Power Rangers – recenzja filmu

Power Rangers – recenzja filmu

Jędrzej Dudkiewicz | 29.03.2017, 22:08

To w zasadzie nie miało prawa się udać. Nie wiem, kto wpadł na pomysł, by przenieść na wielki ekran telewizyjny serial Power Rangers, ale najwyraźniej Hollywood zupełnie nie ma już pomysłów na nowe produkcje. Po zwiastunach miałem nadzieję, że film Deana Israelite’a przynajmniej pozwoli się wyluzować w kinie, może nawet umiejętnie zagra na nostalgii za czasami dzieciństwa. Niestety, Power Rangers są zwyczajnie irytujący i nudni.

Akcja rozgrywa się w małym, spokojnym miasteczku nad morzem. Piątka nie znających się wcześniej nastolatków outsiderów spotyka się w tym samym czasie i miejscu – pobliskiej kopalni złota – gdzie natrafia na zakopany w ziemi statek kosmiczny. W nim to z kolei bohaterowie znajdują świecące kamienie, a niejaki Zordon wyjaśnia im szybko, że muszą stać się Power Rangers, wojownikami broniącymi świata. A godzina zagłady jest bliska, bowiem właśnie przebudziła się Rita Repulsa, która – jak wyjaśnia Zordon – jest czystym złem.

Dalsza część tekstu pod wideo

Nie jest w sumie problemem to, że film Israelite’a jest schematyczny i prosty niczym konstrukcja cepa. Niczego innego nie można się było spodziewać, aczkolwiek i tak jest tu masa skrótów i szczęśliwych zbiegów okoliczności. Jakoś dziwnym trafem Rita Repulsa zostaje wyłowiona z dna morza (gdzie przeleżała bodaj kilkadziesiąt milionów lat) akurat w tym samym momencie, w którym Jason, Kimberly, Billy, Zack i Trini zaczynają swoje szkolenie. Dałoby się to wszystko jeszcze obronić, gdyby nie masa innych błędów popełnionych przez twórców.

Pierwszym i chyba największym jest bardzo zła konstrukcja filmu. Trwa on niemal dwie godziny, zaś prawie trzy czwarte stanowi de facto ekspozycja (która normalnie powinna trwać 15-20 minut), będąca wstępem do wielkiej rozpierduchy pod sam koniec. Seans upływa zatem w większości na oglądaniu, jak postacie coraz bardziej oswajają się ze swoimi nowo nabytymi mocami i słuchaniu niesamowicie drętwych dialogów, które miały chyba być nie tylko luźne, ale i zabawne. Poziom humoru podsumowuje jednak jedna z pierwszych scen, w której okazuje się, że kolega Jasona „wydoił” byka, bo myślał, że to krowa. Koń by się uśmiał.

Wydawałoby się zatem, że skoro twórcy trzymają się tak blisko bohaterów, to przynajmniej zarysują w jakiś ciekawy sposób ich charaktery, zafundują im jakąś zmianę, sprawią, że się rozwiną i dorosną do roli, którą przyszło im pełnić. Nic z tych rzeczy. O ile cokolwiek da się powiedzieć o postaciach, to zwykle ich opis można zamknąć w dwóch słowach. Przykładowo Zack co chwila powtarza, że jest szalony, a jednak opiekuje się ciężko chorą mamą. Niewiele z tego jednak wynika, a głównym problemem wałkowanym przez cały film jest to, że Jason i spółka nie mogą morfować, czyli zamienić się w prawdziwych Power Rangers. Czemu tak się dzieje, nie do końca wiadomo, tak samo jak nie jest jasne, dlaczego w końcu im się udaje. Chodzi chyba o to, że nastolatkowie muszą nauczyć się ze sobą współpracować i wzajemnie sobie zaufać, ale ta jakże odkrywcza myśl ani przez chwilę nie wybrzmiewa. Jeśli zaś chodzi o Ritę Repulsę to jest ona zwyczajnie beznadziejna. Jej jedynym celem jest to, by zniszczyć świat, ale po co – nie mam pojęcia. Elizabeth Banks do tego strasznie szarżuje i zamiast budzić grozę, zwyczajnie śmieszy. Dawno nie widziałem tak nijakiego czarnego charakteru w kinie, co mówi wiele, biorąc pod uwagę, jak duży problem ze złymi postaciami ma chociażby Marvel, którego mimo to jestem wielkim fanem.

Nie ma znaczenia zatem, że Power Rangers są porządnie zmontowani, mają niezłe (ale też nie wybijające się ponad solidny poziom) efekty specjalne i generalnie da się obejrzeć ten film bez spoglądania co dwie minuty na zegarek. Jest to produkcja nieudana, nudna i pozbawiona energii. Na całe szczęście nie radzi sobie w box office fenomenalnie, więc jest chyba szansa, że kontynuacja nie powstanie.

Źródło: własne

Atuty

  • Montaż
  • Efekty specjalne

Wady

  • Schematyczność
  • Konstrukcja scenariusza
  • Bohaterowie

Power Rangers, zgodnie z oczekiwaniami, zawodzi na całej linii.

3,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper