Dragon Ball Z: Budokai Tenkaichi

Dragon Ball Budokai Tenkaichi to świetna seria. Pamiętacie ją jeszcze?

Kajetan Węsierski | 08.05.2022, 18:00

Są takie gry, które na lata zapadają w pamięć i pomimo powstawania wielu lepszych, nowszych i bardziej dopracowanych, wciąż zajmują szczególnie miejsce w sercach graczy. Jedni postawią pewnie na jakieś starsze odsłony The Elder Scrolls, inni mają sentyment do pierwszych części serii Assassin’s Creed, a jeszcze kolejni cały czas będą zaznaczać, że nie ma lepszej gry piłkarskiej niż PES 06. 

I jest to w pełni zrozumiałe. Troszkę nostalgii, nieco przyjemnych odczuć wokół samej produkcji, a także oczywiście pewien status kultu. Dla mnie na przykład taką grą było Dragon Ball Z: Budokai Tenkaichi 3. Od momentu jej premiery dostaliśmy przecież naprawdę wiele kolejnych odsłon, dwie części serii Xenoverse, fenomenalną bijatykę FighterZ, a także fabularne Dragon Ball Z: Kakarot. Jest w czym przebierać. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Wróćmy jednak do samej serii Budokai Tenkachi, albowiem to właśnie ona w pewnym sensie pchnęła Smocze Kule do szerokiego grona graczy w skali globalnej jako pierwsza. Wcześniej były ciekawe produkcje, ale wydaje mi się, że to właśnie tutaj udało się przebić do mainstreamu i sprawić, że pewne osoby zbliżyły się do mangi Akiry Toriyamy właśnie przez serię gier wideo. Namco Bandai dało tu niezłego czadu.

Dziś chciałbym więc niejako udać się w podróż po wszystkich odsłonach kultowego cyklu. Jestem przekonany, że niektóre z nich pamiętacie doskonale. Po lekturze tekstu koniecznie dajcie znać, które z poniższych części były Waszymi ulubionymi. Tymczasem, bez dalszego przedłużania, zacznijmy od tej, przy okazji której wszystko się zaczęło! Cofnijmy się do października roku 2005!

Dragon Ball Z: Budokai Tenkaichi

Właśnie wtedy na rynku zadebiutowało DBZ: Budokai Tenkaichi. I było to spore wydarzenie w Japonii, Stanach oraz reszcie świata. Twórcy bardzo mocno się postarali i zaoferowali nam 60 różnych postaci, które dodatkowo miały mniej lub więcej transformacji. Produkcja była sporym odświeżeniem względem wydanego rok wcześniej Dragon Ball Z: Budokai (o tej serii jeszcze za jakiś czas napiszę), więc poruszała serca fanów. 

Oczywiście nie była to produkcja idealna i oferując nam pojedynki 3D, graficznie pod pewnymi względami nie dojeżdżała. Twórcy chcieli zaoferować naprawdę sporo (jak choćby niszczenie terenów), ale ostatecznie ówczesna technologia była barierą nie do przeskoczenia. 

Dragon Ball Z: Budokai Tenkaichi 2

Tę kwestię poprawiono już rok później, gdy świat ujrzał sequel! Produkcja oferowała nam 129 postaci oraz 16 aren do toczenia pojedynków. Robi wrażenie, prawda? Co ciekawe, postawiono na kilka nietypowych elementów. Jednym z nich był na przykład specjalny tryb fabularny dla Raditza, a innym powrót do rozwiązania, które pozwalało latać nad planetą przy okazji realizowania głównego Trybu Opowieści!

Dragon Ball Z: Budokai Tenkaichi 3

Kolejna odsłona to już 2007 (a u nas, co pamiętam, jakby było to wczoraj, 2008). I bez zająknięcia mogę napisać, że to do dziś moja ulubiona gra o Smoczych Kulach. Składało się na to kilka czynników, ale okładając te emocjonalne, warto wspomnieć choćby o tym, iż oddano w nasze ręce 162 postaci. Kosmiczna wręcz liczba i wydaje się, że po prostu był tam absolutnie każdy, kto przewijał się przez Dragon Ball, Dragon Ball Z oraz Dragon Ball GT. 

Dopracowano absolutnie wszystko - włączając w to nawet ekrany ładownia, które w trzech różnych wersjach oferowały nam mini-gierki (tak, aby nie nudzić się, gdy czekamy na załadowanie starcia). Względem poprzedniczek mocno dopracowano serie ciosów, dodano areny w wersji dnia oraz nocy, zaoferowano więcej ataków, a przy tym kilka ciekawostek (jak przemiana w Oozaru podczas pełni). Znakomita gra - bez dwóch zdań! 

Dragon Ball: Raging Blast 1

Kontynuacją serii Budokai Tenkaichi były gry Raging Blast, które ukazały się już na kolejną generację konsol - PlayStation 3 i Xboksy 360. Pierwsza produkcja zadebiutowała w 2009 roku i trzeba przyznać, że wypadała naprawdę interesująco. Odpowiednio podrasowano tu warstwę graficzną (bohaterowie byli mniej kanciaści) oraz audio, a do tego uzupełniono wszystko o nowe tryby (wraz z oryginalną fabułą rozpisaną pod grę). Ogromnym minusem była zmniejszona liczba dostępnych postać, ale dało się to przeżyć. 

Dragon Ball: Raging Blast 2 

Kolejny rok i kolejna odsłona serii - tym razem Raging Blast 2! Nie będę ukrywał, nie zmieniło się tu za wiele. Sama mechanika rozgrywki dalej przypominała te starsze, a fabuła właście w pewnym stopniu kontynuowała to, co dostaliśmy przy okazji pierwszej gry. Plusem był natomiast fakt, iż zaoferowano nam aż 100 postaci, wśród których 20 nie pojawiło się w debiutanckiej części, a sześć nie było nigdy wcześniej dostępnych w Dragon Ballu. Naprawdę udana pozycja i polecam dać jej szansę. 

Dragon Ball Z: Tenkaichi Tag Team

Deweloperzy ze studia Spike nie mogli sobie przecież odpuścić także premiery na PlayStation Portable! I tak, w 2010 roku, na przenośnej konsoli od Sony pojawiło się Dragon Ball Z: Tenkaichi Tag Team, które całymi garściami czerpało z dokonań poprzednich odsłon z dużych sprzętów. Tryb Fabularny to całe Dragon Ball Z (od Radtiza aż po Majin Buu), biblioteka postaci oferowała ich 70, a świetną ciekawostką była na pewno opcja grania 2 na 2. Mieliście przyjemność testować? 

Dragon Ball Z: Ultimate Tenkaichi

Rok później, w 2011, dostaliśmy grę, która była kontynuacją poprzednich. Cóż, w praktyce była natomiast prawdziwym zestawem tego, co dostawaliśmy przez poprzednią dekadę. Spike włożyło w to dużo serducha i widać to dosłownie w każdym elemencie. Począwszy od ogromnego postępu graficznego, przez rozwój Trybu Fabularnego (poziomy z filmów kinowych, a nawet Dragon Ball GT), aż po specjalny Hero Mode, który pozwalał na zupełnie nową opcję poznania historii ze Smoczych Kul. 

Niestety sama gra miała duży minus, który sprawiał, że nie spodobała się tak, jak powinna. W teorii miała wszystko, co powinna mieć, by odnieść sukces. W praktyce zabrakło natomiast tego, co w bijatykach jest fundamentalne - odpowiedniej mechaniki. Można było odnieść wrażenie, że nasi wojownicy biją się automatycznie. Niby klikamy te przyciski, ale nie ma to większego znaczenia. Całość była banalna i uproszczona, a to ogromny minus. 

Dragon Ball: Zenkai Battle

Mała ciekawostka! W 2011 roku ukazała się jeszcze jedna gra o Dragon Ballu, która dostępna jest niestety wyłącznie w Japonii i tylko na automatach. Pozwalała jednak walczyć online, przenosić swoje zapisy, mierzyć się z innymi, a także bawić się w podobnym stylu, jaki oferowało Tenkaichi Tag Team. Niestety z oczywistym względów jest to jedyna pozycja w zestawieniu, w którą nie miałem okazji grać, więc trudno napisać coś więcej. Wizualnie jest na pewno dość intrygująco, ale po prostu sami obejrzycie materiał: 

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper