
Za co pokochaliśmy GTA: Vice City?
Lata osiemdziesiąte w Stanach Zjednoczonych to nie tylko rozkwit kinematografii we wszystkich możliwych kierunkach, to epoka budowania wielkich imperiów, kreacji wielkich marek świata popkultury i wielkich nazwisk. Przepych ten siłą rzeczy skusił środowiska gangsterskie do budowania wpływów. Ten barwny okres wykorzystali scenarzyści ze studia Rockstar Games, aby stworzyć prawdopodobnie jedną z najlepszych gier, jakie kiedykolwiek wyjechały z tłoczni. Ironią losu jest krótki czas produkcji przygody z udziałem Tommy'ego Verceti, czyli gościa, który szedł tam, gdzie płacili najwięcej, a nim wskoczyliśmy w jego hawajską koszulę i ubraliśmy lśniący zegarek - Tommy zwyczajowo wpadał w kłopoty. Cóż, taka to już branża.
Grand Theft Auto: Vice City powstawało na drodze eksperymentalnych zagrywek, o czym wspomniał dyrektor artystyczny, Aaron Garbut. "Jeśli chodzi o Vice City wiele elementów po prostu się kliknęło. Kiedy zablokowaliśmy mapę i dodaliśmy nad nią helikoptery; tancerzy w klubach; nocną przejażdżkę wzdłuż Ocean Drive; sklepy z mniej konwencjonalną bronią - widząc jak to wszystko działa próbowaliśmy nowych rzeczy" - tłumaczył z okazji 10. rocznicy wydania produkcji w 2012 roku. Po głośnej premierze Grand Theft Auto III, czyli gry absolutnie rewolucyjnej w zakresie budowania trójwymiarowego miasta i swobody związanej z poruszaniem się Claude'a po mapie świata autorzy z Rockstara najpierw opijali sukces, a następnie przysiedli do komputerów i zaczęli majstrować przy sprawdzonej konwencji.
Vice City rozpoczynało jako dodatek do bazowej edycji GTA III. "Nie przysiedliśmy do gry z intencją sequela. Po wydaniu GTA III pracowaliśmy kilka miesięcy nad komputerową edycją i zaczęliśmy intensywnie myśleć nad dodawaniem rzeczy charakterystycznych dla mission-packa, jak nowe bronie, pojazdy i wystrzałowe misje - czyli właściwie wszystko to, czego nie zdołaliśmy umieścić w trzecim Grand Theft Auto" - przyznał Leslie Benzies w rozmowie z Digital Trends. Dzisiaj Benzies nie jest związany z Rockstar Games i promuje swój najnowszy tytuł, MindsEye. W dalszej części wywiadu Benzies opowiadał o zawziętej dyskusji nt. wyboru miejsca akcji GTA: Vice City. Rozważano m.in. Londyn, lecz Sam Houser, czyli starci z braci, którzy założyli firmę (młodszy to Dan) postawił na interpretację Miami i wszystkiego, co związane z miastem w settingu lat 80. "Nie da się po pięciu minutach nie myśleć o Miami Vice, czy Człowieku z Blizną" - wspominał Benzies. Trudno odmówić mu racji. Za co my naprawdę pokochaliśmy Grand Theft Auto: Vice City?




"Tommy Vercetti. Ruszajmy"
Uwielbiam relację głównego bohatera z Lance'em, czyli gościem nie tak do końca z przypadku. Wspólnie wspinają się na szczyt gangsterskiej hierarchii, bo w Vice City za każdym bogactwem stoi mroczna historyjka i konflikty interesów. I właśnie o konfliktach i budowaniu imperiów jest całe to Grand Theft Auto: Vice City snute opowieścią o gościu w kołnierzu, który pojawia się po latach odsiadki i po wpadce musi odrobić gangsterską dolę, aby w miarę fabuły piąć się do góry. Tommy Verceti przede wszystkim złamał schemat Rockstar Games, w którym firma stawiała na niemych bohaterów celem lepszej identyfikacji z graczem. Jednak nadanie osobowości Vercettiemu zmieniło całkowicię optykę rozgrywki. Tommy, choć częściej leciał soczystymi one-linerami - stał się dzięki temu ulubieńcem publiczności i do dzisiaj uznawany za jedną z najciekawszych postaci z multiwersum Rockstar Games. Tommy dał początek wyrazistym bohaterem. W GTA III motywem przewodnim była zemsta, natomiast Vice City odznaczała się barwną opowieścią o budowaniu imperiów, gdzie wyrównywanie rachunków wynikało po prostu z bieżącej narracji wydarzeń.
Grand Theft Auto: Vice City z technicznego punktu widzenia nie było dla Rockstar Games jakimś wielkim wyzwaniem. Studio dysponowało już sprawdzoną technologią, RenderWare autorstwa studia Criterion Games idąc tropem Wikipedii. Dużo więcej kłopotów było z nagrywaniem głosów. Szefowie studia postawili na współpracę z Hollywood, co w dotychczasowej historii marki stanowiło wydarzenie bezprecedensowe. Wajb lat 80. wymagał głosów tamtej ery i nie bez powodu w rolę główną wcielił się zmarły przed kilkoma laty Ray Liotta, prawdziwy Tommy Vercetti. Okoliczności pierwszego spotkania aktora z przedstawicielami Rockstar Games są bardzo ciekawie, a sam Liotta zaimprowizował scenę z kultowego filmu, Chłopaki z Ferajny (1990, reż. Martin Scorsese), w którym odegrał rolę Henry'ego Hilla. Praca z aktorem nie należała do najłatwiejszych, a przy produkcji San Andreas nikt z Rockstar Games nie myślał już o angażowaniu nazwisk ze srebrnego ekranu.
Miasto sentymentów
Grand Theft Auto: Vice City do tej pory oferuje ten niezwykły wajb wspomnień i lat 80. Dla mnie, jako osoby urodzonej po 1989 roku gra stanowi nośnik ówczesnego stylu życia w amerykańskiej stolicy przepychu, bo Vice City jest przecież autorską interpretacją Miami. Dzisiaj możemy wrócić do tego świata dzięki wydaniu odświeżonej trylogii, i choć Vice City liczące prawie ćwierć wieku musiało się postarzeć, to wciąż ma w sobie dużą grywalność. Wiadomo, że wymiana ognia trąci archaizmem i jest przez to trudniejsza, ale uczucie jazdy po mieście i uruchomioną stacją radiową, Flash FM nadal urzeka. Spytacie o mój ulubiony track? Zawsze mam dreszcze, gdy w trakcie drogi do hotelu Ocean View w radiu wybrzmiewa "Run to You" (1984, Bryan Adams). W 2012 roku spytano Lesliego Benziesa o powrót do Vice City. Dzisiaj oczekujemy go wraz z Grand Theft Auto VI datowane na 26 maja, 2026 roku. Czy to oznacza, że powróci sam Tommy Vercetti? To jedna z ulubionych postaci pośród fandomu, który wysnuł setki ciekawych teorii co do jego losów po zamknięciu historii przedstawionego w GTA: Vice City. Dla mnie pozostanie on archetypem wyrazistych, głównych postaci w grach firmy Rockstar Games. Grach w większości niezapomnianych, dodajmy. Za to i za lata 80. pokochałem Grand Theft Auto: Vice City.
Przeczytaj również






Komentarze (17)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych