X-Men '97 (2024)

X-Men '97 (2024) - recenzja, opinia o pierwszych odcinkach serialu [Disney] Solidny, znajomo wyglądający start

Piotrek Kamiński | 22.03, 21:00

Walczący ze złem i ludzkimi uprzedzeniami mutanci wracają w tej nowej, disneyowskiej wersji, wzorowanej jednak na klasyku z lat dziewięćdziesiątych, który był pierwszym kontaktem z tymi postaciami dla wielu starych pierników - w tym i dla mnie. Jak dzisiejszy Marvel poradził sobie z zadaniem kontynuowania tak ważnej z punktu widzenia historii marki opowieści? Sprawdźmy!

Będzie to prawie trzydziestoletni spoiler, ale jakby co, to ostrzegam. Profesor Xavier odszedł z tego świata. Pozostali po nim X-Meni w bardzo różny sposób podchodzą do żałoby po nim. Jedni udają, że nic się nie stało, inni nie potrafią się pozbierać, jeszcze następni łagodzą ból żartami. Jak to w życiu. Za chwilę będą musieli jednak wziąć się w garść, ponieważ brak przywódcy nie oznacza, że nagle wszystkie ich problemy po prostu zniknęły. Z jednej strony mamy Gyricha i jego Sentineli, z drugiej zwykłych ludzi, którzy jakimś cudem weszli w posiadanie zaawansowanej technologii capcomowego Mega Mana (no nie?!), co pozwala im podjąć równą walkę z uwidzianym wrogiem - z czego bardzo chętnie korzystają - a jakby tego było mało, nagle w szkole pojawia się Magneto, z informacją, którą wszyscy słyszeliśmy już w zwiastunie: Xavier zapisał szkołę jemu, a nie swoim podopiecznym. Dzieje się od samego początku.

Dalsza część tekstu pod wideo

A skoro już o początkach mowa. Czapki z głów za piękne odtworzenie i rozbudowanie oryginalnego otwarcia wraz z muzyką! Od razu człowiek ma lepszy humor i nastraja się pozytywnie widząc, z jaką dbałością o detale witają nas twórcy. Wybuchy i inne tego typu efekty mają teraz większego łupnia, co widać choćby po tym, jak klawo wygląda teraz eksplozja znaku X albo jak Ruda (przepraszam, mam zamiar tak ją nazywać, tradycja zobowiązuje) miota Sentinelem. Ale widać też tu od razu pewne detale, które sprawiają, że gdzieś w tej beczce radości zaczynam wyczuwać nutę kwasu. Na pierwszy rzut oka miałem wrażenie, że ktoś budżetowo wziął i ograniczył liczbę klatek na sekundę o jakąś połowę, ale po porównaniu z oryginałem stwierdzam, że aż tak źle nie jest - chociaż i tak wyraźnie gorzej, mniej płynnie. No i druga sprawa, tym razem już absolutnie subiektywna: nie podoba mi się jak teraz wyglądają ich twarze - zwłaszcza Magneto. Coś jest nie tak z tymi oczami, nie pasują mi do tego stylu. Podejrzewam jednak, że w końcu się przyzwyczaję. No i dlaczego Morph nie korzysta już ze "swojej twarzy"? Rozumiem, że wygląda dzięki temu ciekawiej, ale przydałoby się jakieś wewnątrz serialowe wytłumaczenie.

X-Men '97 (2024) - recenzja, opinia o pierwszych odcinkach serialu [Disney]. Skądś już to znamy

Klawe ciuchy

Pierwszy odcinek zaczyna się bardzo podobnie do oryginału. Panorama jakiejś ulicy, później szybkie nakreślenie tego, jak obecnie wyglądają nastroje między ludźmi a mutantami i szybko przekonujemy się, że poza tym, że homo sapiens stali się bardziej samodzielni dzięki miniaturyzacji technologii użytej do zbudowania strażników, raczej niewiele się zmieniło. Naszym nowym "głównym" bohaterem, który wprowadzi nas ponownie w ten świat, jest Roberto da Costa, fanom komiksu znany również jako Sunspot, choć w serialu nie ma jeszcze na ten moment pseudonimu. Jego sytuacja wydaje się być dosyć beznadziejna. Na szczęście, w porę pojawiają się X-Meni pod przywództwem Cyklopa. Echa oryginału odzywają w ciągu jednej chwili. Natomiast, kiedy wypowiada pierwsze słowa, echa nabierają kształtu i mocy, przeradzając się w coś więcej.

Prawie zgłupiałem ze szczęścia, kiedy usłyszałem Roberta Czebotara ponownie podkładającego głos pod tę ikoniczną postać. To pojedynczy wyjątek, czy może cała oryginalna obsada powraca do swoich ról? Chwilę później Sztorm przemawia głosem Anny Chitro. Napięcie sięga zenitu, kiedy Ruda zalotnie zagaduje głosem Agaty Gawrońwkiej-Bauman, po czym... To już tyle. Cała reszta głosów została obsadzona na nowo. Nie ma Andrzeja Ferenca jako Gambita, Tomasza Marzeckiego jako Wolverine'a. Te nowe głosy nie są złe i pewnie idzie się do nich szybko przyzwyczaić, ale kiedy część twojej młodości wraca do życia na twoich oczach i nagle słyszysz fałszywą nutę, to jest to trochę jak strzał z piąchy między oczy. 

X-Men '97 (2024) - recenzja, opinia o pierwszych odcinkach serialu [Disney]. Lata lecą, a w ludziach dalej ta sama nienawiść

Magneto po operacji plastycznej

W kwestii fabuły jest dobrze. Pierwszy odcinek, jak już wspomniałem, to zasadniczo nowe wprowadzenie do serialu, z wieloma odniesieniami do oryginału. Nic specjalnego, ale skutecznie przypomina nam charaktery poszczególnych bohaterów i wprowadza nowego rekruta. Roberto na ten moment wolałby w ogóle nie posiadać mocy - czyli trochę jak Jubilee, której analogiem zasadniczo jest - i poza tym... Raczej niewiele o nim wiemy. Nie został z miejsca moją nową ulubioną postacią, ale ma potencjał. Sparowanie go z panną Lee było jak najbardziej trafną decyzją, ponieważ kto, jak kto, ale ona doskonale wie, jak on się teraz czuje. Ciekawie wypada też rozmowa Magneto z Rudą. Czyżby twórcy postanowili pożyczyć sobie ten wątek z "X-Men: Ewolucja"?

Drugi odcinek to natomiast ostra wolta - Magneto nowym szefem X-Menów. Naturalnie nikt mu nie ufa, a już zwłaszcza Scott, który na sto procent czuje się lekko zdradzony przez decyzję profesora. Mistrz magnetyzmu postanawia jednak zawalczyć o jego zaufanie. Może się z tego wykroić całkiem ciekawa dynamika. Czy Magneto do końca serialu pozostanie pozytywną postacią? Nie wycięli go ze strony złoli w intrze - albo jest to subtelna zapowiedź przyszłości, która nadejdzie albo po prostu chcieli być jak najbardziej wierni oryginałowi. Na ten moment trudno powiedzieć. Tak, czy inaczej, ta nowa, bardziej wyważona rola dawnego antagonisty robi z niego bardzo naturalnego przywódcę i mediatora między światem ludzi, a mutantów. Mógłby tylko nie zmieniać stroju, bo ten nowy jest, moim zdaniem, odrobinę... Zbyt szałowy, if you know what I mean. Chyba że próbują nam delikatnie przekazać, że Eric zmienił na starość orientację. Jego sprawa, generalnie, ale występ przed ONZ w takich ciuchach sprawia, że trochę ciężej mi wczuć się w to, co faktycznie mówi. A mówi bardzo dobrze!

"X-Men" od zawsze poruszali tematy bezsensownej nienawiści - czy to na tle rasowym, płciowym, wyznaniowym, czy dowolnym innym idiotycznym, zbędnym podziale. A że bohaterami jest fikcyjna rasa nadludzi, to można budować metafory jakie tylko się chce i przemycać w nich ważne lekcje o potężnym przesłaniu. Widać to i w nowym serialu. Nienawiść w ludziach wciąż jest silna. Jak w prawdziwym świecie - uczymy się bardzo powoli. Przemówienie Magneto jest bardzo mocne, nawiązuje do najlepszych monologów z historii serialu i mam tylko nadzieję, że twórcom uda się znaleźć odpowiedni balans między widowiskową akcją, ciekawymi koncepcjami i mocnymi morałami. Otwierające serial odcinki pozwalają mieć nadzieję, że im się to uda, choć różnie jeszcze może być. Nie byłby to pierwszy serial Marvela, który zapowiada się dobrze, a finalnie... No. Pożyjemy zobaczymy. A wy, co sądzicie o otwarciu "X-Men '97"?

Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper