Jak Nicolas Cage nie został Supermanem. O niezrealizowanym filmie Tima Burtona

Jak Nicolas Cage nie został Supermanem. O niezrealizowanym filmie Tima Burtona

Dawid Ilnicki | Dzisiaj, 12:00

Historia kinematografii zna wiele przypadków wielkich projektów filmowych, które ostatecznie nie doszły do skutku, ale o mało którym powstawały filmy dokumentalne. Takim okazała się -  sfinansowana głównie dzięki zbiórce na Kickstarterze -  produkcja “The Death of "Superman Lives": What Happened?” Jona Schneppa, opowiadająca o skomplikowanych dziejach realizacji obrazu Tima Burtona, w którym przybysza z planety Krypton miał zagrać sam Nicolas Cage.

Ostatnie dekady XX. wieku zdecydowanie nie były udane dla jednego z najpopularniejszych komiksowych bohaterów. Po ogromnym fiasku, tak komercyjnym jak przede wszystkim artystycznym, wręcz beznadziejnego “Supermana IV”, dziś będącego gwoździem programu seansów VHS Hell, wszyscy zastanawiali się nad reaktywacją historii bohatera, w sposób który pozwoli zapomnieć o dwóch wcześniejszych, bardzo nieudanych filmach. Początkowo zresztą planowano część piątą, którą realizować miało jeszcze Orion Pictures, ale po bankructwie tej zasłużonej dla ery VHS firmy produkcyjnej prawa do marki ponownie przeszły w ręce Ilyi i Alexandra Salkindów. Co interesujące fabuła piątej odsłony miała początkowo krążyć wokół rzekomej śmierci Supermana, a następnie jego odradzeniu w mieście Kandor na planecie Krypton. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Podobną drogą poszli na początku lat 90’ twórcy jednego z najważniejszych komiksów tej dekady, czyli “The Death of Superman”, do którego prawa zostały kupione przez Warner Bros. Do roli producenta nowego widowiska  bardzo szybko zatrudniono Jona Pietersa, który porozumiał się z Jonathanem Lemkinem, mającym odpowiadać za scenariusz filmu. Nad nim, niczym sępy, krążyli już przedstawiciele firm produkujących zabawki i inne gadżety, chcący mieć dostęp do skryptu tak by zawczasu przygotować odpowiednią linię swoich produktów. Pomysły Lemkina, łącznie z tym o niepokalanym poczęciu dziecka Supermana i Lois Lane, były jednak na tyle osobliwe, że po pewnym czasie zmieniono go na Gregory’ego Poiriera, a ten oparł fabułę na starciu Supermana z Brainiaciem, tworzącym Doomsdaya, który ostatecznie niemalże zabija przybysza z krainy Krypton. Kilka jego idei przypadło do gustu przedstawicielom Warner Bros, którzy jednak zadecydowali o zatrudnieniu Kevina Smitha, znanego już wtedy jako reżyser i scenarzysta głośnego “Clerks”.

Smith uważał, że wiele pomysłów Poiriera godziło w ukształtowaną przez lata mitologię superbohatera, więc należało je zmienić. Centralnym punktem skryptu był udany zamach na Supermana, do którego dochodzi za sprawą zasłonięcia przez Braniaca Słońca, z którego przybysz z Kryptonu czerpie swą energię. Ostatecznie zostaje on jednak uratowany przez kryptońskiego robota o nazwie Eradicator, a następnie przywraca on go do formy, za sprawą technologii, którą posiada. Wstępnie do roli Clarka Kenta przymierzano Bena Aflecka, który zacznie być kojarzony z dziełami DC dopiero dwie dekady później, w Lois Lane miała się wcielić Linda Fiorentino, a z kolei wspierającego Brainiaca Lexa Luthora miał zagrać sam Jack Nicholson. Projekt w 1996 roku przedłożono Robertowi Rodriguezowi, ale pomimo tego, że podobało mu się wiele pomysłów w nim zawartych zrezygnował z niego na rzecz realizacji filmu “Oni”. Wtedy producenci zdecydowali się na pójście zupełnie inną i niespodziewaną drogą.

Ekscentryczny Clark Kent

Cage Superman
resize icon

Wspomniany na początku dokument Jona Schneppa poza wszystkim jest również świadectwem tego jak mocno dziś różnią się od siebie relacje głównych aktorów dramatu, jakim okazała się nieudana realizacja filmu “Superman Lives”. Kevin Smith wspominał o tym, że większość pomysłów fabularnych postawało we współpracy z głównym producentem, czyli Jonem Petersem. Twórca “Clerks” powiedział, że ten postawił przed scenariuszem trzy warunki: Superman nie miał być pokazywany w trakcie lotu ani też w charakterystycznej, ale już mocno opatrzonej pelerynie, a ponadto miał w finale walczyć z pająkiem-olbrzymem. Sam Peters przyznawał się jedynie do ostatniego z pomysłów. Wśród tych dziwniejszych były również, czysto komercyjne, koncepcje postaci kosmicznego psa będącego swoistym darem od Brainiaca dla Lexa Luthora, jak również robota-pomocnik, nieco przypominającego starwarsowego R2D2, dające asumpt do sprzedaży milionów gadżetów na całym świecie. 

W środku tego przedziwnego tańca pomiędzy finansowymi a artystycznymi celami całego przedsięwzięcia, najdziwniejszą wiadomością okazało się jednak zatrudnienie na stanowisku reżysera Tima Burtona. Artystę już wcześniej znanego z udanych produkcji komercyjnych, który jednak nieprzypadkowo uchodził za twórcę niezwykle oryginalnego, a więc również ryzykownego z punktu widzenia czysto komercyjnego. Jeszcze większe poruszenie wywołała wieść, że w głównego bohatera ma się wcielić Nicolas Cage. Wielki fan opowieści komiksowych, o którym jednak już wtedy wiadomo było, że jest aktorem kompletnie nieobliczalnym, po którym trudno powiedzieć czego można się spodziewać.

W ówczesnych wywiadach, także tych obecnych w filmie dokumentalnych Schneppa, widać, że Cage jest dla Burtona wręcz wymarzonym odtwórcą Supermana, mogącym zabrać dość standardową dotąd historię w zupełnie inne rejony. Jako wielki fan i znawca twórczości komiksowej dobrze rozumiał, niezwykle istotną dla wszystkich mitologię Supermana, ale jednocześnie miał świadomość wszelkich psychologicznych uwarunkowań w jakich on funkcjonował, musząc przez większość swego życia udawać zwykłego Ziemianina. Twórcy twierdzili, że po raz pierwszy w historii prezentowania tej postaci na dużym ekranie aktor odegrałby Clarka Kenta w taki sposób, że istotnie nikt nie mógłby w nim rozpoznać Supermana, bo jego bohater byłby prawdopodobnie niezłym ekscentrykiem. Dziś dając świadectwo tego w jaki sposób wyobrażano sobie w latach 90’ przedstawicieli raczkujących wtedy tech-biznesów.

Jeszcze większe wrażenie mógł zrobić projekt wielkiego statku kosmicznego Brainiaca, który nie miał nic wspólnego z wizją twórców komiksu “The Death of Superman”. Bezpośrednią inspiracją wielkiego statku-czaszki miała być okładka jednego z numerów National Geographic, która trafiła w ręce Jona Petersa. Ten miał w zwyczaju przyprowadzanie na plan dzieci, które oceniały projekty w taki sposób jaki ocenia się zabawki. Jasnym stało się więc to, że ów pomysł był pomyślany jako kolejny sposób na sprzedanie gadżetów związanych z filmem. Sam Burton był już jednak gotowy by zaangażować się w projekt z pełną mocą. Na miejsce kręcenia zdjęć wybrano Pittsburgh, który miał imitować filmowe Metropolis. Wybudowano również dużą część planu zdjęciowego akcji toczonej na planecie Krypton. Sporo wysiłku włożono w stworzenie nowego kostiumu Supermana, którym film miał się zdecydowanie wyróżniać na tle poprzedników, a nagrania z tego okresu pozwalają zobaczyć jak prezentował się w nim Nicolas Cage. Wszystko zdawało się więc iść w dobrą, choć jak dziś wiadomo były to tylko pozory.

Odchudzanie scenariusza

Superman Cage
resize icon

Jak zwykle w przypadku tak dużych produkcji ogromnym problemem okazał się scenariusz, który był wiecznie poprawiany, a kolejni zatrudnieni autorzy nanosili na niego swoje poprawki. Ostatnim z nich był zatrudniony przez Tima Burtona Wesley Strick, co do którego wiele wątpliwości miał Kevin Smith. W późniejszych wywiadach wyrażał zdziwienie tym, że choć przedstawiciele studia byli zadowoleni z jego pracy sam reżyser postanowił pójść w zupełnie innym kierunku, skreślając wiele z jego wcześniejszych pomysłów. Strickowi nie podobała się m.in. postać Eradicatora, a samą ideę zasłonięcia Słońca, po to by Superman stracił swoje moce, uznał za żywcem wyjętą z jednego z odcinków serialu “Simpsonowie”. Co istotne jednak autor nie czytał wtedy jeszcze komiksu, a po jego lekturze zrozumiał skąd Smith zaczerpnął wiele ze swoich konceptów. W jego ujęciu jednak tytułowy heros miał walczyć z połączonymi siłami Luthora i Brainiaca, tzw. Lexiaciem, zostając wskrzeszonym za sprawą siły “K”, będącej naturalną mocą planety Krypton. 

Większym problemem dla producentów okazał się coraz bardziej rosnący budżet widowiska, które do tego czasu nie wyszło poza fazę pre-produkcji. Za sprawą działań kolejnych scenarzystów w skrypcie pojawiały się coraz nowsze i co istotne bardzo kosztowne pomysły, które mocno podrażały realizację filmu, co zrozumiano zwłaszcza po zmianach wprowadzonych przez wspomnianego wcześniej Stricka. Warner Bros. zdecydowało się więc zatrudnić Dana Gilroya, którego zadaniem było przejrzenie scenariusza i jego radykalne odchudzenie, poprzez usunięcie najdroższych, ale też z punktu widzenia opowieści wcale nie niezbędnych elementów. Późniejszemu twórcy serialu “Andor” ponoć ostatecznie udało się w ten sposób zmniejszyć budżet ze 190 do 100 milionów dolarów, co jednak wcale nie dało produkcji zielonego światła. 

Druga połowa lat 90’ w Warner Bros. stała bowiem pod znakiem kilku głośnych kasowych porażek, na które składały się nie tylko filmy, które po prostu nie zwróciły kwoty budżetu, ale także widowiska, które nie zarobiły tyle ile planowano. Tak jak “Batman i Robin” Joela Schumachera, który miał kosztować nawet 160 milionów dolarów, a w box office zgarnął mniej niż 240 milionów. Kiepsko dziś pamiętany “Paragraf 187” Kevina Reynoldsa z Samuelem L. Jacksonem, który był kompletną wtopą komercyjną czy też kuriozalny superbohaterski “Steel” z koszykarzem Shaquillem O’Nealem w roli głównej. Nic więc dziwnego, że przedstawiciele medialnej korporacji w końcu zadecydowali o wstrzymaniu realizacji filmu. Zniesmaczony tym faktem Tim Burton zrezygnował z pracy nad “Superman Lives” koncentrując się na kolejnym projekcie, którym okazał się “Jeździec bez głowy”. Szacuje się, że studio wydało na realizację przygód Supermana już 30 milionów dolarów, które rzecz jasna przepadły. 

W późniejszych latach próbowano zainteresować scenariuszem Dana Gilroya takich reżyserów jak Michael Bay, Martin Campbell, Brett Rattner, a nawet Oliver Stone, ale wszyscy odmawiali. Propozycję zagrania Supermana miał nawet otrzymać Will Smith, ponoć jednak obawiał się, że ze względów rasowych publiczność nie przyjmie tej roli dobrze. Porażka “Superman Lives” była dla Burtona osobistym policzkiem, sam wspomina ten okres w życiu jako kompletnie zmarnowany rok pracy. O ostateczną zmianę decyzji włodarzy do końca miał walczyć Jon Peters, który w dokumencie Scheppa stwierdza, że szefostwo studia po prostu przestraszyło się tego, że reżyserska wizja będzie zbyt ekscentryczna i ostatecznie zadecydowali o skasowaniu wielkiego projektu. Przybysz z planety Krypton powrócił dopiero w uładzonym, klasycznym i okrutnie nudnym filmie Bryana Singera z 2006 roku, w którym wcielił się w niego Bryan Routh. Sam Nicolas Cage zaliczył malutkie cameo siedemnaście lat później we “Flashu”, gdzie przez kilka chwil można go zobaczyć w stroju Supermana.

Źródło: własne
Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper