Dragon Ball: Sparking! Zero

Dragon Ball: Sparking! Zero robi coraz większe nadzieje. Gra wygląda kapitalnie

Kajetan Węsierski | 09.02, 21:30

Jako fan anime z dużym zamiłowaniem do shonenów - nawet tych najbardziej generycznych - nie potrafię przejść obok premier gier wideo, które bazują na najpopularniejszych seriach. A tak się składa, że w ostatnich latach było w tej kwestii naprawdę nieźle. Dostaliśmy przecież takie tytuły jak Naruto x Boruto: Ultimate Ninja Storm CONNECTIONS, One Punch Man: A Hero Nobody Knows, My Hero One's Justice 2, czy Demon Slayer: Kimetsu no Yaiba - The Hinokami Chronicles.

I wymieniłem tu same bijatyki, pomijając przecież gry jak Dragon Ball Z: Kakarot, czy choćby One Piece Odyssey. W gruncie rzeczy konkluzja jest ta sama - produkcji bazujących na głośnych seriach anime zdecydowanie nie brakuje. Dosłownie co kilka miesięcy pojawia się kolejny tytuł, który ma zamiar podbić serca fanów pierwowzoru. Zresztą, przecież zaledwie tydzień minął od Jujutsu Kaisen: Cursed Clash…

Dalsza część tekstu pod wideo

Wszyscy teraz czekamy więc już na jedno. Na tę grę, która prawdopodobnie rozpala zarówno fanów kultury anime, jak i tych, którzy mieli z nią styczność wyłącznie poprzez uniwersum Smoczych Kul. Mowa oczywiście o Dragon Ball: Sparking! Zero, a więc kontynuacji jednej z najbardziej kultowych serii bijatyk. I to nie tylko w granicach japońskich animacji. To naprawdę gorący kąsek! 

Dragon Ball: Sparking! Zero

Dobra, ale z dziennikarskiego obowiązku skupmy się na tym, skąd bierze się ten cały szum w kontekście rzeczonej produkcji. Dragon Ball: Sparking! ZERO jest w praktyce kontynuacją doskonale znanej marki, która w naszym kraju (i całej masie innych - poza Japonią) znana była jako Tenkaichi Budokai! Teraz zapewne wielu zaświeciła się lampka! A może nawet ciepłe wspomnienia z ery PlayStation 2…? 

W każdym razie, dość powiedzieć, że nawet pomimo całej masy produkcji o Son Goku i jego przyjaciołach, niemal do dziś wspomina się to, jak znakomitym tytułem było legendarne w wielu kręgach Budokai Tenkaichi 3. Wiecie, dostaliśmy dwa razy Xenoverse, FighterZ, a także kilka mniejszych i większych pozycji jeszcze z ery PS3 i Xboksów 360. I dalej to właśnie wspomniana seria stawiana jest na piedestale. 

Co więcej, od ostatniej pełnoprawnej produkcji minęło przecież szesnaście lat (po drodze dostaliśmy jedną odsłonę na PSP, a także remaster). Nic więc dziwnego, że po takiej przerwie i tak wielu oczekiwaniach, zapowiedź kolejnej odsłony wywołała spore poruszenie. Zwłaszcza że bijatyki cały czas cieszą się ogromną popularnością, a obecnie scena e-sportu ma zasięgi takie, jak nigdy wcześniej.

Oczywiście sama gra wciąż jest stosunkowo sporą niewiadomą. Nie wiemy, jak długa będzie lista postaci (w teorii ma być ich 164, ale praktyka może to zweryfikować), jak duży nacisk będzie kładziony na DLC, a przede wszystkim jak wypadną kwestie płynności rozgrywki, oraz jak długo przyjdzie nam jeszcze czekać. Jasne, każdy oczekuje 2024 roku, ale daty premiery jak nie było, tak nie ma. 

Ogromny potencjał

Tak czy inaczej, już na tym etapie można stwierdzić, że gra kryje w sobie gargantuiczny wręcz potencjał. Faktem jest bowiem, że z takim zapleczem - zarówno doświadczenia, jak i fanów - da się zrobić naprawdę wiele. Wystarczy nie spaprać podstawowych kwestii i z dużym prawdopodobieństwem będzie można założyć, że tytuł tak czy inaczej sprzeda się wyśmienicie. Bo sam Dragon Ball ma ogromną moc. 

Zresztą, pod koniec minionego miesiąca pojawił się konkretny zwiastun, który jeszcze bardziej przybliżył nam samą grę. Mogliśmy przez około dwie minuty obserwować walkę dwóch głównych rywali - Son Goku i Vegety, którzy przybierali różne formy (od klasycznych transformacji, przez wersje Oozaru, a także boskie tryby znany z Dragon Ball: Super). I wyglądało to… Naprawdę dobrze! 

Zdaję sobie sprawę, że nie zabraknie głosów sprzeciwu i odważnych stwierdzeń, że jak na trzy generacje różnicy, nie ma wcale ogromnego przeskoku, ale… Cóż, polecam wrócić sobie do Budokai Tenkaichi 3, a następnie zobaczyć, jak wypada najnowszy zwiastun. Zapewne był on nieco podrasowany w postprodukcji, ale w dalszym ciągu jest to przepaść. Tak na polu płynności, jak na polu wizualnym. 

Mało tego, pod koniec dostaliśmy planszę, na której zaprezentowano  bohaterów, jakich możemy spodziewać się w grze. I prócz potwierdzenia, że czeka nas po kilka wersji każdego z głównych wojowników, moją uwagę przyciągnął na przykład Bergamo. To postać stosunkowo niewielka w kontekście całej serii o Smoczych Kulach, a jednak się pojawi. To może sugerować, że twórcy nie będą szczędzić nam wyjątkowych bohaterów. 

Reasumując…

Koniec końców, jestem niesamowicie podjarany wizją tej gry. Nie mam pojęcia, czy dziś - gdy jestem kilkanaście lat starszy - da mi to tyle frajdy, ile wspominany wielokrotnie na łamach tego tekstu Dragon Ball: Budokai Tenkaichi 3, ale liczę na masę fantastycznych godzin. I chciałbym, aby ta odsłona była dla dzisiejszych dzieciaków tym, czym ówczesna dla mnie - spełnieniem marzeń. 

Całość wygląda świetnie, może świetnie działać i jeśli dołoży się do tego odpowiedni rozwój, odejście od rozbijania gry na kilkadziesiąt DLC zawierających pojedynczą postać czy strój, to będę więcej, niż ukontentowany. Ah - i pół-żartem - liczę na minigierki przy okazji ekranów ładowania. I jestem przekonany, że wielu z Was ma podobnie! Pamiętacie rekord zjedzonych misek? :)

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper