Switch OLED

Wygląda na to, że gracze wolą gaming w trybie przenośnym. Też do nich dołączyłem i nie potrafię przestać

Maciej Zabłocki | 16.01, 22:00

Dobrze pamiętam ten moment w swoim życiu, jak dostałem pierwszego Game Boya. Poczciwą, szarą cegłę, którą zabierałem ze sobą absolutnie wszędzie. Zasilana czterema bateriami, z czarno-białym wyświetlaczem, wyposażona w dwa przyciski akcji i d-pada. Czego chcieć więcej? Żonglowałem przerożnymi grami, ciesząc się tym sprzętem przez dłuższy czas. Potem był jeszcze Game Boy Color i Advance, a odleciałem dopiero, gdy dostałem PSP. 

Handheldy odgrywały znaczną rolę w moim życiu. Razem z PlayStation Portable, w ramach prezentu urodzinowego, dostałem też Miami Vice. Nie była to może wybitna produkcja, nie ukrywam, ale PSP zostało ze mną na długie lata. Setki godzin spędzone w Tekkenie, w GTA: Vice City Stories czy wielu innych tytułach sprawiły, że nie chciałem się rozstawać z tym urządzeniem nawet wtedy, gdy na dobre rozkręciła się siódma generacja konsol. Doceniałem absolutnie każdy detal, grając jak oszalały w nocy, pod kołderką, ze słuchawkami w uszach, nie przejmując się absolutnie niczym dookoła. Wtedy nie widziałem 3DSa, liczyło się dla mnie wyłącznie PlayStation i te piękne płytki UMD, które do dzisiaj uważam za najciekawszy nośnik dla konsol przenośnych. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Gdy zadebiutowała Vita, oczywiście poleciałem po nią do sklepu w dniu premiery. Złapałem zestaw z nowym Uncharted i czym prędzej wróciłem do domu. Tutaj też był zachwyt, bo przecież ekran OLED w połączeniu z dwoma wygodnymi analogami już dawały poczucie nowej generacji, a co dopiero mówić o tylnym panelu dotykowym czy znacznie większej mocy. Potem okazało się, że na Vicie grałem głównie w gry z PSP. Po kilku miesiącach sprzedałem tego handhelda i całkiem zniechęciłem się do urządzeń przenośnych, całkowicie zapominając o tej gałęzi rynku. Na szczęście, Switch OLED, a potem Steam Deck przywróciły mi wiarę w to, że można się przy nich nadal znakomicie bawić. Ale wszystko zapoczątkował jeszcze inny sprzęt.

Logitech G Cloud całkiem odmienił moją codzienność

G Cloud

Jestem fanem chmury i od jakiegoś czasu zdecydowanie częściej odpalam NVIDIA GeForce NOW niż konsolę stacjonarną. Teraz, gdy oficjalnie zapowiedziano postawienie serwera w Warszawie, opóźnienia spadną do absolutnie minimalnych wartości. Jakość w pakiecie Ultimate stanie się nie do odróżnienia od natywnego komputera. Korzystam z tego abonamentu od lat i ogrywam w ten sposób największe hity, uwzględniając dodatek do Cyberpunka 2077 czy Alana Wake'a 2. Dużym udogodnieniem jest dla mnie opcja grania właśnie na urządzeniach przenośnych, a wszystko zmieniła premiera sprzętu Logitech G Cloud. 

To właśnie testując to urządzenie poczułem, że po 12 długich latach znowu chciałbym w coś zagrać przenośnie. NVIDIA GeForce NOW działa na tym sprzęcie absolutnie perfekcyjnie, wobec czego przeszedłem w ten sposób Widmo Wolności, dużo grałem w Starfielda, w The Crew Motorfest czy Assassin's Creed: Mirage. Postawiłem też wirtualny komputer razem z platformą "Shadow", by zbudować cyfrowego Steam Decka i pośmigać trochę w retro tytułach, jak GTA IV albo trylogia Batmanów. Mimo, że Shadow miał nieco większe opóźnienia od GeForce NOW, bawiłem się znakomicie. Właściwie Logitech G Cloud na długie miesiące zdominował moje gamingowe życie. Nie przeszkadzała mi ani wielkość ekranu, ani też małe analogi. Dzięki temu, że grałem po chmurze, bateria wystarczała na 12 do 15 godzin, sprzęt w ogóle się nie nagrzewał i nie wydawał z siebie żadnego dźwięku. To dzięki niemu poczułem, że chciałbym grać na handheldach więcej i więcej. 

Jako redakcja otrzymaliśmy zaproszenie na wylot do Los Angeles na targi Blizzcon. Wyznaczono mnie do realizacji tej misji, a tam spotkałem przyjaciela YouTubera, który wyciągnął przy mnie Switcha OLED i zaczął grać w Super Mario Bros Wonder. Ja, wcześniej zachęcony przez Logitech G Cloud (którego niestety nie mogłem ze sobą zabrać), mocno wkręciłem się w to, co widziałem. Do tej pory nieco lekceważyłem platformę Nintendo, grałem na potężnym PC, Xboxie Series X czy PlayStation 5. Mario Wonder jednak był dla mnie powrotem do wspaniałych czasów dzieciństwa, gdy bez przerwy katowałem Super Mario Land na pierwszym Game Boyu. Nie mogłem postąpić inaczej, Switch niedługo później zawitał w mojej kolekcji i wciągnąłem się bez żadnych ograniczeń. 

Granie na Switchu w trybie przenośnym zyskało dla mnie kompletnie nowe oblicze. Ciągła pogoń za mocą obliczeniową i grafiką, mimo, że nadal mnie to kręci, poszła w odstawkę, gdy po prostu zacząłem konsumować gry Nintendo. Przeszedłem w trybie przenośnym Metroid Prime: Remastered, nie mogłem się oderwać od Mario Wonder, a teraz na zmianę katuję Gothica 2 i Super Mario Odyssey. Być może nieco zbyt późno odkryłem magię Nintendo, ale ten szczególny urok ma dla mnie właśnie granie na handheldzie. Konsolę podłączam do TV tylko wtedy, gdy chcemy z żoną zagrać w Mario Kart 8 albo Nintendo Switch Sports. To dla mnie duże zaskoczenie, ale bardzo mi to pasuje. Wcześniej myślałem, że coś tracę. Że muszę uczestniczyć w tym wyścigu zbrojeń w pogoni za grafiką i jakością. Dzisiaj chce się po prostu dobrze bawić. 

Zachwycony i zauroczony graniem na Logitech G Cloud i Switchu OLED, jakiś czas później stałem się posiadaczem podstawowego Steam Decka. Ten również wywarł na mnie olbrzymie wrażenie, dostarczając mnóstwo radości w starszych tytułach, jak wspomniane tu wcześniej GTA IV, trylogia Batmanów czy Max Payne. To znacznie większa konsola niż myślałem, ale jej wydajność jest znakomita. Może kultura pracy nieco zawodzi przy dużym obciążeniu, niemniej grając nawet w środku nocy nie budziłem swojej rodziny, a to już duży plus. Jako ojciec 4-miesięcznego synka, nie mam teraz komfortu grania na TV w salonie, bo tam zwykle siedzi młody z żoną. Granie na dużych konsolach musiałem więc ograniczyć, a głównymi platformami zostały wyłącznie handheldy. Nawet PlayStation 5 odpalam przez aplikację na Logitech G Cloud, bo w ten sposób mogę kontynuować zabawę. Lubię też zagrać dzień w dzień kilka meczy w FIFE, ale wyłącznie w sezonach online. Od jakiegoś czasu najlepiej bawie się przy wersji na... Switcha. Mimo, że dostrzegam ewidentne braki (szczególnie ograniczenia w zakresie powtórek i brak opcji nagrywania), a 30 klatek po powrocie z 60 jest uciążliwe, niemniej w trybie przenośnym sprawia mi to masę frajdy.

Widzę po sprzedaży i aktualnych trendach, że nie tylko ja jestem nakręcony na granie w ten sposób. Steam Deck rozchodzi się niczym ciepłe bułeczki, ASUS ROG Ally znajduje kolejnych nabywców, a do zabawy dołączają nowi producenci pragnący zgarnąć trochę tortu dla siebie (jak Lenovo czy MSI). Wiem, że wiele jest osób takich jak ja, które po prostu nie mogą sobie pozwolić na regularne granie w salonie, bo mają w domu wyłącznie jeden telewizor i to akurat okupowany przez rodzinę. Czasem dużo wygodniej jest też wyskoczyć z domu i pograć na mieście lub w podróży pociągiem czy samolotem. Wyjątkową przyjemność sprawia mi jednak granie nocą, pod kołderką, co zresztą często jest podkreślane przez użytkowników forum PSX Extreme, które czasem odwiedzam. Tam temat Steam Decka tętni życiem, a nabywcy nie mogą przestać zachwalać tego sprzętu.

Myślę, że premiera Switcha 2 jeszcze bardziej nakręci ludzi na zakup konsoli przenośnej. Tu nie ma znaczenia ładna grafika, bo chodzi wyłącznie o dobrą zabawę. Gracze pragną raz jeszcze przejść ukochane gry z dzieciństwa. Sam często wracam choćby do Warcrafta III albo Transport Tycoon, a na Steam Decku są przecież setki modów do najpopularniejszych tytułów. Need for Speed Underground 2 dostosowany do ekranu tego urządzenia robi wielkie wrażenie. Szczególnie z podkręconą grafiką. By włączyć Maxa Payne'a, wystarczy drobna zmiana w jednym pliku. Żeby zagrać wygodnie w strategie, trzeba nauczyć się obsługiwać wbudowane touchpady, ale przychodzi to szybko i dość intuicyjnie. Steam Deck oferuje wielkie możliwości i kompletnie nie dziwi mnie, że kilka milionów osób na świecie tak chętnie na nim gra. Wersja OLED musi miażdżyć suty swoją jakością. 

Gdy byłem w USA, zaskoczyło mnie, jak chętnie ludzie tam kupują Switcha. Jak wiele jest figurek, maskotek czy drobnostek ze świata Mario. Jak wiele różnych pokrowców, padów, konsol i gier w sklepach, gdzie ewidentnie PlayStation zeszło na drugi plan. Xboxa nie było tam prawie wcale, co w ogóle wydaje się absurdalne, ale wyraźnie widać dominację jednej firmy. Konsola hybrydowa, najsłabsza na rynku, bez dostępu do multiplatform zjednała sobie największą bazę użytkowników, a ludzie grają na tym sprzęcie na ulicach czy w hotelach. Czekając na autobus na lotnisko widziałem w lobby hotelowym, jak co najmniej kilkanaście osób gra wspólnie na Switchach w różne tytuły. W Polsce trudno byłoby o taki obrazek, ale w tamtej części świata to całkiem normalne. Nie mogę się doczekać, co przyniesie Switch 2 i nowy Steam Deck. Tymczasem, dajcie znać w komentarzach czy Wy również wolicie grać przenośnie? Z jakich platform korzystacie? 

Źródło: Opracowanie własne
Maciej Zabłocki Strona autora
Swoją przygodę z recenzowaniem gier rozpoczął w 2005 roku. Z wykształcenia dziennikarz, ale zawodowo pracujący też w marketingu. Na PPE odpowiada głównie za testy sprzętów i dział tech. Gatunkowo uwielbia RPG, strategie i wyścigi. Uzależniony od codziennego czytania newsów i oglądania konferencji.
cropper