Nieoczekiwany powrót Warhammer 40,000: Space Marine. Wspominamy świetnego slashera

Nieoczekiwany powrót Warhammer 40,000: Space Marine. Wspominamy świetnego slashera

Igor Chrzanowski | 25.12.2021, 13:00

Warhammer 40,000: Space Marine jest jedną z najlepszych produkcji 2011 roku i aż dziw bierze, że od jej premiery minęła już cała dekada. Dziś postanowiliśmy przypomnieć sobie epicką wyprawę Titusa oraz zastanowić się nad tym, w jakim kierunku powinna pójść "dwójka".

Branża rozrywkowa od bardzo dawna eksperymentuje z tematem super żołnierzy, którzy to w pojedynkę potrafią pokonać istne tabuny przeciwników. Jednym z najznamienitszych przykładów tego typu jednostek są Space Marines z uniwersum Warhammera 40K - jeden Adeptus Astartes jest niczym armia i w pojedynkę potrafi pokonać niezliczone ilości wrogów. Oczywiście historia takiego kosmicznego kozaka to idealny materiał na grę, który w 2011 roku genialnie wręcz zrealizowała ekipa Relic Entertainment! Z okazji ostatniej zapowiedzi Warhammer 40,000: Space Marine II, odświeżymy sobie pierwszą wojaczkę Titusa.

Dalsza część tekstu pod wideo

Orkowie stają się poważnym zagrożeniem

W czasie wielkiej wojny toczącej się w świecie Warhammera 40,000, Imperium musi dbać o swoje wszystkie interesy i nie może pozwalać żadnym oponentom na rośnięcie w siłę. Tak się jednak zdarzyło, że armia Orków zdołała zająć planetę Graia, gdzie znajduje się ogromna kuźnia i wytwarzane są tam jednostki typu Titan - jeśli te naprawdę wpadną w ręce zielonoskórej hołoty, całe Imperium może być zagrożone. Z tego też powodu najwyżsi rangą zdecydowali, że na Graię zostanie wysłany malutki, aczkolwiek szalenie skuteczny oddział Ultramarines - najlepszych z najlepszych wśród wszystkich Adeptus Astartes.

Tak oto na industrialnej planecie ląduje Kapitan Titus wraz ze swoimi sprzymierzeńcami - Sidonusem i Leandrosem. Pierwszy z nich jest istnym weteranem walczącym od ponad 225 lat, drugi zaś był swego rodzaju "żółtodziobem" uczącym się dopiero fachu Ultramarines. Szczerze powiedziawszy fabuła Warhammer 40,000: Space Marine nie była jakaś odkrywcza czy nazbyt oryginalna, ale miała swój specyficzny urok. Pełen werwy, poddający w wątpliwość niektóre decyzje przełożonych kapitan, zgorzkniały swoimi przeżyciami weteran i radośnie podchodzący do życia nowicjusz - typowa, nieco sztampowa ekipa herosów, ale bardzo sympatyczna i naprawdę dało się ich polubić. To co na pewno warto oddać deweloperom i scenarzystom gry, to fakt, że świetnie oddali charakter Orków jako czasem bezmyślnej, dzikiej i chaotycznej hordy popaprańców, którymi od czasu do czasu dowodzi całkiem nieźle rozgarnięty koleś. 

Nie psując zabawy tym co jeszcze nie grali, wspomnę tylko tyle, że Relic Entertainment potrafiło czasem odrobinę zaskoczyć, zaserwować pewne zwroty akcji oparte na zdradzie, chęci zemsty, nadziei i poświęceniu. Szczególnie mocne było zakończenie gry, po którym przez wiele lat fani snuli kilka teorii odnośnie tego, co może zdarzyć się dalej.

Gears of War spotyka God of War

Tym w czym tkwi jednak największa magia omawianej produkcji, jest jej szalona i niezwykle satysfakcjonująca rozgrywka. Niemające zbyt wiele doświadczenia w konsolowych grach Relic Entertainment zwerbowało na potrzeby tejże produkcji branżowych weteranów stojących za sukcesami takich gier jak Gears of War, God of War czy też Far Cry, co zaowocowało jedynym w swoim rodzaju doświadczeniem! Space Marine wygląda bowiem jak idealne połączenie klasyka Epic Games z mistrzostwem reprezentowanym przez Kratosa z dzieł Santa Monica Studio. Jak to w ogóle było możliwe?

Rozgrywkę swojego dzieła Relic podzieliło na dwa główne elementy - strzelanie oraz walkę bronią białą. Gdy musieliśmy naparzać w nadciągających Orków z broni palnej, naprawdę mogliśmy poczuć się jak Marcus Fenix rozprawiający się ze swoimi antagonistami - choć oczywiście Orkowie są znacznie głupsi i zgniatanie ich facjat potężnym buciorem jest jeszcze lepsze. Z drugiej zaś strony równie fascynujące były starcia na bliski kontakt, dzięki którym mogliśmy skorzystać z kilku ostrzejszych zabawek jakie wpadły Titusowi w ręce podczas przemierzania planety Graia. Do naszej dyspozycji oddano ostrze z piłą łańcuchową, wielki młot, topór i kilka innych bajeranckich gadżetów. Cała kampania gry zachęcała nas również do jak najbardziej brutalnego wykorzystania naszego uzbrojenia, a widowiskowe sceny liczącej niespełna 6 godzin historii potrafiły dać spory zastrzyk adrenaliny.

Warhammer 40,000: Space Marine 2

Podczas The Game Awards 2021 Focus Home Interactive i Saber Interactive dość niespodziewanie zapowiedzieli sequel przygód Kapitana Titusa, w którym tym razem zmierzymy się z Tyranidami - niezliczoną hordą małego robactwa niszczącego światy równie zgrabnie co Zergowie znani ze StarCrafta. Jak jednak deweloperzy powinni podejść do gry, aby godnie kontynuować legendę pierwszej odsłony?

Moim zdaniem rdzeń rozgrywki powinien zostać taki sam, czyli Gearsy spotykają starsze odsłony God of War, z tą jednak różnicą, że tym razem bardziej można by się skupić na bitwach na dużą skalę. Coś typu 1 Ultramarine kontra kilkuset Tyranidów jednocześnie - daje to duży potencjał na nowe mechaniki typu crowd-control, wychodzenie z opresji jakąś ultra umiejętnością, czy też kooperacyjne działania na wzór trybu Hordy z serii Gears of War. Na pewno możemy także liczyć na gigantyczne lokacje i widowiskowe akcje, bo gra nie będzie ograniczana przez PS4 i Xbox One, a zamiast tego w pełni wykorzysta dobrodziejstwa PS5, Xbox Series X|S oraz najnowszych PC.  

Igor Chrzanowski Strona autora
Z grami związany jest praktycznie od czwartego roku życia, a jego sercem władają głównie konsole. Na PPE od listopada 2013 roku, a obecnie pracuje również jako game designer.
cropper