Xbox Phil Spencer

Rewolucja w Xboxie? Na szczęście niemal wszystkie plotki okazały się nieprawdziwe, przynajmniej na ten moment

Maciej Zabłocki | 20.02, 22:00

Czy nie macie wrażenia, że ostatnie działania Xboxa służyły trochę badaniu rynku? Chcieli zweryfikować podejście swoich fanów i całej społeczności graczy do zagadnienia wydawania wszystkiego na wszystkim. Wiem, że Microsoft już od dawna ma takie ambicje, by całkowicie wyeliminować gry ekskluzywne, ale oby nigdy do tego nie doszło. To właśnie one budują tożsamość sprzętu i to dzięki nim mamy stale lepsze i lepsze produkcje. Ale do rzeczy. 

Od kilku tygodni w internecie było bardzo głośno na temat potencjalnych ruchów nowej polityki Microsoftu. Słyszeliśmy, że firma chciałaby zostać multiplatformowym wydawcą. Zrezygnować z własnych konsol. Udostępnić usługę Xbox Game Pass na konsolach PlayStation i Nintendo. Mogliśmy przeczytać, że Halo, Gearsy czy Forza Horizon zostaną udostępnione na wszystkim, na czym to tylko możliwe. Najwięksi fanatycy marki zaczęli publicznie hejtować firmę, Spencera mieszając z błotem w niemal każdej wypowiedzi. Cała branża dosłownie stanęła na głowie, bo nagle okazało się, że Xbox ma zniknąć, zostanie pozbawiony gier ekskluzywnych, a Game Pass przerodzi się w "Microsoft Game Pass". Ileż tego było, co chwilę mogliśmy przeczytać o nowych plotkach. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Na szczęście większość z nich okazała się fałszywa. Tylko czy na pewno? Ja mam takie przekonanie, że było to pewnego rodzaju badanie rynku. Wypuśćmy w świat jedną, drugą, trzecią informację, ale za pośrednictwem uznanych branżowych dziennikarzy, a potem sprawdźmy, jaki będzie odzew. Po kilkunastu dniach od rozpętania tej burzy nagle otrzymujemy materiał prosto od Phila Spencera, który spokojnie tłumaczy, że Xbox pozostaje niezależny, że w produkcji jest kolejna, niesamowicie potężna konsola i że najważniejsze exy dalej będą dostępne tylko na Xboxach. To niewątpliwie dobra wiadomość, ale pomyślmy, co by było, gdyby gracze nie zareagowali tak ostro? Przecież Spencer nie miałby z tym problemu, by przyznać, że Game Pass trafi na konkurencyjne platformy, a wszystkie największe hity wylądują w pudełkach i będzie można je kupić za 350 zł. 

O ile oczywiście Microsoft nie zrezygnuje z pudełek, bo wszystko na to wskazuje 

Xbox Series S

Gdy poleciałem służbowo do Los Angeles w zeszłym roku, przeżyłem spore zaskoczenie. We wszystkich sklepach z grami najmniej było właśnie Xboxa. Zdecydowanie dominowało Nintendo ze swoim Switchem. Wtedy zastanawiało mnie, skąd to się właściwie bierze, ale po przeanalizowaniu tematu okazało się, że gracze po prostu nie kupują fizycznych kopii gier na Xboxa. Wszystko zostało zdominowane przez abonament i Game Passa. O ile w Polsce mamy jeszcze przekonanie, że to co nabyte, zostaje z nami na zawsze, o tyle w USA usługa abonamentów jest czymś absolutnie normalnym. Ludzie chętnie po nią sięgają, bo nie muszą wstawać z kanapy i wyciągać płyt z konsoli. Nie gromadzą plastiku, nie potrzebują wychodzić z domu, by zacząć w coś grać natychmiast. Przyzwyczajenia totalnie się pozmieniały, chociaż jeszcze kilkanaście lat temu było to niewyobrażalne. Podobnie jak to, że ludzie nagle przestali zwracać uwagę na grafikę, a Xbox Series S sprzedaje się trzy razy lepiej od Series X. 

Nie jestem zaskoczony, że Microsoft chce udostępnić swoje najciekawsze tytuły szerszej publiczności. Uważam, że dostarczenie Sea of Thieves na PlayStation czy Nintendo to doskonały ruch, bo pozwoli większej liczbie graczy zagrać w to cudo. Niewątpliwie to jedna z najlepszych gier wieloosobowych ostatnich lat. Pentiment i Grounded również są zachwycające i przypadną do gustu większej liczbie graczy. A Hi-Fi Rush? No pokażcie mi grę, która bardziej pasuje do Switcha z całej biblioteki Microsoftu. Na pewno zyska na tym wydawca, a pozycja rozejdzie się w kolejnych setkach tysięcy egzemplarzy. Oczyma wyobraźni widzę już wykorzystanie haptyki w DualSense, ale i "pstryczek" ma przecież fajne wibracje. Da się z nich zrobić świetny użytek. Myślę, że w przyszłości podobny los czeka Microsoft Flight Simulator. 

Jestem za tym, by Microsoft otworzył się ze swoimi grami na konkurencyjne platformy, ale niech robi to z głową. Halo, Gearsy, Fable, Forza powinny pozostać na Xboxie i koniec kropka. Nie może być tak, że nagle Xbox znika, a zostaje wyłącznie PlayStation i Switch (czy jakikolwiek następca). Niech Microsoft nie idzie drogą SEGI, bo na rynku potrzebujemy trzeciego gracza. Wyobrażacie sobie, co by zrobiło Sony, gdyby nagle mieli konkurować wyłącznie z Nintendo? Przecież to żadna konkurencja, te dwie platformy trafiają do różnych graczy. Wolę nie myśleć, jak wielki wpływ miałoby to na całą branżę, ale od kilku miesięcy nie jestem dużym zwolennikiem polityki wydawniczej Sony. Widzę, że mają kłopot z określeniem właściwego toru. Chcą monetyzować swoje tytuły, zarabiać na nich po wydaniu i zwiększyć przychody z już wydanych produkcji, ale coś takiego po prostu się nie sprawdzi. 

Niemniej, branża znalazła się trochę na zakręcie. Z jednej strony mamy niesamowity rynek gier indie, który rozwija się w szalonym tempie. Małych studiów przybywa, a paradoksalnie łatwo jest dzisiaj wypuścić jakąś niewielką produkcję. O wiele większe schody zaczynają się w momencie, gdy chcemy stworzyć grę z gatunku AAA. Wówczas potrzebne są cztery wagony gotówki, bardzo doświadczony zespół, kilka lat projektowania i programowania, by na końcu usłyszeć, że gry jednoosobowe nie mają dzisiaj sensu. Bo faktycznie, spójrzcie na takie TLOU2. Produkcja tej gry kosztowała ponad 200 mln dolarów, a sprzedaż nie była tak zachwycająca, jak chciałoby tego Sony czy Naughty Dog. Gry nie dało się też zmonetyzować, więc wydano remaster po kosztach, by nieco naprawić sytuację. Ale Naughty Dog nie zarabia. Nie przynosi żadnych znaczących zysków i to już od wielu lat. Frakcje spotkały się z negatywną opinią Bungie, zostały zawieszone, prawdopodobnie skasowane i teraz poczekamy wiele długich lat, aż studio dostarczy cokolwiek nowego. Z całą pewnością jednak będą w tym elementy wieloosobowe i jakaś forma monetyzacji.  

Dziś albo wydajesz remaster, albo kontynuację znanej marki, albo grę od Marvela i zarabiasz mnóstwo pieniędzy. Nieliczni wydawcy, tacy właśnie jak Microsoft, mogą pozwolić sobie na eksperymenty. Indiana Jones, Avowed, Ara czy Hellblade 2 to trochę takie tytuły, gdzie rozpoczynają kompletnie nowe IP, nowy cykl i chcą zgarnąć dla siebie tysiące wiernych fanów. Sony natomiast stanęło w miejscu. U nich każda decyzja jest maglowana kilkanaście razy, zanim zostanie zatwierdzona. Tam nie ma miejsca na wpadki, bo balansują na krawędzi rentowności, mimo sprzedaży milionów PlayStation 5. Dlatego w tym roku nie pojawi się żadne nowe IP, a Japończycy mają wielki problem. Muszą wykombinować, w jaki sposób będą zarabiać na swoich grach. A do tego daleka droga, bo swoich użytkowników przyzwyczaili do czegoś kompletnie innego i chyba każdy fan PlayStation oczekuje pięknych, rozbudowanych i wciągających historii z cyklu "cinematic experience". Nawet, jeśli formuła jest już trochę zużyta. 

Ciekaw jestem Waszego zdania na ten temat. Czy mielibyście problem, gdyby Xbox całkiem zniknął z rynku? Czy chcielibyście zagrać w Halo czy Gearsy na PlayStation? Co myślicie o aktualnej kondycji Sony, szczególnie w obliczu braku gier od studiów first party w 2024 roku? Zapraszam do sekcji komentarzy!

Źródło: Opracowanie własne
Maciej Zabłocki Strona autora
Swoją przygodę z recenzowaniem gier rozpoczął w 2005 roku. Z wykształcenia dziennikarz, ale zawodowo pracujący też w marketingu. Na PPE odpowiada głównie za testy sprzętów i dział tech. Gatunkowo uwielbia RPG, strategie i wyścigi. Uzależniony od codziennego czytania newsów i oglądania konferencji.
cropper