Karate Kid

Karate Kid - klasyk z ponadczasowym przekazem, który warto obejrzeć przynajmniej raz w życiu

Kajetan Węsierski | 30.11.2022, 21:30

Jest kilka takich filmów, które, pomimo iż są starsze ode mnie, znaczą bardzo wiele. Choć przyszedłem na świat pod koniec lat 90. minionego wieku, to są produkcje z lat 80., a nawet 70., które są dla mnie niebywale ważne. Z miejsca potrafiłbym wymienić przynajmniej kilkanaście takich tytułów, wśród których jest kilka, które wywarły ogromny wpływ na mnie samego oraz całe moje życie. 

W gruncie rzeczy jestem przekonany, że większość z Was ma tak samo. Wspomniane dwie dekady przyniosły nam naprawdę wiele kinowych dzieł, które potrafiły niemal wskazać drogę dla dzieciaków tamtych czasów. Wiem, że mamy tu wiele osób, które miały przyjemność oglądać je na premierę i jestem pewien, że przyznają mi rację. Jest wiele filmów, które dosłownie potrafiły odmienić perspektywę na świat. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Jednym z nich jest Karate Kid, który debiutował w 1984 roku. Cóż, właściwie wszystkie trzy części (celowo zapominam o tej czwartej, która jest zdecydowanie rysą na serii) opowiadające o Danielu LaRusso oraz Panie Miyagim. Od zawsze były to dla mnie tytuły, który w kapitalny sposób łączyły w sobie świetną i angażującą fabułę oraz przekaz będący niesamowicie uniwersalny i dosłownie nieśmiertelny. 

Karate Kid 

Pierwszy „Karate Kid” zadebiutował w 1984 roku i idealnie wstrzelił się w zapotrzebowanie ówczesnych odbiorców. Filmy traktujące o sporcie - zwłaszcza o sztukach walki - cieszyły się wtedy ogromną popularnością. A warto wspomnieć, że produkcje z Brucem Lee czy seria Rocky jeszcze dekadę wcześniej podbijały serca wszystkich żądnych wrażeń i mordobicia na dużym ekranie. 

Wszystko to miało jednak nieco lżejszy ton i trafiało nie tylko do najstarszych, ale również do zdecydowanie młodszych widzów. Właściwie można odnieść wrażenie, że grupą docelową byli nastolatkowie. Tym ważniejszy jest fakt, iż przekaz, który wręcz wylewał się z produkcji, kierowany był do głównego bohatera - Daniela LaRusso, który miał wtedy na karku właśnie kilkanaście lat. Karate było właściwie tłem dla życiowych lekcji. 

A po ogromnym sukcesie zdecydowano się to oczywiście kontynuować. Zaledwie dwa lata później dostaliśmy „Karate Kida 2”, gdzie skala bezpieczeństwa jeszcze odpowiednio urosła, a historia została przeniesiona ze Stanów Zjednoczonych na Okinawę. I miało to ogromny urok, albowiem sprawiało, że prócz kwestii o balasie Pana Miyagiego, można go było wręcz poczuć. Dosłownie unosił się on w powietrzu. 

A choć sam film nie cieszył się tak dobrym przyjęciem, jak pierwsza odsłona, to nie przeszkodziło to w dorzuceniu jeszcze jednej części w 1989. I wydaje mi się, iż twórcy postanowili spróbować wrócić do korzeni i zaserwować nam coś, co nieco bardziej trzymało się przyziemnych, turniejowych kwestii (choć oczywiście z wieloma twistami w życiu prywatnym młodego Daniela). Fenomenu powtórzyć się nie udało, ale wyszło z tego niezłe dopełnienie.

Mr. Miyagi i jego lekcje 

A choć spoiwem trzech odsłon był młody Daniel i jego przemiana, to dla mnie dużo ważniejszym elementem był w tym wszystkim Pan Miyagi grany przez znakomitego i nieodżałowanego Pata Moritę. Jego lekcje mają przełożenie nie tylko na tok samych pełnometrażowych filmów, ale również życie widza. Dosłownie wszystko, co wypowiadał ze swoim kultowym okinawskim akcentem, można wcielić w rzeczywistość. 

Gdyby nie on, mielibyśmy tu po prostu do czynienia z kolejnymi filmami sportowymi. A dzięki przekazowi, który płynął z wielu cytatów wspomnianego mistrza Miyagi-Do Karate, dostaliśmy ponadczasowy przekaz, który dodał samym filmom pewną skalę nieśmiertelności. Słowa, które wymawiał do Daniela, zdawał się jednocześnie opowiadać widzom, nieustannie polecając im, aby ci byli w stanie odnaleźć to, co najważniejsze - życiowy balans. 

Jestem przekonany, że jeśli oglądaliście „Karate Kida” - nieważne, którą część - pamiętacie wiele z jego sławnych cytatów. Stwierdzenie, że można przegrać z każdym, ale nigdy z własnym strachem, opowieść o silnych korzeniach, czy sekret tego, gdzie w rzeczywistości znajduje się karate… Sam co jakiś czas wracam do jego wypowiedzi z nieopisaną przyjemnością - zwłaszcza wtedy, gdy potrzebuję właśnie tego typu motywacji. 

I bardzo cieszę się, że w „Cobra Kai” o tym nie zapomnieli i bardzo często (a jednocześnie całkiem subtelnie) podrzucają nam wspomnienia jego lekcji. To udowadnia tylko, iż niezależnie od tego, czy wszystko dzieje się w latach 80. minionego milenium, czy w drugiej i trzeciej dekadzie XXI wieku, zawsze się sprawdza i może być drogowskazem dla osób o odmiennych poglądach, pochodzeniu i z zupełnie różnymi cyframi w dowodzie.

Reasumując… 

Zastanawiam się, jak mógłbym zakończyć tak „laurkowy” tekst. I chyba najlepiej po prostu napisać - obejrzyjcie Karate Kida. Pierwsza odsłona jest dostępna na Netflixie jeszcze przez kilka najbliższych dni i jeśli zastanawiacie się, co z oferty znikających z platformy obejrzeć, to zdecydowanie powinniście postawić właśnie na to. To nie tylko fajny film sportowy, ale znakomita opowieść o życiu. 

Co więcej, jak już spodoba Wam się Karate Kid - który jest zdecydowanie ponadczasowy - to przed Wa mi pięć wydanych dotychczas sezonów serialu „Cobra Kai”, który jest kapitalnym spin-offem (tudzież sequelem, trudno to jednoznacznie określić) historii Daniela i Pana Miyagiego. Zanurzając się w więc tym uniwersum karate, dostaniecie naprawdę sporo fenomenalnej rozrywki. A przy tym lekcji, które mogą zostać z Wami jeszcze przez naprawdę długi czas… :)

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper