Po trzecie - ekosystem. Nawet „konsolowe” eksperymenty coraz mocniej pachną PC - handheldy z Windowsem i dedykowaną nakładką, „Xbox UI na ROG Ally” to tylko przykład. No i mam też poczucie, że Microsoft całkiem się już wyleczył z Xboxa. Próżno było na targach szukać konsol Xbox Series X, a takie Ninja Gaiden 4 na stoisku Xboxa odpalono z dev-kitów.
Sam zresztą byłem na pokazie ASUS ROG Ally z brandingiem Xboxa – moją relację z tej prezentacji znajdziecie tutaj. To dobry przykład, jak mocno Microsoft idzie dzisiaj w ujednolicenie oferty, promowanie Windowsa i grania w zupełnie innej formule. Mam poczucie, że kolejna konsola Microsoftu nie będzie wcale konsolą, a PC z nakładką Windowsa. Nawet jeśli pojawi się następca Xboxa Series X w klasycznej formie, to będzie to ostatni tego typu sprzęt od "zielonych". Komputery całkowicie zdominują branże gamingową.
To, co widać dziś gołym okiem, to zmiana układu sił. PlayStation – marka, która przez lata potrafiła rozjeżdżać konkurencję wynikami sprzedaży – notuje spadki rok do roku, a PS5 Pro sprzedaje się fatalnie. Według ostrożnych szacunków od premiery w listopadzie do teraz zeszło ok. 2,2 mln sztuk, co jak na standardy Sony jest wynikiem wręcz katastrofalnym. Dokładnych danych brak - firma oficjalnie się nimi nie chwali, co samo w sobie mówi bardzo dużo.
W tym samym czasie PC rosną w siłę. Dzięki technikom skalowania, path-tracingowi i rozwiązaniom typu MFG, nowe karty graficzne są w stanie generować 150-200 klatek w praktycznie dowolnej grze. Do tego dochodzi niższy próg wejścia - sprzęt jest coraz bardziej dostępny, a gry na PC wciąż często bywają tańsze niż na konsolach. I przede wszystkim, wszystko działa tak, jak powinno. Stabilnie, płynnie, z opcjami konfiguracji, których na konsolach po prostu nie ma. Show floor w Kolonii tylko to potwierdził – hands-ony, buildy pokazowe, nawet rzeczy marketingowo oznaczane logotypami konsol – wszystko biegło na PC. To już nie jest „dodatek” czy „platforma techniczna”, ale centrum branży. I wygląda na to, że w najbliższych latach ten trend tylko się pogłębi.
Gry, które zostaną w mojej głowie i przyszłoroczne, wielkie premiery

Patrząc na powyższe zdjęcie, niegdyś Microsoft głosił "Xbox is a great place to play", a teraz jest już "anywhere is a great place to play". No szkoda, jako fan konsol niestety nie popieram tej formy rozwoju i promocji. No ale żeby nie było - Gamescom 2025 miał też swoje jasne momenty. Na przykład LEGO Batman – tytuł, który w teorii brzmi jak zabawa dla dzieciaków, a w praktyce okazał się jednym z najbardziej świeżych i pomysłowych pokazów targów. Już teraz wiem, że to gra, na którą czekam z dużymi nadziejami. Moim absolutnym numerem jeden pozostaje jednak The Blood of Dawnwalker od Revel Wolves. Dla mnie to gra targów, rewelacja! Mroczna stylistyka, gęsta atmosfera, rozbudowana mechanika - takie produkcje przypominają, po co w ogóle warto chodzić na targi. Chcę więcej takich gier, bardzo mi brakowało czegoś w stylu Wiedźmina 3.
Zaskoczył mnie też pozytywnie James Bond, czyli 007 First Light. To IP ma potencjał, a rozgrywka naprawdę mi siadła. Taki, można powiedzieć, typowy blockbuster AAA, ale właśnie w coś takiego też fajnie pograć w przerwach od czegoś bardziej wymagającego. Szkoda tylko, że w Kolonii pokazano nam niemal dokładnie to samo, co wczoraj widzieliście na State of Play. To trochę zabija magię targów. Jeśli ktoś jedzie do Kolonii, to chce poczuć przewagę bycia tam na miejscu – a nie dostać powtórkę z YouTube’a. Ale patrząc szerzej – przyszły rok szykuje się kapitalnie. Poza The Blood of Dawnwalker dostaniemy kapitalne GTA 6, Fable, Resident Evil: Requiem, a liczę, że pod koniec roku uderzy jeszcze Gears of War: E-Day. A to przecież dopiero początek głośnych premier, bo lista jest bardzo długa. 2026 wygląda na jeden z najbardziej napakowanych roczników w historii branży i można to było poczuć w Kolonii.
Przeczytaj również






Komentarze (2)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych