Vampire Survivors

Spróbowałem Vampire Survivors i… O matko, jak to wciąga!

Kajetan Węsierski | 25.04.2023, 21:30

Kojarzycie to uczcie, gdy spóźnicie się na imprezę? Nie tak, że goście już wychodzą, ale wszyscy bawią się w najlepsze, a Wy, choć wzbranialiście się przed przyjściem, w końcu się przełamujecie. Cóż, niechętnie, ale że jedzenie jest darmowe, opinie o bibie niezłe, a bilet kosztuje tyle co 1.5 świeżego chleba, w końcu wpadacie. I żałujecie. Ale wyłącznie tego, że tak długo się przed tym wzbranialiście, bo zabawa jest przednia. 

Lepiej jednak późno niż wcale, prawda? I właśnie z takiego założenia wychodzę przy Vampire Survivors, do którego wskoczyłem jakieś dwa tygodnie temu. I choć nigdy bym nie przypuszczał, tytuł ten zawładnął moim czasem wolnym, przerwami w pracy i luźnymi momentami, które są zbyt długie, żeby nic nie robić i zbyt krótkie, żeby zająć się czymś konkretnym. Taki niespodziewany hit, po którym spodziewajcie się, że wciąga jak diabli. Albo jak wampiry. Albo jak ich zabijanie. 

Dalsza część tekstu pod wideo

I właśnie temu tematowi chciałbym poświęcić niniejszym tekst. Wiem, że choć jest wiele osób, które zanurzyły się w tym świecie, to wciąż można trafić na sporo takich, dla których ów tytuł jest obcy, a jeśli o nim słyszały, to wyłącznie w kontekście tego, iż stał się hitem Steam Decka. Postaram się wyjaśnić, na czym polega i skąd w gruncie rzeczy bierze się jego fenomen. Zacznijmy więc od początku. 

Vampire Survivors

Grę właściwie trudno opisać i ubrać w jedne, sztywne ramy. Mamy tu do czynienia z horrorem, który pod względem klimatu i oprawy bardzo mocno przypomina pierwsze odsłony serii Castlevania. Gra akcji, bullet hell, roguelite… Wszystko to w jednym, bardzo dynamicznym projekcie, gdzie korzystamy wyłącznie z czterech przycisków - WSAD. Nic więcej, wyłącznie sterowanie w czterech kierunkach po dwuwymiarowej planszy. 

Brzmi jak indyczek, albo tytuł wydany na smartfony (cóż, w gruncie rzeczy gra jest tam dostępna) pod kątem zarabiania na mikropłatnościach, prawda? Prawda, ale mówimy tu o grze, która w momencie pisania tego tekstu ma na Steam 183 855 recenzji, a ich wydźwięk jest Przytłaczająco Pozytywny! I nie trzeba samemu być deweloperem gier wideo, aby zrozumieć, jak kapitalnym jest to osiągnięciem. 

Sam tytuł zadebiutował w październiku 2022 roku, więc jest stosunkowo świeży (choć wcześniej przez dość długi okres funkcjonował we Wczesnym Dostępie, podczas którego zbudował sobie oddane grono fanów). To natomiast dodatkowo potęguje osiągnięcie związane nie tylko ze skalą zachwytów, ale także zasięgami, jakie udało się osiągnąć bez większego wkładu w marketing. Sytuacja jedna na milion? Trochę tak. 

Co więcej, od momentu premiery dostaliśmy już dwa pełnoprawny DLC (które również zgarniają opinie w podobnym tonie) - Legacy of the Moonspell oraz Tides of the Foscari. W oby przypadkach możemy liczyć na masę nowych broni, perków, postaci, a także oczywiście świeżutkie plansze pełne nieznanych wcześniej wrogów, których musimy szlachtować, palić i po prostu miażdżyć. 

Jedno słowo - satysfakcja

No dobra, ale wciąż nie odpowiedzieliśmy sobie jednoznacznie na pytanie, co w tym takiego wybitnego. W moich oczach są to dwie kwestie. Jedną zrozumiałem bardzo szybko, druga zaszumiała mi w głowie po kilku godzinach spędzonych na planszach. Takich, których upływu właściwie nawet nie zauważyłem. I to powinno dawać klarowne wyjaśnienie, co w tym takiego wspaniałego. Jak w podtytule - jedno słowo - satysfakcja

Cała ta zabawa jest po prostu niezwykle satysfakcjonująca i cholernie wciągająca. Można się podeprzeć jedną ręką, włączyć sobie w tle cokolwiek, a następnie zanurzyć w świecie i próbować przetrwać jak najdłuższej. Bo właściwie wszystko tu opiera się właśnie o przetrwanie. A przy okazji wypełniania rzeczonego celu, zdobywamy monety i nowe przedmioty, które sprawiają, że kolejne rozgrywki są jeszcze bardziej urozmaicone i jeszcze bardziej satysfakcjonujące. 

Same umiejętności są natomiast to świetnie skonstruowane, że nie trzeba tu zbyt wiele myśleć (no dobra - czasem trzeba przemyśleć, którędy najlepiej przejść, aby stracić jak najmniej zdrowia). Koniec końców wszystko i tak sprowadza się do śmierci. Albo będąc bliższym prawdy - do jej opóźniania. A im lepsze mamy perki, tym jest to zadaniem łatwiejszym. Te natomiast zdobywamy dzięki wbijaniu poziomu (doświadczenie zdobywamy za zabijanie wrogów) i skrzyniom (których otwieraniu towarzyszy kapitalna muzyka). 

Drugie słowo - cena

Tak, nie sposób nie wspomnieć tu o cenie, która jest wręcz śmieszna. Wiadomo, że sama gra nie jest doświadczeniem AAA, ani nawet AA. Niemniej, jeśli weźmiemy pod uwagę stosunek wydanej kasy to liczby godzin, które można tam spędzić, da się to określić jako rozbój w biały dzień. Obecnie trwa promocja, a Vampire Surviviors dostępne jest za niecałe 16 złotych. Co więcej, razem z dwoma DLC to wciąż koszt poniżej trzech dyszek. 

Sprawia to, że po prostu szkoda nie kupić, a nawet przy obecnej inflacji, jest to kwota, której strata z konta nie powinna przesadnie zaboleć. Tym między innymi kierowałem się przy okazji zakupu i zdecydowanie nie żałuję. Powiem więcej - po tych wszystkich godzinach byłbym w stanie wydać nawet kilkukrotnie więcej. I wciąż uznałbym, że jest to przyjemność zdecydowanie warta swojej ceny. 

Reasumując…

Dziś wiem już, dlaczego tak wiele osób określało ów tytuł jako „czarnego konia 2022 roku”. Mamy tu do czynienia z naprawdę przemyślanym pomysłem, z którego wręcz wylewa się miłość do branży gier wideo oraz samego procesu deweloperskiego. I nawet jeśli widać tu pewne budżetowe decyzje, to nie przeszkadza to w chłonięciu tego cudownego uniwersum całym sobą. Szybka sesja i humor zaraz lepszy. 

Jeśli więc jeszcze nie mieliście okazji zagrać, to dajcie szansę - zwłaszcza jeśli cenicie w grach satysfakcję płynącą z samej rozgrywki, a brak fabuły niespecjalnie jest dla Was przeszkodą. Co więcej, jeśli jesteście fanami gatunku bullet hell, to jestem przekonany, że przepadniecie długie godziny. Mnie pozostaje raz jeszcze wspomnieć to, co napisałem we wstępie, a co powiedziałem do siebie już po pierwszych sesjach, gdy kilka godzin niezauważalnie zniknęło - o matko, jak to wciąga

Źródło: Własne
Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper