Alan Wake Remastered

Wróciłem do Alana Wake’a po latach i…

Kajetan Węsierski | 13.01, 11:00

Możemy się spierać w wielu rzeczach i na pewno na całym mnóstwie pól będziemy mieli inne zdania. Zresztą, nie urodził się jeszcze taki, co by dogodził wszystkim i nie ma tematu, na który powstałaby tylko jedna słuszna opinia. Niemniej, są gry, które wielu z nas zgodnie potrafi uznać za te warte wyróżnienia. Weźmy na przykład topie za 2023 rok - choć powstała cała masa produkcji, to u wielu z nas powtórzą się niektóre z tytułów. 

A jednym z nich będzie bez wątpienia Alan Wake 2. I to mimo tych wszystkich kontrowersji, z którymi mieliśmy do czynienia jeszcze przed premierą (choć, nie ukrywajmy, utrzymały się one jeszcze w okolicach debiutu, a także długo po nimi), a które dotyczyły oczywiście decyzji o braku wydania gry w pudełku. Wyłącznie cyfra i wyłącznie na określonych zasadach. Cóż, tyle dobrego, że produkcja wybroniła się wysoką jakością. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Oczywiście nie zamierzam dziś pisać o tym sequelu. Na tego temat zostało powiedziane w ostatnich miesiącach naprawdę sporo i chyba nie ma sensu wrzucać tu kolejnej w tak krótkim okresie recenzji (tudzież luźnej opinii) związanej z tym, jak znakomite dzieło przygotowało Remedy Entertainment. Nie, zdecydowanie nie. Chciałbym natomiast pozostać przy tej marce i skupić się na pozycji, która wszystko rozpoczęła. 

Alan Wake 

Mowa oczywiście o Alanie Wake’u z 2010 roku, albo - będąc bardziej precyzyjnym - odświeżeniu z 2021, do którego postanowiłem zasiąść niesiony fascynacją sequelem. Pierwszą część znałem oczywiście od dawna i miałem przyjemność obcować z nią już przy okazji debiutu. Zachwyciła mnie do tego stopnia, że przez długie miesiące wszystkie tapety na urządzeniach elektronicznych przedstawiały zjawiskowe Bright Falls. 

Nie zamierzam tu też rozpisywać się o tym, jak wypada odświeżenie wydane po 11 latach od debiutu przygód kultowego pisarza. Wiem, że początkowo cierpiało na masę bugów i niedociągnięć, a gracze sporo zarzucali deweloperem odpowiedzialnym za remaster, ale ja miałem to szczęście, że nie trafiałem na tego typu elementy. Niezależnie jednak od tego, to przecież nie gameplay był tym, za co najbardziej chwalono tę pozycję. 

Tak przed czternastoma laty, jak i teraz, na największe wyróżnienie zasługuje fabuła. A może powinienem napisać - sposób, w jaki twórcy serwują nam jej strzępki? Faktem jest bowiem, że sama opowieść nie jest niczym wybitnym. Dowodzi jednak, że nawet tak sztampowa historia, którą fani powieści grozy powinni rozpracować na początku, jeśli jest odpowiednio podana, będzie smakować niczym najbardziej wykwintne danie w cudownej restauracji. 

Tym jest właśnie Alan Wake. Grą, która serwuje nam znajome i niemal przewidywalne rozwiązania oraz mechaniki, a jednocześnie robi to w taki sposób, że jako odbiorcy mamy wrażenie, iż trudno się spodziewać, co się zaraz stanie. Trochę jak z najlepszymi koreańskimi thrillerami - największym zaskoczeniem nie są wydarzenia na ekranie, a to, że choć się ich nie spodziewamy, to po ujawnieniu sklejają nam się w spójną całość. 

To dalej dzieło! 

W każdym razie, wrażenia są niesamowite. I to nawet pomimo faktu, że ja już tę grę zwyczajnie znam. Nie zaskakują mnie niespodzianki w kolejnych poziomach, a fabułę mógłbym opowiedzieć w nocy. Czy to jednak przeszkadza? Nie, ponieważ - jak wspomniałem - najważniejsza nie jest tu historia, a to, w jaki sposób została opowiedziana. Tak samo, jak można wracać do ulubionych seriali, tak samo można wrócić i do tego. 

I najlepszym potwierdzeniem jakości tej produkcji jest to, że nawet dziś - po tylu latach od premiery - tytuł potrafi zaskoczyć swoimi rozwiązaniami. Dalej pod wieloma względami wypada świeżo i najzwyczajniej w świecie nie zestarzał się pod względem scenariusza. Graficznie - jasne. Jeśli chodzi o gameplay również czuć archaizmy, ale o wszystkich zapominamy, gdy przemierzamy zamglone lasy Bright Falls, albo spotykamy kolejne postacie chcące skrócić nas o głowę. 

Ja nie ukrywam, że dalej jestem tym zachwycone. Cały czas świetnie sprawdzają się nawiązania do klasyki horrorów (te wplecione w fabułę oraz w wypowiedziach postaci), wciąż znakomicie oddziaływuje klimat miejsca akcji i nieustannie nie da się po prostu oprzeć chęci pchania tej historii do przodu, by podelektować się kolejnymi rozdziałami opowieści. A zdecydowanie jest się czym delektować! 

Powiem więcej, pomiędzy obiema odsłonami Alana Wake’a w zasadzie nie mieliśmy wielu pozycji, które w podobnej formie i na zbliżoną skalę wykorzystywałyby atmosferę do budowania narracji i pchania fabuły dalej. Czy to sztuka? Być może narażę się niektórym takim stwierdzeniem, ale… Tak, uważam, że gry mogą nią być, a pierwsza gra o pisarzu od Remedy Entertainment pod mnóstwem względów wpisuje się w taką narrację. 

Podsumowując… 

W ramach konkluzji pozwolę sobie dokończyć tytuł tekstu. Wróciłem do Alana Wake’a po latach i… To wciąż najwyższy możliwy poziom, a ja jestem prawdziwie zachwycony, jak dobrze starzeje się ów tytuł. I abstrahuję tu oczywiście o sterowania, grafiki, czy płynności. Chodzi o opowieść. Nie jest rozwleczona, ani przesadnie szybko ucięta. Nie jest też nudna, ani zbyt dynamiczna. Jest w sam raz. A to trzeba umieć. 

I jeśli podobnie, jak ja, doceniacie takie elementy w grach, a od dłuższego czasu nie graliście w pierwszą część serii, to warto to zmienić. Domyślam się również, że są osoby, które nigdy nie miały styczności z tą opowieścią. Wtedy jest to niemal obowiązkiem. Dajcie szansę tej opowieści, bo chłonie się ją niczym najlepsze dzieła Stephena Kinga. I to my odpowiadamy za bohatera tej historii. Coś wspaniałego. 

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper