playstation worst games

PlayStation 1 - 10 najgorszych gier w historii. Produkcje, które bolą do dziś

Krzysztof Grabarczyk | 27.12.2022, 10:00

PlayStation, jedno z trzech najważniejszych wydarzeń w całej historii branży gier. Premiera w 1994 roku wprowadziła nową erę dla graczy oraz licznych twórców, stawiających na devkitach Sony, pierwsze kroki. Zamknęły się czasy rynkowej dominacji Nintendo czy Segi na konsolowym placu boju. Na ten moment oczekiwano od dawna, a przecież pomoć miało samo Nintendo, ostatecznie decydujące się na współpracę z Philipsem, nie z Sony. Ówczesny prezydent korporacji, Norio Ohga potraktował ten akt niczym zdradę. Doprowadzony przez Kena Kutaragiego do furii, walnął pięścią w stół, po czym krzyknął: "Zrób to!"

W sukces PlayStation po ogłoszeniu przez Nintendo decyzji o współpracy z Philipsem nie wierzył prawie nikt. Wszystko działo się tak szybko, tuż po feralnej konferencji obu firm podczas targów CES'1991. W Sony zebrał się zarząd, lecz Kutaragi nie myślał się poddać, zaś dla Ohgi sprawa miała wymiar honorowy. Ta historia nadal uczy, że warto czasem podjąć duże ryzyko, postawić na jedną kartę. PlayStation stało się popkulturowym fenomenem, wyprowadziło rozgrywkę na domowe salony, by ludzie przestali kojarzyć granie z zabawą dla maluczkich. Taki pro-rodzinny wizerunek zaszczepiły w kilku pokoleniach Nintendo oraz Sega. Choć na PlayStation pojawiło się multum legendarnych produkcji, nie wszędzie było tak słodko. Przed Państwem wyłoniliśmy parszywą dziesiątkę najsłabszych tytułów z katalogu PSX'a. Kolejność pozostawiamy przypadkowi.

Dalsza część tekstu pod wideo

1. The Fifth Element (Kalisto Entertainment - 1998)

Kolejny przykład z przeszłości, że growe adaptacje znanych, hollywoodzkich dzieł rzadko idą w pare z jakością. Kalisto Entertainment zasłynęło już rok wcześniej z pierwszej odsłony Nightmare Creatures, trzecioosobowej gry akcji traktującej o walce z dziećmi nocy na ulicach Londynu. Media nie szczędziły produkcji zarzutów w stronę topornego sterowania oraz dość słabej oprawy, nawet jak na 1997 rok. The Fifht Element powieliło złe nawyki dewelopera. The Fifth Element opracowano na bazie tego samego silnika graficznego, jakiego użyto na potrzeby Nightmare Creatures. Słaby level design, problemy z kamerą, powtarzalna rozgrywka oraz totalny brak sztucznej inteligencji wrogów szybko starły produkcję z list sprzedaży. Hollywood rozważało także filmową adaptację Nightmare Creatures, lecz koncept trafił do kosza. Może i dobrze.

2. Batman Beyond: Return of the Joker (Kemco - 2000)

Kolejna marnotrawna próba odtworzenia udanej serii filmów na kartach gier wideo. Niestety, nie udało się i tym razem. Sam uwiebiam cykl Batman Beyond, łącznie z serialem animowanym, który emitowano niegdyś w pewnej, rodzimej stacji telewizyjnej. Kemco postanowiło wziąć się za bary z tym mrocznym uniwersum, opracowując chodzoną bijatykę na PlayStation, tuż po starcie nowego millenium. Co z tego wyszło? Nic specjalnego, ponieważ Batman Beyond: Return of the Joker pozbawione jest wszystkiego z czego słynął serial animowany. Oprawa złożona ze słabej jakości trójwymiarowych brył, zła kamera i totalny brak responsywności. Gra może przyjęłaby się na telefonach komórkowych, lecz to nie był ten czas. Dla ciekawskich, Kemco kilka lat później przebranżowiło się by tworzyć aplikacje mobilne. Przypadek?

3. The Crow: City of Angels (Gray Matter - 1997)

Kruk z nieodżałowanym Brandonem Lee do tej pory mierzę kategorią arcydzieła. Wymieszanie efektów komputerowego tła z gotyckim klimatem i ciekawym bohaterem nadal tworzy atrakcyjną dla oczu kompozycję. Kultowe dzieło broni się do dzisiaj, czego nie powiem o totalnie niepotrzebnym sequelu z 1997 roku. Jak na złość, ktoś wpadł na oryginalny pomysł gradaptacji. Przynajmniej oprawę zachowana na względnie akceptowalnym poziomie. Tytuł udostępniono na PlayStation oraz Saturna, wydawcą okazało się kultowe w kręgach retro Acclaim. Gra? Opierała się na obijaniu kolejnych oprychów, lecz system walki nie pozwalał na zbyt wiele z racji masakrycznego sterowania. Klucz do sukcesu polegał jedynie na wychyleniu się w odpowiednim kierunku. Schemat trochę przypominał pierwsze gry WWE. Nic specjalnego.

4. Bubsy 3D (Eidetic - 1996)

Początki są najtrudniejsze. Wymieniając Bubsy 3D mówimy prawdopodobnie o pierwszej, dość namacalnej próbie rywalizacji z hegemonią Super Mario 64, od Nintendo. Całość zaprojektowano w pełnym trójwymiarze, przy użyciu geometrii, starano się o sarkastyczny humor oraz ciekawego protagonistę. Zawyżone skoki, toporne sterowanie, niski framerate oraz brak pomysłowych leveli uczyniły tytułowego bohatera ujmą na honorze reszty udanych platformówek z ery PlayStation. Co było tego powodem? Szkopuł tkwił w złym sterowaniu, gdzie młodsi gracze nie mogli się odnaleźć. Po prawdzie, nawet w tak dopracowanej grze jak Super Mario 64 część odbiorców miała z tym drobne problemy. Niestety, Bubsy 3D nie zachowało się pozytywnie w chmurze nostalgii. Ciekawostką jest, że był to pierwszy projekt Eidetic, które dzisiaj powinniście kojarzyć jako Bend Studio (twórcy Days Gone).

5. Star Wars: Masters of Teras Kasi (Lucas Arts - 1997)

Jedyna bijatyka opracowana przez Lucas Arts, oczywiście we flagowym uniwersum Georga Lucasa, w czasach gdy jeszcze zajmował się dziełem swojego życia. Masters of Teras Kasi to klasyczne podejście do tematu w stylu 1 vs. 1. W 1997 roku na rynku mieliśmy już ciekawe produkcje w stylu Soul Blade czy Battle Arena Toshinden. W kwestiach technicznych, Star Wars: Masters of Teras Kasi zbliża się raczej do tej drugiej propozycji. Gra nie zachowała ani balansu między postaciami ani dynamiki pojedynków. Mogliśmy zapomnieć o finezji znanej choćby z kultowej bijatyki Namco. Twórcy ewidentnie inspirowali się pierwszym Tekkenem, ponieważ postacie skaczą jakby próbowały dosięgnąć księżyca. Lucas Arts napisali jednak historię na potrzeby gry, ulokowaną między Nową Nadzieją a Imperium Kontraatakuje. To chyba jedyny plus tej gry.

6. Rascal Racers (Miracle Design - 2004)

Pomyśleć, że w 2004 roku chciało się jeszcze komuś opracowywać grę na PlayStation zasługuje na wyrazy uznania. Niestety, czasem zdrowe chęci to za mało. Miracle Design wcześniej stworzyło inne wyścigi gokartów, pt. Atari Karts z myślą o kultowym Atari Jaguar (tak, tej konsoli gdzie rękawice pierwszy raz skrzyżowali Obcy z Predatorem). Tymczasem Rascal Racers wyglądało na nieudony reskinn serii Mario Kart. Nie sprzyjała ani data ani platforma. PlayStation miało już lata świetności dawno za sobą, natomiast gracze już wcześniej otrzymali genialne Crash Team Racing czy Speed Freaks (kultowy zjazd w dół Sokolskiej, anyone?). Do tego triumfy święciło mocarne Mario Kart: Double Dash!!, więc dla Rascal Racers nie było już miejsca. Na wiele grze nie pozwoliła mizerna warstwa techniczna i artystyczna. Wyścicgi odbywały się w mozolnym tempie, na bardzo generycznych, opustoszałych torach.

7. Armorines: Project S.W.A.R.M. (Acclaim Studios London - 2000)

Dla niejednego dewelopera, start twórczości po roku 2000 nie należał do zbytnio udanych. Bazująca na komiksie, o którym nikt nie słyszał, Armorines: Project S.W.A.R.M. to przedstawiciel shooterów FPP. W grze stajemy do walki naprzeciw gigantycznym robalom, trochę jakby zapożyczonych z kultowych "Żołnierzy Kosmosu" z Casperem van Dien'em w roli głównej. Grę opracował zespół wcześniej odpowiedzialny za świetnie przyjętego Turok 2: Seeds of Evil, lecz z tamtej gry nie pozostało tutaj nic. Poziomy były puste, a gracz ostatecznie musiał sam odnajdywać rozsianych wrogów, gdyż AI nie istniało. Do tego oprawa i wydajność pozostawiały zbyt wiele do życzenia. A dało się zrobić to o wiele lepiej, gdyż rok wcześniej HammerHead dostarczył rewelacyjny, autorski port Quake II.

8. Chaos Break (Eon Digital Entertainment - 2000)

Parodia Resident Evil, tak w mocnym skrócie. Eon zainspirowane potężnym sukcesem trylogii Capcomu, postanowili zasięgnąć korepetycji u mistrzów gatunku survival-horror. Niestety, po drodze zapomniano o najważniejszym aspekcie - porządnej rozgrywce. Chaos Break to kolejna opowieść o potajemnych eksperymentach nad bronią biologiczną, wycieku wirusa i zombiakach do pokonania. Na tym podobieństwa z cyklem Mikamiego się kończą. Gra cierpi na potworną odtwórczość, do tego jest osadzona w trójwymiarze, więc zapomnijcie o szczegółach znanych z techniki prerenderowanych teł. Co jakiś czas wskoczy scenka przerywnikowa natomiast sterowanie i walka to prawdziwy horror. Nic dziwnego, że część z Was dowiedziała się o grze dopiero teraz, prawda?

9. Mortal Kombat Mythologies: Sub-Zero (Midway - 1997)

Kultowa seria bijatyk również zaliczała autorskie wzloty i upadki. Mortal Kombat Mythoogies: Sub-Zero to chodzona bijatyka, lecz utrzymana w standardzie pojedynków 1 vs. 1. Niestety, ta kombinacja okazała się fatalnym pomysłem i jednoczesnym pójściem na łatwiznę ze strony twórców. Jako tytułowy bohater, Sub-Zero mierzymy się z kolejnymi przeciwnikami, w tym również z gwiazdorami pokroju Scorpiona czy Shinnoka. Całość utrzymana w oprawie nie wykraczającej poza Ultimate Mortal Kombat 3. Poziomy są totalnie generyczne, natomiast walka brzmi tutaj jak parodia wszystkiego co znamy z dawnego uroku serii. Produkcja została jednogłośnie uznana za marketingową wtopę, natomiast podseria Mythologies nigdy nie powróciła do łask. Oberwało się PlayStation, że gra się tutaj pojawiła.

10. Kiss Pinball (Wildfire Studios - 2001)

Marketing nie zawsze popłaca. Przekonali się o tym twórcy gry opartej na pinballu, wykorzystującą wizuerunek znanej kapeli The Kiss. Kluczem w każdej tego typu produkcji jest odpowiednia fizyka, gdy jej nie ma, nie ma dobrej zabawy. Tak też stało się tutaj. Kiss Pinball nie pozwala na dobrą zabawę, ponieważ kulka albo zawieszała się między przeszkodami, albo przepadała niczym martwy piksel. Większą zbrodnią wymierzoną w fanów zespołu okazała się totalna absencja utworów tego zespołu. Już chyba gorzej nie dało się trafić, jak na ironię.

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper