Japonia

Japonia powstała z kolan, ale czemu upadła? - historia (nie)prawdziwa

Krzysztof Grabarczyk | 05.02.2022, 16:00

Początki istnienia całego przemysłu gier wedle kronikarskich podań opiewają na "Tennis for Two" Williama Highinbotama. Jeśli wierzyć historycznym treściom oznaczałoby to, że Stany Zjednoczone zrodziły tę branżę. Częściej jednak przypisywano rolę japońskiego gamedevu na drodze wyznaczania trendów jakości. Final Fantasy, Super Mario Bros., Resident Evil czy Metal Gear Solid - perły wschodniej szkoły tworzenia gier. Pomimo tego, żadna z nich nie wyznaczała kompletnie nowatorskich rozwiązań. Wszystko co wiemy o grach od strony mechanicznej powstało już dawno temu. 

Inspiracje biegły do Japonii z Zachodu od samych początków. Automaty z legendarnym Centipede były niemal wszędzie, o czym nie wiedzieli nawet twórcy gry, dopóki jeden z przedstawicieli Atari nie zawitał na japońską ziemię. Początkiem wschodniej ekspansji na światowy rynek miał stać się Donkey Kong. Potem przybiegli bracia Mario, za nimi reszta. Technologiczny rozkwit nastąpił wraz z debiutem PlayStation w 1994 roku. Po krachu z 1983 roku za sprawą amerykańskiej gwardii deweloperów był to drugi najważniejszy moment w historii grania. Nowy świt od Japonii, wejście w technologię 3D, choć to Super Mario 64 faktycznie wprowadziło konsole w ten stan. Japończycy lubią amerykanizować bohaterów swoich gier, choć mało który twórca się do tego przyznaje. W pewnym momencie hegemonia zostaje mocno zachwiana, gdzieś w połowie 7.generacji konsol, decydującego starcia z rzeczywistością. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Wchód vs. Zachód 

temp_name

Japonia kochała się z Ameryką w sferze zapożyczeń. Nie szukajmy zbyt daleko, ponieważ wystarczy przytoczyć przykład nadmienionych powyżej, czyli kolejno Resident Evil oraz Metal Gear Solid. Co prócz narodowości łączy te dwie superprodukcje złotej ery japońskiego gamedevu? Kreowanie bohaterów na wzór postaci z amerykańskiego, popkulturowego rodowodu. Amerykanizacja bohaterów to jedno, ponieważ drugim arcyważnym punktem odniesienia jest nazewnictwo oraz ulokowanie miejsca akcji. Raccoon City czy Shadow Moses nieprzerwanie kojarzą się z Zachodem (zdecydowanie bliżej Raccoon umieszczonego na fikcyjnej mapie USA). W innym przypadku, Resident Evil raczej nie dokonałoby tak istotnej ekspansji na światowy rynek. Spójrzmy szerszą perspektywą. Utrzymane w typowo japońskiej konwencji Fatal Frame raczej nie dorównuje popularnością serii Capcom. Nawet konkurencyjne niegdyś Silent Hill stosuje identyczną praktykę co do zachodniej lokalności. Japońscy twórcy gier od zawsze inspirowali się zachodnim nurtem kultury wszelakiej. 

Inaczej wschodnia myśl twórcza nie przebiłaby się aż tak bardzo w historię światowego rynku gier. Warto odnotować, że Kraj Kwitnącej Wiśni przede wszystkim celował w graczy konsolowych, pozostawiając kulturę PC w sferze drugorzędnej, lecz największe legendy pokroju Resident Evil 2 czy Final Fantasy VII (niedawno obchodziło 25-lecie istnienia) nie pominęły komputerów osobistych. Spotkałem się niedawno z interesującą opinią pewnego, zagranicznego dziennikarza. Częściowo mógłbym nawet podzielać jego zdanie. Aby zgłębić tajniki japońskiej porażki w 7.generacji konsol wracamy do początków najmłodszego z rynkowych graczy, czyli Xboxa. Premiera konsoli w 2001 roku utorowała drogę dla technologii pecetowych tytułów. Xbox wprowadził nie tylko pierwsze HDD w konsolowych peryferiach, lecz otworzył drzwi dla rozgrywki kojarzącej się wyłącznie z PC. Mówimy tutaj o gatunku, w którym Japończycy nigdy nie potrafili lub nie chcieli się odnaleźć, czyli FPS. Xbox uderzył z Halo: Combat Evolved, jakości wcześniej niespotykanej. 

Gabarytowa konsola dostarczała najmocniejsze gry w tym gatunku, nawet jeśli dostępne były również na PlayStation 2. Kultowy Black (2005, Criterion) brylował pod kątem technicznym na Xbox, natomiast hitów pokroju Unreal Tournament czy wiekowego Doom 3 próżno szukać u konkurencji. Sony wraz z PlayStation 2 oferowało miks zachodnich oraz wschodnich pozycji, z dużym naciskiem na jrpg, platformery czy slashery. Pod kątem technicznym owe perełki już wtedy zaczynały przegrywać. Amerykańska szkoła tworzenia gier dopiero zaczynała się rozwijać na poważnie. Kolebką technologicznego rozkwitu staje się wejście klasycznego Xboxa. Decydujące okazuje się rozpoczęcie kolejnej generacji od debiutu Xbox 360 późną jesienią, 2005 roku. Nadchodzą lata zachodnio-europejskiej dominacji. Gears of War (2006, Epic Games) otwiera drogę do nowej ery strzelanin. Konsole Microsoftu rozpoczęły popularyzację gier Bethesdy, kiedy pierwszy raz w historii na Xboxa trafia niezapomniany Morrowind, następnie Oblivion. Nazywam to zjawisko pecetową migracją Ameryki. Przełom następuje w chwili premiery tego samego Obliviona na PlayStation 3. 

Kompromis jakości 

temp_name

Siódmy cykl życia konsol zdecydowanie osłabił japońskie firmy w oczach większości graczy, dziennikarzy oraz wróżbitów (analityków). Tendencja spadkowa dotknęła Resident Evil wraz z piątą oraz najgorszą, szóstą odsłoną serii. Resident Evil 6 (2012) stał się niechlubnym symbolem próby zadowolenia graczy z każdego rynku. Capcom wówczas oficjalnie przyznał, że target stanowił elektorat Call of Duty, co tłumaczyło zdecydowany nacisk na akcję niezdrowo mieszaną ze skryptowanymi momentami. Jakość ostatecznego domknięcia wielkiej serii Kojima Productions również pozostawiała nieco do życzenia. Metal Gear Solid 4: Guns of the Patriots - choć cudnie wyreżyserowane - cierpiało na istną fragmentację poziomów z mnóstwem ekranów ładowania. Wizerunkowa porażka Final Fantasy XIII niemal doprowadziła Square Enix do bankructwa. 

Często zarzucano japońskim zespołom zbytnią archaiczność w podejściu do rozgrywki. Oczywiście, nadal dla graczy starszej daty miało to swój urok. Jedynie formę utrzymywało Nintendo oraz wszelkie produkcje na handheldy (PSP, PS Vita, Nintendo DS/3DS). Stało się jasnym, że Japonia straciła dawną przewagę. Zdawało się wszystkim, że ten stan rzeczy już nie ulegnie zmianie. A jednak, stało się inaczej. Ah, zapomniałbym o braku terminowości niejednego dewelopera jak Polyphony Digital i mityczne opóźnienie Gran Turismo 5 czy przypadek The Last Guardian. Swojego czasu sklepy anulowały zamówienia przedpremierowe. 

Pierwszym sygnałem powrotu do formy stały się gry From Software dzięki redefinicji mechaniki. Traktowano to jednak mianem wyjątku od reguły. Dopiero kolejna generacja przynosi światło. Nie bez przyczyny. Do wschodnich studiów produkujących gry zaczęto rekrutację młodych talentów z innych stron deweloperskiej mapy świata. Czerpano z zachodnich technologii. Kilka lat temu nie spodziewałbym się decyzji Square Enix o wykorzystaniu silnika Unreal na potrzeby tak ważnego projektu jak renowacja Final Fantasy VII. Udało się osiągnąć imponujący poziom wizualny. Twórcy z Japonii podpatrzyli rozwiązania firm pokroju Ubisoft czego przykładem jest konstrukcja światów Final Fantasy XV czy The Legend of Zelda: Breath of the Wild. Historia zatoczyła interesujące koło. Początki japońskiego gamedevu wywodzą się z inspiracji zachodem. Obecnie to obopólna korzyść. Miło przecież obserwować powrót do świetności ukochanych serii, prawda?

Źródło: Własne
Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper