No Rest for the Wicked #7

Wczesny Dostęp w grach wideo - czy ma sens?

Kajetan Węsierski | 12.05, 13:00

W dzisiejszych czasach sposobów prezentowania swoich gier przed premierą jest całe mnóstwo. Serio, trudno byłoby pewnie zliczyć wszystkie opcje, jeśli chcielibyśmy się rozdrabniać i sięgać nawet po te najmniejsze i najbardziej szczegółowe. Choć oczywiście zawód testerów gier wideo wciąż jest czymś prawdziwym i ma sens, to nigdzie nie znajdziemy tak dużej grupy odbiorców, jak wśród graczy, którzy czekają na pełną premierę naszego tytułu. 

Z tego względu, jeszcze przed oficjalnym debiutem, bardzo często mamy do czynienia nie tylko ze zwykłymi pokazami. Obecnie bardzo często dostajemy na przykład wersje demonstracyjne. Kilka godzin gry, aby deweloperzy dowiedzieli się, co szlifować na ostatniej prostej - banalne, ale jakże skuteczne. A na tym oczywiście nie koniec, bowiem są jeszcze zamknięte i otwarte testy - alfa, beta i tak dalej. 

Dalsza część tekstu pod wideo

I wciąż nie musimy kończyć wyliczanki. Jest bowiem także opcja, która jednocześnie wymaga od graczy płacenia, ale dodatkowo w pewnym sensie usprawiedliwia twórców. I taką ewentualnością jest faza Early Access. Choć zazwyczaj jesteśmy jej świadkami w przypadku gier indie oraz AA, to jako ogół, jest bardzo popularna. I to chyba samo w sobie pokazuje, że warto na nią stawiać. Ale… Czy aby na pewno? 

Fenomen Early Access 

Choć jestem świadom, że niemal każdy, kto kliknął w ten tekst doskonale zdaje sobie sprawę, czym Wczesny Dostęp jest, to z dziennikarskiego obowiązku pozwolę sobie przytoczyć definicję. W oficjalnym słowniku jej oczywiście nie znajdziemy, natomiast z bardzo trafnym opisem wychodzi do nas Wikipedia, na której znajdziemy informację, iż jest to “model finansowania gier komputerowych, w którym gracz kupuje nieukończoną jeszcze produkcję”.

W praktyce sytuacja wygląda więc tak, że płacimy określoną kwotę (w lwiej części przypadków jest ona niższa, niż po pełnej premierze), aby w pewnym sensie testować grę. W gruncie rzeczy jest to swego rodzaju wymiana, gdzie za niższą cenę i wcześniejszy dostęp, godzimy się na to, iż sama produkcja jest niedokończona, ma sporo błędów, a jej stan jest zazwyczaj daleki od odpowiedniego. 

Czy więc jest to wymiana uczciwa? Tu pewnie każdy powinien odpowiedzieć za siebie, bowiem ilu ludzi, tyle opinii. Sam znam sporo krytyków tej praktyki, ale także masę jej fanów. Zresztą, wystarczy spojrzeć na liczby, by przekonać się, że bardzo często gracze są otwarci na takie rozwiązanie - zwłaszcza gdy deweloper rzeczywiście rozwija produkcję - a w idealnym świecie zgodnie z ich uwagami. 

Ale, ale - nie odbiegajmy od tych liczb. Tu z pomocą przychodzi nam niezawodny SteamDB, który pozwala na zobrazowanie moich słów. Okazuje się bowiem, że aż dwanaście gier, które zostały wydane we Wczesnym Dostępie, przebiło w najlepszym momencie 100 tysięcy graczy w jednym czasie na serwerach! I w tym mamy na przykład Palworld (z ponad 2 milionami), czy polskie Manor Lords (ponad 173 tysiące). 

Czy to ma sens? 

Pojawia się natomiast pytanie, czy takie rozwiązanie rzeczywiście ma sens. Wszak, jasne, doskonale widać, że jest masa ludzi, którym taka “wymiana” nie przeszkadza - są bardzo chętni, by z niej skorzystać, okazując niekiedy tym sposobem zaufanie i wsparcie dla deweloperów. Nie jest jednak tak, że to opcja pozbawiona wad. Gdyby tak było, byłoby tego więcej. 

Sporą wadę tego rozwiązania mogliśmy zaobserwować przy premierze w Early Access gry No Rest for the Wicked. Gdy tytuł zadebiutował, to choć zainteresowanie było naprawdę spore, oceny nie miały prawa cieszyć twórców z Moon Studios. Były one bowiem mieszane. I wynikało to po części z faktu, iż wiele osób nie zwraca uwagi, iż tytuł znajduje się jeszcze w “przedpremierowej fazie” - oceniają to, co mają. 

Wszystko może się oczywiście zmienić i wraz ze sporym wkładem pracy twórców, ocena także będzie rosła. Dość powiedzieć, wciąż zatrzymując się przy rzuconym przed chwilą przykładzie, że obecnie ów tytuł ma recenzje w “większości pozytywne”. Nie mogę się jednak pozbyć wrażenia, że mleko się już rozlało, wiele osób zapomni, by zmienić swoje oceny, a “pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz”. 

Koniec końców jest to forma wymiany nie tylko dla graczy, ale także dla twórców. Wystawiają bowiem na światło dzienne grę, która nie jest skończona. Aby otrzymać feedback i pomoc w naprowadzeniu na odpowiednią ścieżkę, pokazują niepełny projekt, który na wielu graczy działa, niczym płachta na byka. I to taka, w którą bardzo łatwo trafić. Pozostaje więc rachunek zysków i strat i oszacowanie, na ile deweloperzy są w stanie poświęcić obraz gry, dla jej odpowiedniego rozwoju. 

Jak uważacie? 

Osobiście pozwolę sobie napisać, że jestem fanem takiego rozwiązania. Nikt bowiem nie przymusza nas, abyśmy sięgali po gry w Early Access, a jednocześnie jest to przecież opcja, z której korzysta naprawdę wiele osób. Zresztą, jeśli już płacić twórcom przed pełną premierą, to w gruncie rzeczy jest to opcja bardziej kusząca, niż kupowanie w przedsprzedaży. Nie nabywamy tu kota w worku, a po prostu małego kociaka do wychowania. 

W tym wszystkim jestem jednak ciekaw Waszego zdania - mamy tu ogromną bazę świetnych graczy i pasjonatów branży, więc chętnie poznałbym Waszą opinię na ten temat. Wczesny Dostęp w grach wideo ma sens? A może twórcy powinni ograniczyć się do darmowych wersji przed wydaniem pełnej gry? Jak wspomniałem we wstępie, wiem, że zdania mogą być różne, więc zachęcam do dyskusji, jednocześnie apelując o kulturalną wymianę zdań. Dzięki! 

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper