
Marsjańskie sny na jawie. Ten klasyk science fiction ery VHS niedawno skończył 35 lat
Szesnaście lat to szmat czasu, także jeśli chodzi o rozwijanie filmowych projektów. Tyle właśnie czasu upłynęło od zakupu praw do ekranizacji opowiadania znanego pisarza science fiction do momentu premiery filmu. Ten jednak ostatecznie okazał się jedną z najbardziej szanowanych produkcji gatunku, do której dziś - po 35 latach - powraca się z taką samą przyjemnością jak na początku lat 90’.
Uznawany dziś za klasyka literackiej fantastyki i jednego z najwybitniejszych twórców gatunku Philip K. Dick przez całe swoje życie zmagał się z biedą, pozostając artystą uznanym w zasadzie wyłącznie w swojej niszy. Dość powiedzieć, że w 1980 roku we wstępie do jednej z antologii swoich opowiadań wyznał, iż przez lata finansową opieką starał się go otoczyć Robert Heinlein, który zdecydował się nawet pożyczyć mu pieniądze, by ten mógł zapłacić zaległą kwotę podatków. Sytuację nieco zmieniło rosnące, od lat 70’ XX. wieku, zainteresowanie filmowców, które w końcu zmaterializowało się w postaci “Łowcy androidów” Ridleya Scotta. Dziś uznawane za prawdziwy klasyk nie tylko science fiction, ale filmu w ogóle widowisko, które jednak tuż po premierze wcale nie zyskało przychylności krytyków, co przełożyło się również na kiepskie wyniki w box office.
Tymczasem osiem lat przed premierą arcydzieła brytyjskiego twórcy dwójka scenarzystów: Ronald Shusett i Dan O’Bannon zdecydowała się wykupić, za zawrotną kwotę 1000 dolarów, prawa do ekranizacji niewielkiego opowiadania Dicka, znanego w Polsce pod tytułem: “Przypomnimy to Panu hurtowo”. Amerykański pisarz wykreował w nim postać Douglasa Quaila, z pozoru zwyczajnego człowieka, którego wielkim marzeniem jest podróż na Marsa, co stanowczo odradza mu jego żona. Dzięki skorzystaniu z usług firmy Rekal Incorporated, bohater odkrywa, że jego prawdziwa tożsamość została skradziona i zastąpiona zupełnie inną, a sam tak naprawdę jest tajnym agentem, który już kiedyś odwiedził Czerwoną Planetę. Jak w większości dzieł amerykańskiego pisarza z tych czasów pojawia się tu kwestia fałszywej świadomości i pytanie o to, co tak naprawdę jest realne, a co wyłącznie śni się głównemu bohaterowi.




Shusett i O’Bannon widzieli w tym materiale ogromny potencjał na widowiskowy film, tak naprawdę jednak nie wierząc w to, że uda się go zrealizować, ze względu na ogromne pieniądze jakie należałoby wyłożyć na taką produkcję. Ogromnym problemem było również to, że opowiadanie Dicka stanowiło doskonałą bazą dla pierwszego i drugiego aktu, ale trzeci trzeba było właściwie wymyśleć od nowa i to właśnie on stanie się przedmiotem licznych sporów pomiędzy scenarzystami a producentami w kolejnych latach. Obaj zawiesili projekt na jakiś czas, by skupić się na rozwijaniu innego pomysłu, powiązanego z filmem “Dark Star” samego O’Bannona, który rzecz jasna wyewoluował w “Obcego” Ridleya Scotta. Do opowiadania Dicka wrócili w końcówce lat 70’, gdy zainteresowane projektem było studio Walta Disneya, ponoć gotowe wyłożyć 20 milionów dolarów na zrealizowanie obrazu. Wtedy to po raz pierwszy kością niezgody okazała się wspomniana już trzecia część scenariusza, ale jednocześnie materiałem szybko zainteresował się Dino de Laurentiis, mający w tym czasie zarówno dobrą passę, jak i ogromne ambicje. Wraz z jego przyjściem rozpoczął się jednak długi okres poszukiwania reżysera i właściwego zakończenia opowieści.
Cronenberg, Beresford, a może Mulcahy?

Lista twórców, z którymi współpracować chciał De Laurentiis była długa i imponująca. Początkowo myślano o Russellu Mulcahy’m (jeszcze przed “Nieśmiertelnym”), Richardzie Rushu, Lewisie Teague’u, a także Fredzie Schepisim. W końcu jednak postawiono na Davida Cronenberga, w 1984 roku będącego już po przełomowych dla siebie “Skanerach” i “Videodrome”. Kanadyjczyk nie był specjalnie zaznajomiony z twórczością Dicka, ale jednocześnie mocno przypadł mu do gustu scenariusz, w którym problemem było jednak nie tylko jego zakończenie, ale także ogólny ton opowieści. Shusett i De Laurentiis nie chcieli, by obraz był tak poważny jak wcześniej wspomniany “Blade Runner”, a ich koncepcję dość dobrze streszcza idea “Poszukiwaczy Zaginionej Arki na Marsie”. Cronenberg pragnął pozostać wiernym opowiadaniu Dicka, co wiązało się również z obsadą głównej roli. Reżyser widział w niej Williama Hurta, który zwłaszcza po “Odmiennych Stanach Świadomości” pasowałby idealnie do roli człowieka mającego problemy z tożsamością. Wspomniana dwójka widziała w niej raczej Richarda Dreyfussa, mającego odgrywać zwyczajnego człowieka wplątanego w aferę nie z tej ziemii.
Coraz poważniejsze tarcia pomiędzy wspomnianymi osobami doprowadziły do rezygnacji Cronenberga. Choć De Laurentiis początkowo groził reżyserowi pozwem za zerwanie kontraktu ostatecznie obaj umówili się na to, że zrobią razem inny film. W międzyczasie jednak włoskiego producenta powoli zaczęły trapić problemy finansowe, związane z potężną klapą innego słynnego filmu science fiction, czyli “Diuny” Davida Lyncha, mającej swoją premierę w 1984 roku. Z uwagi na brak spodziewanych zysków z ekranizacji prozy Franka Herberta, De Laurentiis nalegał na radykalne ograniczenie budżetu nowej produkcji, w międzyczasie z jednej strony wciąż chcąc zatrudnić Richarda Rusha, a z drugiej ostro krytykując trzeci akt filmu, mający według ostatecznej wizji scenarzystów toczyć się na Marsie. W końcu jednak, gdy spodobał się on nie tylko Rushowi, ale także wybranemu już na reżysera Bruce’owi Beresfordowi, De Laurentiis zrozumiał, że mocno się w tym względzie pomylił i przez moment wydawało się, że projekt w końcu ruszy z miejsca, z wybranym już Patrickiem Swayze w roli głównej. Wtedy jednak doszło do kolejnego zwrotu akcji.
W 1988 roku firma Dino de Laurentiisa ogłosiła upadłość, duża grupa ludzi już zatrudnionych do realizacji filmu została zwolniona, a w dodatku zniszczono już część planów zdjęciowych. O wszystkim jednak wcześniej dowiedział się Arnold Schwarzenegger. Zafascynowany scenariuszem aktor miał już wcześniej rozmawiać z De Laurentiisem, jednak Włoch nie uważał, by gwiazdor był odpowiednim odtwórcą do głównej roli w tym filmie. Mając świadomość ogromnych problemów finansowych producenta Schwarzenegger zadziałał błyskawicznie, namawiając do zakupu praw do skryptu Andrew G. Vajnę i Mario Kassara, szefów Carolco Pictures, zapewniając sobie prawo do kluczowych decyzji w kwestii reżysera, zespołu scenarzystów i castingu, a także sowite wynagrodzenie: 10-11 milionów dolarów + 15% zysków z filmu.
W kwestii reżysera podjął równie szybką decyzję, kontaktując się z Paulem Verhoevenem, z którym chciał już współpracować na planie “Robocopa”, ale wtedy na przeszkodzie stanęła kwestia bardzo niewygodnego kostiumu, w który się zwyczajnie nie mieścił. Holender był jednak jednym z tych twórców, których Schwarzenegger wyjątkowo szanował za niezwykłą wyobraźnię i dynamiczność, sprawiające że rozumiał się w nim właściwie bez słów. Choć Verhoeven nie gustował w fantastyce naukowej i początkowo był do projektu nastawiony sceptycznie, do realizacji “Pamięci absolutnej” ostatecznie przekonała go jedna scena obecna w scenariuszu. Rozgrywająca się w hotelu na Marsie, gdzie Dr. Edgemar stara się przekonać głównego bohatera, że tak naprawdę nadal przebywa on na Ziemi, zaś wszystko czego doświadcza jest tylko częścią iluzji, za którą odpowiedzialne jest Rekal. Ważną rolę - na dwie dekady przez “Matrixem” - ma tu zresztą pełnić czerwona pigułka. Udział Verhoevena rzecz jasna wiązał się również z większą brutalnością, obecną w ostatecznej wersji filmu, co było nie w smak zwłaszcza O’Bannonowi, optyującemu raczej za ostrym humorem, ale ostatecznie musiał on skapitulować, bo prace nad realizacją obrazu w końcu ruszyły na dobre.
Meksykańska biegunka

Verhoeven zadecydował o odnowieniu kontaktu z Michaelem Ironsidem, który miał u niego zagrać już w “Robocopie”, ale po tym jak nie otrzymał głównej roli zrezygnował z udziału w tej produkcji. Tu okazał się godnym rywalem dla Douglasa Quaida, którego nazwisko zmieniono względem tego obecnego w opowiadaniu Dicka, by uniknąć niepotrzebnych skojarzeń z wiceprezydentem Danem Quayle’m. Ironside mocno zaprzyjaźnił się ze Schwarzeneggerem, który słysząc o poważnej chorobie jego siostry od razu udostępnił mu swój prywatny telefon, a później sam telefonował, by dowiedzieć się o jej stanie. Z kolei obie aktorki: Sharon Stone i Rachel Ticotin zostały wybrane głównie dlatego, że były wręcz doskonale przygotowane do swych ról pod względem fizycznym. Szczególnie zaimponowała nimi Stone, której absolutne poświęcenie do roli chwalił zwłaszcza sam Schwarzenegger. Pozwoliło ono zresztą na zainscenizowanie poważnej walki pomiędzy obiema bohaterkami przy windzie, zakończonej klasycznym one-linerem Arniego.
Holender w komentarzach do wydania DVD twierdził zreszta, że była to pierwsza tak doskonale zainscenizowana walka na śmierć i życie pomiędzy bohaterkami, a u Stone zaimponowało mu zwłaszcza to jak szybko potrafiła kompletnie zmienić charakter swej postaci, co zresztą wkrótce oboje wykorzystali w pracy nad “Nagim instynktem”. Znaczący zwrot charakteru swego bohatera spodobał się również Melowi Johnsonowi, tak bardzo narzekającemu na miałkość typowych produkcji z nurtu blacksploitation, w których w owym czasie występował, że początkowo kompletnie odrzucił on dostarczony mu skrypt, dopiero po pewnym czasie zauważając w nim interesujący twist.
Verhoeven postanowił również odnowić współpracę z wielkim specjalistą od efektów specjalnych i charakteryzatorem Robem Bottinem, z którym spotkał się już na planie “Robocopa”. Ci, którzy znają historię tworzenia tego filmu dobrze jednak wiedzą, że wybór ten był zaskakujący. Obaj bowiem w pewnym momencie pokłócili się ze sobą na planie poprzedniej produkcji tak mocno, że wręcz przestali się do siebie odzywać. Kiedy jednak zobaczyli efekty wspólnej pracy postanowili zakopać topór wojenny, a gałązkę oliwną w stronę kolegi tym razem wyciągnął sam reżyser deklarując, że Bottin tym razem może sobie pozwolić na wszystko czego tylko zapragnie.
Efektem tego jest kilka niezwykle oryginalnych pomysłów, takich jak słynna maska, za którą kryje się Quaid przed podróżą na Marsa, modele twarzy mutantów zamieszkujących tę planetę, w tym przede wszystkim Kuato, a także budząca wielkie emocje bohaterka posiadająca trzy piersi, którą odtwarzała Lycia Naff. Odtwórczyni wyznawała w późniejszych wywiadach, że mimo iż na planie nie prezentowała swego biustu, sesje zdjęciowe były dla niej niezwykle trudne, a sam Verhoeven pocieszał ją obietnicą istotniejszej roli w jednym z jego kolejnych filmów, której jednak ostatecznie nie dotrzymał. Aktorka w późniejszych latach konsekwentnie odmawiała udzielania wywiadów na temat swego udziału w filmie, ale jej bohaterka okazała się tak popularna, że powróciła w remake'u z 2012 roku.
Zdjęcia do filmu kręcono w Meksyku, co okazało się kluczowe dla niezwykłego wyglądu świata przedstawionego w filmie. Schwarzenegger mówił, że architektura w tym mieście jest jedyna w swoim rodzaju, a sam Verhoeven określił ją mianem nowego brutalizmu i rzeczywiście nawet dziś robi ona niezwykłe wrażenie. Pobyt w tym miejscu wiązał się jednak również z ogromnymi problemami zdrowotnymi dla zdecydowanej większości ekipy realizującej film, w tym także samego reżysera. Holender w pewnym momencie był tak bardzo chory, że w pobliżu realizacji zdjęć musiała się znajdować karetka, która w przerwie pomiędzy realizacją scen udzielała mu podstawowej pomocy medycznej. Na dolegliwości żołądkowe nie narzekali w zasadzie tylko Schwarzenegger i Ronald Shusett. Pierwszy, pomny swych złych doświadczeń z kręcenia “Predatora” w Meksyku, przywiózł bowiem własne jedzenie i wodę. Z kolei scenarzysta z tak skrajną ostrożnością podchodził do konsumowania wszelakich płynów i żywności, że pozostali członkowie zespołu naśmiewali się z niego; oczywiście do czasu pojawienia się pierwszych problemów zdrowotnych.
Najlepszy rok na premierę filmu?

Widowisko Paula Verhoevena w końcu zadebiutowało na dużym ekranie 1. czerwca 1990. Początek ostatniej dekady XX wieku w branży filmowej zapowiadał się wręcz fantastycznie, na co wskazywały już choćby rekordowe wyniki sprzedaży biletów kinowych w poprzednim roku, więc producenci musieli dbać wyłącznie o odpowiednią datę wypuszczenia filmu, a także jego rozpoznawalność. W pierwszym przypadku starano się uniknąć bezpośredniej rywalizacji z “Dickiem Tracy’m” Warrena Beatty, postrzeganego wtedy jako potencjalny wielki hit. Sam Schwarzenegger na tyle zaniepokoił się niskimi wskaźnikami rozpoznawalności tytułu, szacowanymi na zaledwie 23%, że wręcz wymógł na szefach Carolco szeroko zakrojoną akcję reklamową, podnoszącą słupki procentowe, ponoć do niemalże absurdalnych 99%, które jednak rzeczywiście mogły zadecydować o ostatecznym sukcesie tytułu w kinach.
“Pamięć absolutna” zdecydowanie pobiła bowiem osiągnięcia filmu Beattiego, zarabiając ponad 250 milionów dolarów, co nawet przy astronomicznej, jak na owe czasy, kwocie budżetu, mającego sięgnąć nawet 80 milionów, okazało się wielkim osiągnięciem Carolco Pictures, Paula Verhoevena i całej ekipy realizującej obraz, któremu udało się z jednej strony wykorzystać komercyjny potencjał historii stworzonej przez Phillipa K. Dicka, a z drugiej pozostawić kwestią otwartą centralny problem jaki przewijał się przez większą część jego twórczości, który w zasadzie nie został przez film rozstrzygnięty. Na dobrą sprawę bowiem nie wiadomo czy Quaid rzeczywiście doświadczył wszystkiego na Marsie czy też jest to wyłącznie projekcja.
Dbałość o świetną oprawę wizualną, wyrażającą się tu głównie przez umiejscowienie akcji w wyjątkowo posępnym, w pewnym sensie nieomalże odhumanizowanym miejscu, rządzonym przez wyjątkowo krwawego dyktatora umożliwiło czytanie tego filmu również przez wydarzenia rozgrywające się w latach 90’. Ciekawego materiału do przemyśleń dostarczały w tym czasie wszelkie dywagacje na temat tego jak mógłby wyglądać film zrealizowany przez Davida Cronenberga, do którego jeszcze w latach 80’, już po ostatecznym rozstaniu, odezwał się Dino de Laurentiis, proponując mu realizację jego wizji w 100%-ach, ale Kanadyjczyk już nie był tym zainteresowany. Sam Michael Ironside - współpracujący z obu twórcami - twierdził, że o ile Holender skupiał się bardziej na socjoekonomicznym wymiarze swych filmów, co widać również w “Pamięci absolutnej”, o tyle Cronenberg chciał - zgodnie z duchem literackiego pierwowzoru - opowiedzieć raczej o zmaganiach głównego bohatera, z narzuconą mu fałszywą świadomością. Wypada więc żałować, że materiał ostatecznie nie dostał się w jego ręce, a w 2012 roku nowy film pod tym tytułem zrealizował Len Wiseman. Pomimo jednak wysiłków Colina Farrella, Kate Beckinsale i Jessici Biel jest to produkcja, o której zapomina się już w kilka minut po jej obejrzeniu.
Przeczytaj również






Komentarze (3)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych