Pecetowe hity, które powinny się odrodzić na konsolach. Blade Runner, Arcanum, Oni i inne

Pecetowe hity, które powinny się odrodzić na konsolach. Blade Runner, Arcanum, Oni i inne

3man | 21.01.2018, 19:00

Niegdyś na wskroś pecetowe serie, takie jak choćby Fallout czy The Elder Scrolls, obecnie święcą tryumfy na konsolach. Crysis, kiedyś duma blaszakowców, przestał być ich exclusivem i stał się tytułem multiplatformowym. Tego typu przykłady można by mnożyć. Przed Wami zestawienie pecetowych tytułów, które powinny powrócić w blasku chwały na konsolach.

W związku z powyższym oraz modą na wskrzeszanie uznanych lecz „zapomnianych” serii (np. Deus Ex, którego to jednak znów odstawiono na jakiś czas), kojarzonych raczej z blaszakami niż konsolami, postanowiłem wskazać kilka absolutnie topowych, rdzennie pecetowych tytułów (no dobra, będzie kilka multiplatformowych gier, co nie zmienia faktu, że są bardziej kojarzone z pecetem bądź na nim odniosły większy sukces), które z niekłamaną przyjemnością z pewnością wszyscy przywitalibyśmy w czytnikach naszych XOne i PS4 (oraz ich następców). Żeby nie przynudzać, postanowiłem nie przejmować się tym, kto posiada prawa autorskie do danego tytułu i czy skłonny byłby je sprzedać, skupiam się po prostu na tym, który developer powinien się wziąć za ich reaktywację i dlaczego. A przynajmniej takie były założenia, bo jak zwykle wszystko poszło swoją drogą w extreme’owym stylu;). Kolejność alfabetyczna.

Dalsza część tekstu pod wideo

ARCANUM

Definitywnie najbardziej niedoceniony rolplej wszech czasów i, co ciekawe, praktycznie jedyny izometryczny RPG będący de facto sandboxem (wrażenie takie sprawiały również np. Divine Divinity czy Diablo 2, ale tam świat był podzielony na obszary, a same gry nie były do końca erpegami). Arcanum stanowiło kapitalny mix steampunka i fantasy, a na dokładkę posiadało megarozbudowany system rozwoju postaci (zmodyfikowany i rozszerzony S.P.E.C.I.A.L. z Fallouta), praktycznie po dziś dzień nie mający sobie równych. Jakby tego było mało, dzieło Troika Games (uchodźców z kultowego Black Isle) swą zawartością, swobodą rozgrywki i możliwością podejmowania licznych wyborów zostawiało w tyle takie tuzy jak Planescape Torment, Fallouty czy Baldur’s Gate 2 (choć fabularnie odeń odstawało). Zapewne po tym pobieżnym opisie wielu z Was już domyśla się, kto powinien się wziąć za odrestaurowanie tego frapującego uniwersum. Tak jest, panie i panowie, Skyrim ostatecznie udowodnił, że w kwestii sandboxowej rozgrywki na każdym kroku dającej graczowi wolną rękę Bethesda nie ma sobie równych. Chłopakom z Maryland przydałoby się trzecie mocne rolplejowe IP, choćby z tego względu, że o ile serię TES można eksploatować do woli, tak już mieszanie w fabule i uniwersum Fallouta może się odbić czkawką nie tylko nam jako fanom, ale i developerowi, który nadmiernie rozszerzając ten świat może go niezamierzenie uśmiercić.

BLADE RUNNER

Polityka wydawnicza to jedna z największych zagadek wszechświata. Jak bowiem wyjaśnić fakt, że archaiczne dwie pierwsze części Monkey Island gruntownie odrestaurowano i wrzucono do cyfrowej dystrybucji, podczas gdy świetny i genialny Blade Runner, który w głosowaniu na przygodówkę roku 1997 w pewnym popularnym naówczas piśmie pokonał kapitalną trzecią część „Małpiej Wyspy”, do tej pory leży w wirtualnych odmętach cmentarzyska dawnych hitów? A przecież to tytuł ponadczasowy, do dziś zadziwiający łatwością obsługi, jakością filmików, mnogością wyborów, udźwiękowieniem czy nawet… grafiką (np. gra świateł czy mgła do dzisiaj robią wrażenie). Gra wymaga jedynie kosmetycznego retuszu, nim będzie ją można wrzucić na PSN i XLA, czy ktoś z wydawców mnie słyszy? Zupełnie inną parą kaloszy jest jednak kwestia pełnoprawnej pudełkowej kontynuacji. Takową miało nam zapewnić coraz słynniejsze Gearbox Software (dostarczyli ciekawe Borderlands oraz jego kapitalny sequel, uratowali Duke Nukem Forever), jednak tym razem developer ewidentnie pokpił sprawę. Dlaczego? Otóż nowy „Łowca Androidów” miał rzekomo kosztować zbyt wiele (w sensie kosztów produkcji), co przy zakładanym niewysokim popycie (sic!) zwiastowało komercyjną klęskę, a chłopaki podobno nie chcieli robić prostszej gry tylko po to, by podbić sprzedaż… Bla, bla, bla. Przy całej mojej sympatii do tego developera, muszę przyznać, że ta wypowiedź to jawne usprawiedliwianie się winnego i jedna z większych bzdur, jakie ostatnimi czasy słyszałem. Nie będę tłumaczył dlaczego, napiszę tylko dwa słowa: Deus Ex. Skoro ta utrzymana w podobnym klimacie produkcja – której rdzeniem jest skomplikowany i rozbudowany gameplay – odniosła sukces zarówno artystyczny jak i komercyjny (choć dla Square widocznie za mały…), to znaczy, że Gearbox nie stanęłoby umiejętności i kreatywności, by stworzyć nowego Blade Runnera na zadowalającym poziomie i całą winę próbują zrzucić na konsumentów, rzekomo nie chcących kupować ambitnych produkcji. W sumie ich sprawa, szkoda tylko, że taką niefortunną wypowiedzią dali sygnał innym twórcom, aby od tematu BR trzymać się z daleka. Patrząc realnie, cała nadzieja chyba tylko w Square Enix, które może chcieć posiadać bliźniaczą do Deus Ex markę – jest w tym jakiś sens i logika, patrząc np. na koegzystencję Final Fantasy i Dragon Quest.

INDIANA JONES AND THE FATE OF ATLANTIS

Podobnie jak Blade Runner, Fate of Atlantis to do dziś jedna z najlepszych klasycznych przygodówek; niesłusznie zapomniana zamiata śmietnik historii miast brylować w cyfrowej dystrybucji. A przecież to tytuł zdecydowanie równy Małpim Wyspom, a kto wie, czy nie lepszy (IMHO zdecydowanie). Ta wydana w 1992 roku produkcja zawierała elementy niespotykane nawet w większości dzisiejszych point’n’click, takie jak trzy różniące się od siebie style gry do wyboru, nieliniowa fabuła i… kooperacja z drugą postacią (podkreślam: nie naprzemienne granie to jedną, to drugą postacią, lecz co-op w najczystszej formie!) – co prawda sterowaną przez AI, ale jednak. Odświeżenie Indiany w HD powinno być – jak dla mnie – jednym z priorytetów Disneya. A gdy to nastąpi, pozostanie nam zagrywanie się w ten tytuł i czekanie na wypasioną, pudełkową kontynuację stanowiącą otwarcie nowego rozdziału w cyfrowej historii przygód doktora Jonesa. Owszem, jego miejsce kobieciarza oraz poszukiwacza zaginionych artefaktów i nie tylko zajął Nathan Drake, ale ta tetralogia dobiegła końca, na rynku zwolniło się więc miejsce, poza tym gdzieś tak połowa hardkorowych graczy nie mogła się zapoznać z jego przygodami (exclusive robi swoje), dlatego czas najwyższy na podobną, lecz multiplatformową serię. Czy ktoś miałby jakieś obiekcje?

NO ONE LIVES FOREVER

Teraz, gdy GoldenEye 007 wylądowało na platformach HD (już na poprzedniej generacji), niemal wszyscy gracze mają okazję zapoznać się z geniuszem tej gry. Jeśli już to zrobiliście i tęsknicie za kolejną szpiegowską przygodą, pozostaje powspominać perypetie agentki Archer albo, jeśli jeszcze nie mieliście styczności z tą królową wywiadu, odkurzyć dwie części w których wystąpiła, albowiem NOLF to jedna z najlepszych serii w historii FPS-ów, o czym niestety większość już nie pamięta bądź nigdy nie miała tej świadomości. Jedyną przeszkodą w Waszym romansie z Cate mogą okazać się nie tyle nieuchronne archaizmy (jeśli ktoś za takowe uważa brak skryptów i prowadzenia za rączkę), co konwencja, której niewspółmiernie bliżej Austinowi Powersowi niż filmom z Jamesem Bondem (skądinąd również przerysowanym, tyczy się to zwłaszcza tych sprzed restartu). Ale gdy już się wciągnięcie, bardzo możliwe, że zaczniecie poważnie rozmyślać nad pisaniem petycji do wszystkich liczących się wydawców w sprawie wskrzeszenia NOLFa. I będziecie mieć rację, bowiem jak słusznie zauważył choćby Adrian Chmielarz, za dużo jest dziś w shooterach napuszonego patosu, a za mało przysłowiowych jaj i szczerego, rzęsistego śmiechu.

ONI

Brakuje mi strasznie na obecnych sprzętach klasycznych chodzonych bijatyk (jeśli Wam też, śmiało sięgajcie po przyzwoite Watchmen: The End Is Nigh Part 2 z poprzedniej generacji, zwłaszcza jeśli polubiliście film). Ich miejsce zajęły slashery; dobrze chociaż, że klasyczne mordoklepki się odrodziły. Dość jednak tych dygresji – Oni to tytuł niezwykły z kilku powodów, a chyba najbardziej elektryzującym jest fakt, że to produkt autorstwa… Bungie. Tak, tak, właśnie tego Bungie. Developer ten w swoim stylu stworzył grę doprawdy niezwykłą, a osiągnął to wplatając w prosty z założenia gatunek chodzonych nawalanek raczej niespotykane w konkurencyjnych produktach elementy, takie jak możliwość skradania się czy używania broni palnej oraz apteczek czy pancerzy. Dzięki temu gra zyskała taktyczny wymiar – wesołe parcie przed siebie a la Rambo częstokroć kończyło się szybkim zgonem, trza było ułożyć sobie w mózgownicy jako taki plan działania. Dodajcie do tego mroczne realia przyszłości (cyberpunk!), mangową oprawę, seksowną bohaterkę i niegłupią fabułę (znalazło się nawet miejsce na wybory moralne!), prosty do opanowania a jednocześnie rozbudowany system walki łączący różne style (kung-fu, wrestling etc.), a szybko uzyskacie obraz dzieła, które jak najszybciej powinno zostać reaktywowane. Naiwnie wierzę, że tak się właśnie stanie – ponoć w Destiny 2 następuje exodus graczy, może więc czas, by Bungie zaczęło na boku klecić jakąś inną markę?


Jak się Wam podobała lista? Chcielibyście zobaczyć jej drugi odcinek? Może macie jakichś swoich faworytów, których chcielibyście zobaczyć w tego typu tekście?

Źródło: własne
cropper