Tak źle w MCU jeszcze nie było. Avengers: Doomsday zapowiada się na klapę

Tak źle w MCU jeszcze nie było. Avengers: Doomsday zapowiada się na klapę

Jan_Piekutowski | Wczoraj, 23:00

MCU udało się osiągnąć rzecz niebywałą. Im więcej informacji o nadchodzących produkcjach, doniesień z planów i postępach z prac, wynikach finansowych aktualnych filmów, a także zapowiedzi, tym ekscytację odczuwam nie większą, ale zdecydowanie mniejszą. “Avengers: Doomsday” zapowiada się na klapę pod wieloma względami.

Wypada zacząć od tego, co wierchuszkę interesuje najbardziej, czyli kasy. W tym roku pojawiły się trzy produkcje kinowe spod znaku MCU - “Thunderbolts*”, “Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat” (nazwany tak chyba dla zgrywy, bo Kapitana Ameryki tam na lekarstwo) oraz “Fantastyczna 4: Pierwsze kroki”, która rozpoczyna fazę VI. Żaden z tych filmów nie okazał się gigantycznym przebojem.

Dalsza część tekstu pod wideo

Produkcja spoczywająca na barkach Anthony’ego Mackie zainkasowała 88 milionów dolarów w weekend otwarcia, a 415 milionów ogólnie. Wszystko przy budżecie wynoszącym około 180 milionów, ale czy to oznacza rentowność? Absolutnie nie. Według Deadline Hollywood próg zwrotu wynosił 425 milionów. Nie tylko nie było więc sukcesu, ale wpadka kosztująca kilkadziesiąt milionów, ale - o zgrozo - nie będąca największą.

Jeszcze słabiej wypadli bowiem “Thunderbolts*”, którzy spotkali się z bodaj najcieplejszym przyjęciem widowni i bez dwóch zdań byli filmem zdecydowanie najbardziej oryginalnym z tegorocznej trójki. Przynieśli oni nieco ponad 382 miliony dolarów, ponad 40 poniżej progu rentowności wyliczonego przez Variety. 

Yelena i Red Guardian
resize icon

Nic więc dziwnego, że Marvel wielkie nadzieje pokładał w “Fantastycznej 4”. To miało być nie tylko wielkie otwarcie kolejnej fazy projektu, ale też odkucie się po wcześniejszych potknięciach. Z obecnej perspektywy nic nie zapowiada tego, aby miało się udać. W trzecim weekendzie doszło do spadku zarobków na poziomie 60%! Na ten moment opowieść o Pierwszej Rodzinie Marvela przyniosła 434 miliony dolarów przy progu rentowności 500 milionów ustalonego przez Screen Rant. Wiele wskazuje na to, że nie tylko będzie finansowego ratunku, ale wręcz kolejny film spowoduje straty.

Wszystko to w przededniu “Avengers: Doomsday”. Filmu, na który absolutnie nikt nie jest gotowy.

Tonięcie w contencie

nick fury SI / Screen Marvel YT
resize icon

Kiepskie wyniki finansowe nie wzięły się z próżni. To efekt kilku wypadkowych. Jedną z nich jest sam budżet, często napompompowany do granic możliwości. W wypadku “Kapitana Ameryki” nie widać zastosowania dla wspomnianych 180 milionów. Red Hulka - zdecydowanie najbardziej kosztownego elementu produkcji - widzimy na ekranie rzadko, w gruncie rzeczy wchodzi na scenę dopiero w samej końcówce. Podobną fortunę wydano na marketing, ale to broń obosieczna. Z jednej strony znacząco podwyższa on koszty powstania filmu, z drugiej zaś może być ratunkiem przed absolutną klapą finansową.

Najważniejszym czynnikiem wydaje się jednak, że widzowie są do nowych filmów MCU kompletnie nieprzygotowani. Studio zalało odbiorców taką falą niepoukładanego contentu, że mają oni po prostu dość. Wystarczy powiedzieć, że Kevin Faige jako jedną z przyczyn porażki “Thunderbolts*” podawał niewystarczające wyartykułowanie braku konieczności obejrzenia seriali dostępnych na Disney+. Brzmi to kuriozalnie, ale też prawdziwie. Ludzie boją się powtórki z “Doktora Strange’a w multiwersum obłędu”, w którym motywacje Wandy przedstawiono niewiarygodnie, były one płaskie w oderwaniu od “WandaVision”, a przecież to bohaterka nieporównywalnie bardziej znana niż ktokolwiek występujący w “Tunderbolts*”. 

Widzowie nie chcieli dać prawdziwej szansy opowieści o grupie wyrzutków, bo bali się, że jej nie zrozumieją. Że pokaźna grupa bohaterów nie otrzyma wystarczającej podbudowy w nieco ponad dwie godziny, skoro wcześniej do przygód kilkuosobowych prowadziło kilka produkcji solowych. Ostatecznie stało się inaczej, “Thunderbolts*” stoi na własnych nogach, nie ma konieczności zapoznawania się z serialami, ale też “Czarną wdową”, lecz to niczego nie zmienia w ogólnej percepcji. 

Ta zaś jasno wskazuje, że ludzie gubią się w tym, co konieczne jest do obejrzenia, a co pominąć można. Zewsząd są atakowani materiałami koniec końców niepotrzebnymi. Po co poświęcać czas na “Shang-Chi i legendę dziesięciu pierścieni”? Jaka jest rola “Tajnej inwazji”? Dlaczego kogoś miałaby zainteresować “To właśnie Agatha”? Jakim prawem do wprowadzenia niesłychanie potężnej postaci dochodzi w pomijanym nawet przez Disneya “Ironheart”?! Jedynie nerdów bawi wertowanie stron w poszukiwaniu powiązań między kolejnymi produkcjami, a na ich portfelach MCU długo już nie pojedzie.

Bez kamienia nie ma budulca, a bez budulca nie ma pałacu

Kapitan Ameryka NWS
resize icon

To tym bardziej prawdopodobne, że nawet zagorzali fani powoli mają dość. Oderwanie od komiksów to jedno, w końcu nikt o zdrowych zmysłach nie oczekuje przedstawiania historii w stosunku 1:1, ale brak poszanowania dla materiału źródłowego to rzecz zupełnie inna. MCU tymczasem boleśnie często działa właśnie w ten sposób. Najświeższym przykładem Red Hulk, z którego zrobiono postać skrajnie nieciekawą. Zepsuto nawet całą niespodziankę związaną z przemianą Thaddeusa Rossa, pakując postać Red Hulka do wszelkich zwiastunów, materiałów promocyjnych, zapowiedzi, po prostu wszędzie. 

Jeszcze bardziej bolesne może okazać się jednak działanie - a raczej jego brak - w związku z nadchodzącymi produkcjami. Do końca 2026 roku mają pojawić się: “Oczy Wakandy”, “Wonder Man”, drugi sezon “Daredevila”, “Spider-Man: Brand New Day” i wreszcie “Avengers: Doomsday”, czyli, idąc tropem dotychczasowych filmów o Avengersach, film kulminacyjny, kluczowy dla całej fazy, odpowiednio podbudowany, jasny dla każdego odbiorcy. Na ten moment żaden z tych punktów nie został zrealizowany.

Większość widzów nawet nie wie, kto wchodzi w skład obecnych Avengers. Oczywistymi typami wydają się Sam Wilson oraz Peter Parker, ale kto poza nimi? Thunderbolts przejęli nazwę New Avengers, ale to nie to samo, raczej zmyłka. Doktora Strange’a nie widzieliśmy na ekranie od stu lat, a taki Shang-Chi jeszcze dłużej. Ironheart zaistniała tylko w serialu, z grona młodych bohaterek bardziej prawdopodobna wydaje się Shuri, jednak to też zgadywanka, a nie typ podparty konkretnymi przesłankami. 

Wreszcie mamy Fantastyczną Czwórkę, która - w obliczu starcia z Doktorem Doomem - powinna odgrywać pierwszoplanową rolę w Avengers. Szkopuł w tym, że… ma być inaczej. Dotychczasowe przecieki scenariuszowe wskazują, że Reed Richards nie zostanie liderem grupy superbohaterów. Przy całej mojej niechęci do kreacji Pedro Pascala (a jest ona duża) odbieram to jako bezsens, bo pałeczki nie przejmie nawet Sue Storm, ale Wilson oraz Yelena Belova. Głupota i potwarz. Doktor Doom to główny przeciwnik Fantastycznej Czwórki - koniec i kropka. Odsunięcie ich na drugi plan w “Avengers: Doomsday” to tak, jakby w filmie z Zielonym Goblinem Spider-mana wrzucić jedynie do sceny po napisach.

Ostatnie produkcje nie tylko nie przyniosły oczywistych odpowiedzi dotyczących składu Avengers, ale też nie zrobiły wiele w kwestii podbudowy głównego złego. Ma to oczywisty związek ze zmianą koncepcji i porzuceniem pomysłu na Kanga, jednak następującym po tym opieszałości nie tłumaczy nic. Minął ponad rok od ogłoszenia, że to Robert Downey Jr. wcieli się w Doktora Dooma. Od tamtej pory na ekranie pojawił się raz. To stanowczo za mało.

Thanos unosił się nad kilkoma produkcjami, czasami dostawał tylko kilka sekund, ale to wystarczyło, aby każdy zdawał sobie sprawę ze skali zagrożenia, które ze sobą niesie. Dooma tymczasem nie ma i nie będzie. W “Oczach Wakandy” i “Daredevilu” się nie pojawi, zostaje zatem potencjalne cameo w kolejnym Spider-manie, może “Wonder Manie”. Tym samym sporą część najnowszych Avengers stracimy nie tylko na kompletowanie grupy, lecz również tłumaczenie motywacji antagonisty. Wszystko to powinno zostać załatwione znacznie, znacznie wcześniej. Dokładnie tak, jak robiono w przeszłości naznaczonej sukcesami MCU.

Wonder Man komiks / Marvel.com
resize icon

Niewesoło wygląda też kwestia samej jakości filmów. Scenariusza wciąż nie ukończono, a premiera już raz została przesunięta. Ponadto pojawiają się doniesienia dotyczące zmienionego czasu trwania filmu, wszyscy zaś spodziewają się konieczności dokrętek. Zatrzęsienie zapowiedzianych bohaterów bardziej martwi niż ekscytuje. Należy również pamiętać o bardzo krótkim okienku na postprodukcję, próżno spodziewać się rewelacyjnych efektów specjalnych, próżno spodziewać się cudu. “Avengers: Doomsday” bliżej obecnie do pogrzebania MCU niż wyjścia na prostą w wyścigu z Jamesem Gunnem napędzającym DCU.

Jan_Piekutowski Strona autora
cropper