Minuta Ciszy - wywiad z Piotrem Roguckim

Minuta Ciszy – wywiad z Piotrem Roguckim. „Chciałbym zagrać polskiego superbohatera”

Piotrek Kamiński | 10.09.2022, 20:00

Z okazji premiery nowego serialu Canal+, którego recenzję można przeczytać na naszym portalu od wczoraj, mieliśmy okazję zamienić kilka słów z wcielającym się w jednego z głównych bohaterów serialu Piotrem Roguckim, który opowiedział nam o pracy na planie, spotkaniu z Robertem Więckiewiczem, a także swojej nowo odkrytej miłości do koni. W jakie gry lubi grać były wokalista Comy i które gatunki filmowe najchętniej dopisałby do swojego aktorskiego portfolio? Zapraszamy do letury.

Piotrek Kamiński: Mógłbyś opowiedzieć naszym czytelnikom kogo grasz w „Minucie Ciszy”?

Dalsza część tekstu pod wideo

Piotrek Rogucki: Miałem ogromny zaszczyt i przyjemność wcielić się w rolę Jacka Wiecznego, potentata branży funeralnej w okolicy Kielc. Jego centrala znajduje się w Złotowie, natomiast zasięgi rozchodzą się na całą okolicę. Odziedziczył biznes po swoim ojcu-nieudaczniku, sam zresztą też jest ojcem trójki dzieci i nie ma nic przeciwko temu, żeby rozmnażać się dalej, ponieważ ma kochającą i szczęśliwą żonę. Na co dzień natomiast zajmuje się chowaniem ludzi.

PK: Czyli spełniony człowiek, głowa rodziny, człowiek dusza?

PR: Po pierwsze człowiek dusza, po drugie człowiek bardzo dynamiczny i zdecydowany, po trzecie bezwzględny, jeżeli chodzi o kłopoty i konkurencję. Dosłownie wycina je w pień, kiedy się pojawiają. I po czwarte kochający i troskliwy ojciec oraz mąż. Konsekwentny gość, który wie, jak się ustawić, żeby to jego było zawsze na wierzchu. Ma dar do funkcjonowania w tej okolicy, w tym środowisku w dokładnie taki sposób, aby odnieść sukces. No i jest też patriotą, wiernym fanem historii i dowódcą grupy rekonstrukcyjnej działającej w okolicy Bożej Woli.

PK: Zobaczymy go i w tej ostatniej roli?

PR: ...Tak. Ale o tym lepiej nie rozmawiajmy.

PK: W swojej karierze grałeś już kibola, gangstera, pijaczka, u Janka Komasy postać pod tytułem „pracownik Wedla”, teraz faceta od pogrzebów i rekonstrukcji. Dosyć charakterystyczne role, nieszablonowe. Tego typu postacie Cię najbardziej intrygują, czy przez przypadek się tak trafia, że grasz akurat takich ludzi?

PR: Będę z tobą szczery. Ja nie dostaję wielu propozycji filmowych, a akurat tak się składa, że te które dostaję są bardzo ciekawe. Faktycznie nie są szablonowe, wachlarz i rozpiętość estetyki tych postaci jest ogromna. Ostatnio miałem też okazję zagrać elfa w „Krainie Świętego Mikołaja” albo krakowskiego poetę w romantycznej komedii. Nie są to może role jakoś mocno rzucające się w oczy, ale jest już sporo osób, które rozpoznaje mnie z pracy aktorskiej. I powiem ci, że podoba mi się taka praca. To nie jest wciskanie się w tylko jedną szufladkę, jeden mechanizm, ale właśnie różnorodność.

PK: Im bardziej ktoś jest znany, tym łatwiej uogólnić go i przypiąć jakąś prostą łatkę.

PR: Tak i obsadza się ich ciągle w takich samych rolach do końca życia. U mnie na szczęście tego problemu na razie nie ma i mam nadzieję, że tak to już będzie wyglądało do końca.

PK: Trzymam kciuki!

PR: Dziękuję.

Zasada i Wieczny po dwóch stronach barykady

PK: A masz jeszcze jakąś postać albo typ postaci, który wciąż jest przed tobą, a który chciałbyś zagrać?

PR: Tak! Chciałbym zagrać w filmie science-fiction – uwielbiam science-fiction (śmiech) – albo katastroficznym, albo jakiegoś superbohatera. Polskiego superbohatera.

PK: A mieliśmy już paru swoich na kartach komiksów.

PR: No marzę o tym. Tylko grunt, żeby to był polski superbohater, jak As!

PK: W sumie „Hydrozagadka” jest już tak stara, że może warto by zrobić nową wersję. A jak to się właściwie stało, że Piotr Rogucki, znany w światku głównie jako muzyk, ex-wokalista Comy nagle zajął się aktorstwem?

PR: Sprostuję troszkę. Aktorstwo to była pierwsza rzecz jaka przyszła mi do głowy, kiedy poczułem, że chcę zrobić coś ze swoim życiem, w wieku lat, nie wiem, dziesięciu? Aktorem albo muzykiem, a najlepiej jednym i drugim. Tylko to musiało potrwać, to długi proces jest. Musiałem być bardzo cierpliwy, żeby dostać się do szkoły teatralnej. W tym samym czasie rozwijały się moje działania muzyczne. Studiowałem zaocznie w Łodzi teatrologię, więc to nie jest przypadek, że ja tym aktorem jestem i tak naprawdę byłem nim zawsze, tylko nie miałem okazji pracować.

PK: „Minuta Ciszy” opisywana jest w internecie jako czarna komedia / dramat, ale na wszystkich plakatach które widziałem widnieje tagline „Tajemnic nie da się pogrzebać” i nie specjalnie zgrywa mi się on z tymi gatunkami. Mógłbyś rzucić na to troszkę światła?

PR: Trudno mi znaleźć punkt zaczepienia w tym twoim rozumowaniu, bo nie do końca wiem o co ci chodzi (aua – przyp. red.), natomiast mogę ci przedstawić punkt widzenia reżysera, który na określenie tego serialu użył najbardziej stosownego zwrotu do opisania go, jaki jest. I nie jest to polski zwrot, u nas takiego nie ma. Mianowicie nazwał tę produkcję „dramedy”, czyli nacisk kładziony jest najpierw na dramat, a później wynikającą z tego komedię. Dla mnie to jest dramat, którego autentyczność doprowadza do absurdów i zbiegów okoliczności, które mogą spowodować uśmiech. Ale jak to jest przedstawiane w materiałach promocyjnych, że „tajemnic nie da się pogrzebać”, to już jest odniesienie do całej struktury serialu i to hasło zostanie rozkodowane przez ludzi po obejrzeniu jakichś czterech odcinków. Nie można w „Minucie ciszy” przyjąć stabilnego założenia względem którejkolwiek postaci, ponieważ tak jak człowiek lubi klasyfikować, ogląda sobie bohaterów, którym przypisuje różne cechy, a w kolejnym odcinku, w którym pokazana jest ich prywatna sytuacja – związana z przeszłością, albo obecnymi wydarzeniami – nasze wyobrażenie na ich temat ulega całkowitej zmianie. Każde z nich jest zarówno dobre, jak i złe i każde ma jakieś usprawiedliwienie dla tego co robi oraz jednocześnie swoją tajemnicę. I ta właśnie zależność „robi” ten scenariusz.

Prezes Wieczny i jego człowiek

PK: Jak mówisz, w serialu dzieją się dosyć absurdalne rzeczy, trudne do pomyślenia w tej swojej niedorzeczności. Myślisz, że w naszym prawdziwym życiu też się takie rzeczy zdarzają?

PR: Tak. To nie są sztucznie wymyślone sytuacje, ale takie które zdarzają się w życiu na co dzień. Pokazanie ich w takim przejaskrawionym świetle powoduje, że człowiek zaczyna się uśmiechać, bo zdaje sobie sprawę, że w jego życiu też się takie rzeczy dzieją. Wie, że życie nie jest zwykle czarne i białe, że zazwyczaj jest niezrozumiałe, jest kompletnym absurdem. Tak jakby to sam los się z nas śmiał.

PK: Czyli to taka trochę komedia jak u Marka Koterskiego?

PR: U Marka mamy język znacznie bardziej poetycki i to w nim często kryje się ta komedia. W „Minucie ciszy” język nie ma aż takiego znaczenia, tu komedia powstaje prosto, w wyniku zbiegu wydarzeń. Taki chichot losu.

PK: Powiedziałeś, że prócz wątku funeralnego mamy jeszcze ten historyczny. Jak to się zgrywało na planie? Co było dla ciebie aktorsko największym wyzwaniem?

PR: Największym wyzwaniem zdecydowanie było spotkanie z Robertem Więckiewiczem, z jego niepowstrzymaną i niemożliwą do zdominowania energią. A jednak dostałem zadanie, aby zrobić dokładnie to, stłamsić w tych pierwszy odcinkach jego postać. Z tym się najbardziej borykałem. Dostałem też piękne zadanie, które stało się moją pasją. Kazano mi nauczyć się jeździć konno do scen rekonstrukcyjnych. Zostałem po tym doświadczeniu wielkim przyjacielem koni i jazdy konnej, zajęcia, któremu oddaję się w wolnym czasie i jestem przeszczęśliwy, ponieważ daje mi ono mnóstwo wspaniałych chwil i satysfakcji, tak w Polsce, jak i na świecie. Ale faktycznie była jedna taka trudna scena. Myśleliśmy, że nie dojdzie do niej. Musieliśmy wejść z Robertem na pół godziny do rzeki, która miała jakoś dwa stopnie temperatury, nurkować i wykonywać zadania powierzone nam przez reżysera. Mówię bardzo ogólnie, ponieważ mógłby to być spoiler. To był zdecydowanie najbardziej wyczerpujący moment.

PK: Czy zdjęcia do serialu trwały długo? Nie kolidowało ci to trochę z karierą muzyczną?

PR: Zdjęcia trwały pół roku. Kariera muzyczna podczas Covidu również leżała w gruzach, więc nie (śmiech). Miałem dużo wolnego czasu. Czekałem na propozycje.

PK: A obecnie nad czym pracujesz?

PR: Muzycznie zaraz mam premierę drugiego albumu „Karaś/Rogucki”, we wrześniu, później trasa koncertowa, jakieś dwadzieścia koncertów, no i dalej rozwijam się aktorsko. Będę pracował w serialu dla Polsatu, w którym główną rolę gra Paweł Domagała, ale i dla mnie znalazł się przyjemny epizod. Będzie o szatanie i bogu, którzy robią zakład o duszę Pawła (śmiech).

PK: Ostatnie pytanie. Będą nas czytać użytkownicy portalu skupionego przede wszystkich na grach, więc po prostu muszę zapytać. Zdarza ci się czasami grać albo może kiedyś grałeś w gry video?

PR: No pewnie. Miałem nawet kiedyś taką zapaść, jak grałem w grę fabularną, w której na końcu trzeba było zabić smoka. Całe miesiące spędziłem przed komputerem.

PK: Może „Broken Sword 3”?

PR: Nie. Nie pamiętam. Nieważne. To było dawno. Teraz siedzę z moim synem i gramy na Nintendo Swich.

PK: Ja z moim też! (śmiech)

PR: No, strasznie to wciąga. Ładujemy w Pokemony albo Mario Bros. Dopiero zaczynamy, bo dostał konsolę z miesiąc temu, ale uwielbiam to. Fajnie, że można ją podłączyć do telewizora, rozłożyć i pograć w biegu na małym ekranie, nawet w cztery osoby. Bardzo pomysłowe.

PK: No to pozostaje mi życzyć ci dalszych sukcesów, tak muzycznych, jak i filmowo/kinowo/serialowych, no i oczywiście dużo czasu na granie z synem. I konie!

PR: No i dużo czasu wolnego też by się przydało!

Pierwsze dwa odcinki serialu są już dostępne na Canal+ online.

Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper