Kulawe konie - recenzja i opinia o 3 odcinkach serialu [Apple TV+]. Główne zdjęcie

Kulawe konie (2022) – recenzja i opinia o 3 odcinkach serialu [Apple TV+]. Zesłani na boczny tor

Iza Łęcka | 10.04.2022, 19:00

Uzdolniony, ale nadużywający alkoholu, lider stojący na czele grupy wyszkolonych agentów, którzy po drodze zaliczyli kilka ogromnych wpadek, to pomysł na niestandardowy, ale intrygujący serial. W zeszłym tygodniu do katalogu Apple TV+ dodano nowy kryminał, który już od pierwszych odcinków niezwykle wciąga. Zapraszam do recenzji trzech epizodów „Kulawych koni”.

Slough House to siedziba największych nieudaczników MI5, którymi dowodzi doświadczony Jackson Lamb – agent-legenda z niejednego pieca chleb jadł i jest znany w całym środowisku wywiadowczym. Zamiast jednak spijać śmietankę na szczytach, stacjonując w najnowocześniejszych biurach agencji, Lamb wylądował w zapyziałym, śmierdzącym stęchlizną biurze u boku kilku fajtłap, których wpadki i numery, jakie wywinęli, skierowały ich na boczny tor. Zespół „Kulawych koni” skupia „gwiazdy” wywiadu – pracowników zapisanych na kartach historii wyczynami plamiącymi reputację szpiegów, a do najciekawszych można zaliczyć między innymi zgubienie tajnych dokumentów czy wpisanie niewinnego pasażera, który przez pomyłkę zajął miejsce w autobusie, na listę przestępców seksualnych. Jedna sprawa łączy ich wszystkich.. Nie wiadomo jednak, czy obejdzie się bez ofiar.

Dalsza część tekstu pod wideo

Kulawe konie (2022) – recenzja 3 odcinków serialu [Apple TV+]. Drużyna do zadań (nie)specjalnych

Kulawe konie (2022) – recenzja i opinia o 3 odcinkach serialu [Apple TV+]. Gary Oldman jako Jackson Lamb

Jednym z członków grupy jest River Cartwright (Jack Lowden) – obiecujący agent i ulubieniec wiceprezeski wywiadu. Traf chce, że głupia pomyłka odciska piętno na jego karierze, zamiast przechwytywania największych przestępców, sprowadzając jego codzienne obowiązki do grzebania w śmieciach podejrzanych typów. Wiele zmienia się jednak pewnego dnia, gdy nowe zadanie wydaje się mieć drugie dno, a efekty pracy grupy lądują na biurku ważniejszych agentów, pobudzając czujność głównego bohatera. Kiedy do głosu dochodzi organizacja nacjonalistyczna, a życie muzułmańskiego studenta jest poważnie zagrożone, dla Rivera staje się jasne, że nie może stać z tyłu – choć niesubordynacja będzie miała wpływ na jego CV.

Recenzowane „Kulawe konie” mają klimat czerpiący garściami z najciekawszych produkcji szpiegowskich – ponury, deszczowy Londyn, podsłuchy w kawiarniach, spiski na najwyższych szczeblach władzy i za zamkniętymi drzwiami MI5 to tylko kilka interesujących szczegółów, które z jednej strony widzieliśmy już w wielu propozycjach tego typu, z drugiej jednak nieustannie pobudzają zainteresowanie. Skupiając główną oś zdarzeń wokół grupy nieudaczników, twórcy nadają serialowi nieco świeżości. Trzeba przyznać, że scenarzysta Will Smith (nie, nie ten, o którym myślicie, a odpowiedzialny między innymi za scenariusz do „Figurantki” i „Paddingtona 2”) całkiem rozsądnie łączy atmosferę kryminału z elementami humorystycznymi, które nieco rozładowują przyciężkawą atmosferę. Kulawe konie, będąc na dole całej hierarchii MI5, wykonują czarną robotę, która z pozoru bezsensowna, wydaje się mieć znaczący wpływ na przebieg wielu spraw – tym samym podkreślona zostaje nieco rola „mrówek”, których najdrobniejsze poczynania mogą przynieść chlubę organizacji i zapewnić bezpieczeństwo obywatelom. Oczywiście, morale agentów są regularnie niszczone przez szefa, który raz za razem wyżywa się na każdym z nich, lecz już w ciągu trzech recenzowanych odcinków obserwujemy, jak boohaterowie nawiązują ze sobą więź i w obliczu ogromnego niebezpieczeństwa stają się zespołem z krwi i kości.

Kulawe konie (2022) – recenzja 3 odcinków serialu [Apple TV+]. Thriller szpiegowski w bardzo dobrym wydaniu

Kulawe konie (2022) – recenzja i opinia o 3 odcinkach serialu [Apple TV+]. Główni bohaterowie

Ekipę ze Slough House już od pierwszej chwili można polubić – to mieszanka różnorodnych osobowości i historii, które twórcy z wyczuciem prezentują, odpowiednio dawkując poszczególne informacje. Oprócz nieustępliwego i bardzo ambitnego Rivera, który ze wszystkich sił chciałby wrócić na „główny front”, mamy znakomitą agentkę Sidone „Sid” Baker, fajtłapowatego Moe, będącego zwykłym dupkiem hakera Roddy'ego, podejrzanego Moody'ego, Cat Standish, która musi się uporać z traumatycznymi doświadczeniami zawodowymi, a także Mina oraz Luisę. Nad nimi nieco zapitym spojrzeniem spogląda Jackson Lamb – Gary Oldman jest tu zdecydowaną gwiazdą nadającą ton i charakter produkcji. Ten castingowy wybór jest znakomity – aktor gra zapijaczonego, obleśnego, przeklinającego na każdy możliwy sposób agenta, który ma sporo brudów w papierach i jeszcze więcej szacunku wśród wyżej postawionych od siebie. Aż przez moment z łezką w oku można wspomnieć o jego roli nienagannego George'a Smileya ze „Szpiega”. W ciągu 3 recenzowanych odcinków nie poznajemy największej tajemnicy: skąd naprawdę on się wziął i co ma za uszami. Nie ulega jednak wątpliwości, że bez Oldmana „Kulawe konie” nie sprawiałyby aż tak dużo frajdy.

James Hawes odrobił zadanie domowe przynajmniej na ocenę dobrą – a mam nieodparte wrażenie, że jego praca zostanie odebrana jeszcze lepiej w następnych epizodach, bo wraz z kolejnymi scenami tempo akcji bardzo przyspiesza, rzucając światło na intrygę, w którą jest wplątane MI5. Serial Apple nie jest zbyt odkrywczy, ale przede wszystkim to solidnie zrealizowana pozycja, w której zdjęcia ze zniszczonych uliczek Londynu, gra aktorska oraz scenariusz łączą się w satysfakcjonującą całość. Kulawym koniom od pierwszego odcinka się kibicuje – mając nadzieję, że w końcu przegrani będą mieć szansę na odkupienie, poczują ducha zespołu i pokażą pełnię swoich możliwości.

Kulawe konie (2022) – recenzja 3 odcinków serialu [Apple TV+]. Czy warto sprawdzić nową produkcję?

Choć biblioteka Apple TV+ nie uraczy nas rozmiarami przypominającymi katalog Netflixa, co pewien czas pojawiają się w niej produkcje, obok których nie można przejść obojętnie. „Kulawe konie” mają moją uwagę – nieco odpychająca atmosfera, intryga rozgrywająca się w szeregach MI5 i nieprzewidywalna fabuła to elementy, jakie mają szansę odnieść sukces. Po pierwszych 3 odcinkach wstępnie oceniam produkcję na 7,5 i czekam na więcej. Serial rozbudził moją ciekawość.

Platforma Apple posiada w zanadrzu kolejną ciekawostkę, której nie można odmówić wolnego wieczoru. Całość bazuje na rozbudowanym cyklu Herrona Micka „Slough House”, jedną z powieści odtwarza bardzo dokładnie, więc włodarze serwisu, o ile zdecydują się dalej rozwijać serię, będą mieć naprawdę sporo materiału źródłowego godnego przedstawienia na szklanym ekranie. Trzymam kciuki za powodzenie projektu.

Iza Łęcka Strona autora
Od 2019 roku działa w redakcji, wspomagając dział newsów oraz sekcję recenzji filmowych. Za dnia fanka klimatycznych thrillerów i planszówek zabierających wiele godzin, w nocy zaś entuzjastka gier z mocną, wciągającą fabułą i japońskich horrorów.
cropper