
Śmierć to dopiero początek? Oto najlepsze gry, które bawią się tym schematem
W większości gier śmierć to koniec - ekran się przyciemnia, licznik cofa, a my zaczynamy od ostatniego checkpointa z myślą „tym razem mi się uda”. Ale są też tytuły, które wywracają ten schemat do góry nogami. Gdzie śmierć nie jest porażką, tylko początkiem czegoś większego. Nowego etapu, innego świata albo całej pętli, w której to, co znane, zaczyna wyglądać zupełnie inaczej.
W tym zestawieniu znajdziecie właśnie takie gry. Produkcje, które nie boją się pokazać śmierci z innej strony - jako mechaniki, fabularnego twistu albo symbolu. Czasem to dosłowny respawn, czasem duchowa podróż, a czasem zupełne odklejenie się od rzeczywistości. Jedno jest pewne: w tych tytułach zgon nie kończy zabawy - on ją dopiero rozkręca. Oto moje osiem polecajek!
Hades
Tu śmierć nie boli - jest po prostu częścią rytmu. Wcielamy się w Zagreusa, syna Hadesa, który próbuje wydostać się z podziemi. Każda śmierć to nie porażka, tylko kolejny krok. Wracamy do pałacu, prowadzimy rozmowy, odkrywamy nowe wątki. Roguelike? Tak. Ale też gra, w której umieranie ma sens fabularny - i emocjonalny.
Dark Souls
Wiesz, że umrzesz. Wiesz, że wiele razy. Ale właśnie o to chodzi. Śmierć jest tu nauczycielem, przewodnikiem i nieodłącznym towarzyszem. Każdy zgon coś znaczy - nie tylko na poziomie mechanicznym, ale też światotwórczym. Lordran jest martwe. My też będziemy. I dopiero wtedy zaczyna się właściwa historia.
Outer Wilds
Nie dość, że umieramy, to jeszcze cały wszechświat resetuje się co 22 minuty. Brzmi frustrująco? Tylko na początku. Potem odkrywamy, że każda śmierć przybliża do zrozumienia tej dziwnej, pięknej układanki. Czas przestaje być liniowy, przestrzeń nabiera znaczenia, a my uczymy się… No właśnie - nie przeżywać, tylko rozumieć.
Returnal
Kosmiczna pętla, w której każda śmierć to nowy rozdział traumy. Selene rozbija się na obcej planecie i za każdym razem budzi się w tym samym miejscu, z nowymi wspomnieniami i tym samym pytaniem... Co tu się, do cholery, dzieje? Mechanika roguelike łączy się tu z psychologicznym horrorem, a śmierć staje się jedyną drogą naprzód.
Planescape: Torment
Głównego bohatera nie da się zabić. Serio. The Nameless One budzi się po każdej śmierci, często z nową wiedzą lub dostępem do wcześniej zablokowanych opcji dialogowych. To nie jest trik - to fundament gry. Ciało jako zapis przeszłości. Dusza w kawałkach. A śmierć? Narzędzie, nie kara.
Deathloop
Czas zatacza koło, a my razem z nim. Colt próbuje wyrwać się z pętli, w której każdy dzień wygląda tak samo - chyba że nauczymy się, jak go złamać. Umieranie jest częścią planu. Obserwujemy, testujemy, powtarzamy. Aż w końcu zrozumiemy, że nie chodzi o przetrwanie, tylko o układankę.
Spiritfarer
Tu śmierć nie jest brutalna. Jest czuła, symboliczna i pełna smutku, ale też spokoju. Jako Stella, przewoźniczka dusz, pomagamy zmarłym pogodzić się ze swoim losem i odejść w spokoju. Nie ma tu walki ani przemocy - jest pożegnanie. I właśnie dlatego ta gra trafia mocniej niż niejeden dramat.
Dead Cells
Typowy roguelike? Nie do końca. Bo choć mechanika opiera się na ciągłych zgonach i próbach, to narracja powoli odkrywa, że każda śmierć ma swój sens. Jesteśmy eksperymentem. Nasze ciało się regeneruje. Ale im więcej razy próbujemy, tym więcej dowiadujemy się o tym, czym - albo kim - właściwie jesteśmy.
Przeczytaj również






Komentarze (8)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych