Piranha II

Ranking filmów Jamesa Camerona – od najgorszego do najlepszego

Dawid Ilnicki | 29.01.2023, 13:00

Z ramówki kin na całym świecie wciąż nie schodzi “Avatar: Istota” wody, ostatni film Jamesa Camerona, który niedawno przebił granicę 2 miliardów dolarów. Kanadyjczyk po raz kolejny udowadnia nim, że jest prawdziwym władcą box office, bo zdecydowana większość jego filmów okazywała się ogromnym sukcesem finansowym. 

Filmografia Jamesa Camerona nie jest długa i składa się w zasadzie z dziewięciu tytułów (nie licząc pozycji krótkometrażowych i dokumentalnych). Kanadyjczyk znany jest bowiem z pieczołowitych przygotowań do każdego z realizowanych przez siebie tytułów, uwzględniających nie tylko samodzielną pracę nad scenariuszem, ale również kreację poszczególnych miejsc, gdzie toczy się akcja jego filmów. Graniczący niemal z obsesją perfekcjonizm tego twórcy był oczywiście w przeszłości źródłem licznych konfliktów, choćby z aktorami grającymi w jego filmach główne role, jak również z członkami ekipy. Cameron jest bez wątpienia jednym z ostatnich twórców eksperymentujących z formułą typowego blockbustera, niczym przed laty Francis Ford Coppola zapowiadającym prawdziwą rewolucję w kinematografii. I choć ta ostatecznie jeszcze się nie ziściła to jednak nie ulega wątpliwości, że widzowie wciąż mają ochotę na zanurzenie się w wirtualne światy, które oferuje Kanadyjczyk. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Pirania II: Latający mordercy

Sequel do słynnej “Piranii” Joe Dantego długo nie był przez Camerona uznawany za pierwszy, pełnometrażowy film, który zrealizował. Powód tego był prosty: Kanadyjczyka podobno zatrudniono dlatego, że przedstawicielom wytwórni mocno spodobały się efekty specjalne, które zrealizował do “Galaktyki terroru”; na planie miał on jednak spełniać rolę typowego, mało doświadczonego reżysera i nie wchodzić w drogę producentowi Ovidio G. Assonitisowi, który tak naprawdę pociągał za sznurki. Ostatecznie jednak Cameron przepisał scenariusz do filmu, był twórcą efektów specjalnych, wykonał scenopisy, a także realizował obraz przez kilka dni. Na jego planie poznał zresztą Lance’a Henriksena i Tricię O’Neill, którzy później wystąpili w jego filmach, a choć z dzisiejszej perspektywy nie ma się specjalnie czym chwalić w końcu uznał “Piranię II” za swój pełnoprawny debiut reżyserski.

Otchłań

Zainspirowany jednym z opowiadań Herberta G. Wellsa obraz to jedno z najbardziej niedocenionych widowisk science fiction, które wciąż czeka na swoje właściwe wydanie Blu-Ray 4K, które w końcu - po wielu latach oczekiwań - ma wyjść do marca 2023 roku. Opowieść o załodze łodzi podwodnej, która zostaje zaatakowana przez nieznaną siłę i sprowadzona na dno oceanu niestety została okrojona przez przedstawicieli dystrybutora, którzy bali się, że ponad trzygodzinny film okaże się zbyt wielkim wyzwaniem dla widzów, skracając go o dobre pół godziny. Zapewne właśnie dlatego film po premierze spotkał się z mieszanymi ocenami, a jednocześnie - zgodnie z tym co mówili właściwie wszyscy członkowie ekipy - był jednym z najtrudniejszych obrazów w realizacji, ze względu na niezwykle wyczerpujące prace pod wodą i już wtedy mocno manifestujący się perfekcjonizm reżysera. Większość załogi utrzymywała, że nigdy nie zgodzą się na prace przy tworzeniu sequela czy też podobnego widowiska i biorąc pod uwagę fakt, iż w kolejnych filmach Kanadyjczyka wzięła udział tylko trójka obecna przy pracach nad “Otchłanią” (Michael Biehn, kompozytor Alan Silvestri i operator Mikael Salomon) nie były to słowa rzucone na wiatr. 

Prawdziwe kłamstwa

Obraz z 1994 roku to bardzo nietypowa pozycja w filmografii Jamesa Camerona. Kanadyjczyk jest bowiem znany z innego rodzaju kina, tymczasem tu mamy do czynienia z zabawą konwencjami kina szpiegowskiego i komedii kryminalnej, która działa tak dobrze przede wszystkim ze względu na świetnie dobranych aktorów do dwóch głównych ról. Arnold Schwarzenegger po raz kolejny pokazuje tu swój spory talent komediowy, będąc zmuszonym tu m.in. do nauczenia się tango, świetna jest również Jamie Lee Curtis, oboje są tu niezwykle wiarygodni odtwarzając bardzo nietypowe małżeństwo z problemami. Oczywiście należy wspomnieć o tym, że całość to zaledwie swoisty remake francuskiego “La Totale”, które jednak w przeciwieństwie do filmu Camerona nigdy nie zyskało rozgłosu, ale już sam ten fakt powoduje, że jest to z pewnością jedna z najmniej znaczących produkcji w portfolio kanadyjskiego sztukmistrza. 

Avatar: Istota Wody

Zapoczątkowana w 2009 roku seria, która z uwagi na powiązanie z technologią 3D miała zmienić przyszłość kina, prawdopodobnie przejdzie do historii jako najbardziej kasowy cykl w historii kinematografii, spotyka się rzecz jasna również ze sporą krytyką. W ponad trzygodzinnym widowisku pełno jest niezwykłych wręcz dla tego formatu skrótów fabularnych, co jasno wskazuje na to, że twórcy skupieni są tutaj raczej na przedstawianiu widzowi fantastycznej krainy niż opowiadaniu historii, która sama w sobie nie jest przecież tak interesująca. Efekt 3D nie robi już tak wielkiego wrażenia, jak podczas seansu pierwszej części. Film robi jednak wielkie wrażenie w scenach bitewnych, których jest kilka i z pewnością dla nich warto było wybrać się do kina.

Avatar

Pierwsza część wspominanego już wcześniej cyklu była niewątpliwie ważniejsza od sequela choćby ze względu na obietnicę prawdziwej rewolucji w kinematografii, niezależnie od tego, że ostatecznie się ona nie ziściła. “Avatar” był jednak pierwszym i w zasadzie do dziś jednym z nielicznych widowisk, czy też należałoby raczej powiedzieć, doświadczeń filmowych, zrealizowanych bezpośrednio dla tej technologii. Do tego stopnia, że wielu po premierze utrzymywało, że oglądanie go w innych warunkach niż w kinowych, z okularami na nosie całkowicie mija się z celem. Szczęśliwie Kanadyjczykowi udaje się z powodzeniem finansować kolejne, niezwykle drogie części cyklu, co pokazuje, że w świecie w którym liczą się czasami wyłącznie twarde liczbowe dane wciąż jest miejsce dla człowieka obdarzonego niezwykłą wyobraźnią. 

Titanic

Bardzo nietypowe widowisko z 1997 roku to z pewnością jeden z największych triumfów myśli Jamesa Camerona, który osiągnął tu ogromny sukces finansowy wbrew racjonalnym ocenom producentów filmowych, którzy w końcówce XX wieku - zdawałoby się zupełnie słusznie - przewidywali, że realizacja tak drogiego i niezwykle długiego melodramatu zakończy się finansową klęską. Na papierze wszystko na to wskazywało jednak ewidentnie nie docenili oni nośności i ogromnego potencjału przedstawionej w filmie historii,  jednej z największych katastrof w historii ludzkości, która pozostawiła trwały ślad w umysłach nawet współczesnych widzów, a także znakomitego castingu i perfekcyjnego odtworzenia samego statku. Cameronowi wszystko wyszło tu idealnie, nawet dobór promującej film piosenki, bo “My Heart Will Go On” Celine Dion również przeszło dzięki niemu do historii.

Terminator

1984 rok przeszedł do historii jako ten, w którym słynna Fabryka Snów zdecydowała się sprzedać widzom koszmar samego twórcy. Sam Cameron podkreślał bowiem, że podstawą scenariuszową do jego pierwszego, wielkiego widowiska miał być jego własny zły sen. Jak to zwykle bywa w przypadku początkujących twórców Kanadyjczyk musiał przekonać do tego konceptu wielu ludzi, łącznie ze swym agentem, a w projekt początkowo nie wierzył nawet sam Arnold Schwarzenegger. Ostatecznie otrzymaliśmy jednak jedną z najbardziej sugestywnych wizji przyszłości, którą podsumowano w albumie“1001 filmów, które musisz zobaczyć” w taki sposób: “Terminator to triumf stylu nad fabułą, zręczności nad inteligencją” i wiele w tym prawdy. Wykreowany przez reżysera styl tech-noir, który wkrótce stanie się niezwykle popularny, sprawia, że widz z jednej strony ma wrażenie obcowania ze światem przyszłości, a z drugiej zanurzenia w świecie lat 80., dobrze nam znanego z innych filmów złotej ery VHS, które wyraźnie nawiązywały do sukcesu dzieła Camerona. Fantastycznie wypada sam Schwarzenegger, posługujący się mocno ograniczonym zasobem słów, wypowiadając je z nietypowym akcentem, z minuty na minutę coraz bardziej przerażający, zwłaszcza po kolejnych zniszczeniach, którym ulega jego sztuczne ciało.

Obcy: Decydujące starcie

Mierzenie się się z legendą dzieła z 1979 roku jest zadaniem karkołomnym, ale jednocześnie trudno wyobrazić sobie lepszy sequel do dzieła Ridleya Scotta niż to co  zaproponował James Cameron. Kanadyjczyk był w 1986 roku już po wielkim sukcesie “Terminatora” mającego swą premierę ledwie dwa lata wcześniej, choć tak naprawdę został on zatrudniony do napisania scenariusza do “Aliens” w 1983 roku. Po wielu perturbacjach, związanych z kilkoma sprawami sądowymi i ogólną niechęcią wysoko postawionych członków wytwórni do realizacji sequela, powierzono ją w końcu Cameronowi, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Reżyser połączył bowiem konwencję horroru science-fiction z kinem wojennym, realizując jedyną w swoim rodzaju odmianę kina akcji. Fantastyczne efekty specjalne zasługują na tym większe uznanie, że budżet filmu wynosił ledwie 17 milionów dolarów i nawet po uwzględnieniu inflacji na dzisiejsze warunki nie jest to kwota wygórowana. Nieprzypadkowo zatem obraz jest wymieniany w gronie najlepszych sequeli, dorównuje, a według niektórych nawet przewyższa osiągnięcie pierwszego filmu cyklu.

Terminator 2: Dzień sądu

Inaczej niż w przypadku swojego pierwszego, wielkiego hitu twórcy “Terminatora 2” nie musieli narzekać na żadne ograniczenia budżetowe, bo sukces obrazu z 1984 roku sprawił, że druga część okazała się swego czasu najdroższym filmem w historii kinematografii. Zadziałało w nim właściwie wszystko: nieskomplikowany scenariusz bazujący na oryginalnym koncepcie, znakomicie dopasowani odtwórcy, do których dołączyli robiący ogromne wrażenie Robert Patrick i debiutujący w filmie Edward Furlong, grający już sławetnego Johna Connora, dopiero sposobiącego się do swojej roli. Samemu Schwarzeneggerowi mocno pomogła ekspozycja w filmie, bo o jego bohaterze początkowo nie wiemy nic, a widz w latach 90. prawdopodobnie spodziewał się tego samego co Sarah Connor. To co odróżnia sequel od pierwowzoru to także spora dawka udanego, świetnie dozowanego humoru, biorącego się w dużej mierze ze zderzenia mocno skostniałego, sztywnego Arniego z rzeczywistością. Chociaż w żadnym wypadku nie jest to film komediowy, bo nadal potrafi on wywołać ciarki na plecach, dobrze współgrał on z wcześniejszymi występami aktora w mniej poważnych obrazach, po raz kolejny udowadniając, że potrafi on bawić się własnym wizerunkiem. Mamy tu  do czynienia przede wszystkim z  doskonałym filmem akcji, z wieloma świetnie zainscenizowanymi scenami pościgu i walki, który do dziś wydaje się niezwykle świeży, a także jednym z nielicznych przypadków, gdy sequel nie tylko można zestawiać z pierwszym filmem, ale w pewnych aspektach wręcz go przerasta.

Źródło: własne
Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper