Wiedźmin (2021) - recenzja 2. sezonu serialu [Netflix]. Polskie fantasy w oczach Amerykanów

Wiedźmin (2021) - recenzja 2. sezonu serialu [Netflix]. Polskie fantasy w oczach Amerykanów

Wojciech Gruszczyk | 19.12.2021, 20:15

Po dwóch latach od pierwszego sezonu Geralt powrócił za sprawą kolejnych ośmiu epizodów. Netflix kontynuuje historię, rozwija bohaterów, pokazuje kilka przyjemnych walk, a twórcy wyraźnie biorą sobie do serca uwagi związane z początkiem serialu. Jaki jest drugi sezon „Wiedźmina”? Przeczytajcie naszą recenzję.

Pierwszy sezon „Wiedźmina” podzielił widzów. Twórcy, rozwijając opowieść, podjęli kilka niekoniecznie dobrych decyzji, jednak gigantyczna popularność marki sprawiła, że pomimo średnich not, Netflix kontynuuje projekt. Obecnie możemy zapoznać się z drugim sezonem, który jest dobitnym dowodem na to, że autorzy wsłuchali się w opinie fanów. Nadal nie jest idealnie, ale trzeba mieć świadomość, że produkcja streamingowego giganta w wielu aspektach odrywa się od spuścizny Andrzeja Sapkowskiego i choć w niektórych momentach odwołuje się do pracy CD Projekt RED, traktuje ten klimatyczny świat jak własne płótno. Lauren S. Hissrich wraz ze scenarzystami i resztą ekipy opracowali Wiedźmina na własną modłę – co dla wielu będzie problemem.

Dalsza część tekstu pod wideo

Wiedźmin (2021) - recenzja 2. sezonu serialu [Netflix]. Wszystko zostało ułożone

Wiedźmin (2021) - recenzja 2. sezonu serialu [Netflix]. Polskie fantasy w oczach Amerykanów

2. sezon „Wiedźmina” rozpoczyna się tuż po zakończeniu poprzednich wydarzeń. Geralt znalazł Ciri i po nieudanej próbie odnalezienia Yennefer wyrusza ze swoim Przeznaczeniem do Kaer Morhen. Tym razem twórcy nie zdecydowali się na zakręcone i niepotrzebne linie czasu, które wywołały duży chaos podczas oglądania pierwszego sezonu. Choć opowieść jest podzielona na trzy kluczowe wątki, wszystko wydaje się bardziej spójne i nie pojawia się problem ze zrozumieniem opowieści.

Wydarzenia z Kaer Morhen są niezwykle ważne, a siedziba wiedźmińskiej szkoły cechu Wilka nie zawodzi. Może i sceneria mogłaby prezentować się jeszcze efektowniej, jednakże napotkani wiedźmini sprawiają dobre wrażenie i mogą przypaść do gustu szerszemu gronu odbiorców. Nie każdy łowca potworów jest idealnym odpowiednikiem książkowych czy growych postaci, którymi byliśmy karmieni przez Sapkowskiego lub RED-ów. 2. sezon recenzowanego „Wiedźmina” pokazuje, że Netflix tylko i wyłącznie czerpie ze znanych historii, ale przede wszystkim opowiada „swojego Wiedźmina”.

Główny wątek bazuje na ochronie Ciri i zrozumieniu jej roli dla całego Kontynentu. Okazuje się, że Lwiątko z Cintry faktycznie może odmienić życie niemal wszystkich: królów, wiedźminów czy też wpłynąć na losy elfów. Freya Allan ma kilka niezłych momentów podczas wszystkich ośmiu odcinków, jednak nadal jestem przekonany, że nie wszyscy będą zadowoleni z jej wersji Ciri – casting „Wiedźmina” to wciąż trudny temat, ale na szczęście tym razem udało się zadbać o kilka przyzwoitych kreacji. Mark Hamill nie pojawił się w serialu, zamiast niego Netflix postawił na Kima Bodnię („Most nad Sundem”, „Nocny strażnik”, „Obsesja Eve”), a jego wersja Vesemira bardzo mi się podobała.

Wiedźmin (2021) - recenzja 2. sezonu serialu [Netflix]. Rzućcie groszem w potwory

Wiedźmin (2021) - recenzja 2. sezonu serialu [Netflix]. Polskie fantasy w oczach Amerykanów

Netflix ma jednak nadal problem z opowiedzeniem spójnej i dobrze prowadzonej historii rozłożonej na osiem części. Pierwsza połowa 2. sezonu recenzowanego „Wiedźmina” ma kilka przegadanych momentów, które wyraźnie wpływają na odbiór całości. Gdyby akcja została zamknięta w sześciu epizodach, zapewne końcowe wrażenia byłyby znacznie lepsze. Niestety, twórcy ponownie próbują przedstawić jak najbardziej zróżnicowane wątki, które ze względu na skalę nie mają szans na chwytliwe pokazanie we wskazanym formacie. W najnowszych epizodach nie zabrakło polityki, która nadal pozostaje tłem dla głównych wydarzeń – choć muszę zaznaczyć, że przynajmniej tym razem całość udało się sprawnie połączyć i faktycznie pod koniec można wywnioskować, że niemal każda scena (czasami nieco potraktowana po macoszemu) ma w ostateczności głębsze znaczenie.

W głównym wątku obserwujemy, jak Geralt próbuje rozgryźć sprawę Ciri, a księżniczka mierzy się z własnymi słabościami – wszystkie sceny, gdy ta dwójka jest razem na ekranie odznaczają się najlepszą jakością. Niestety, ze względu na podzielenie akcji na trzy wątki, często musimy zaczekać na moment, by doświadczony wiedźmin doszedł do głosu. Henry Cavill jest teraz mniej mrukliwy, chętniej rozmawia i ma zdecydowanie więcej okazji do aktorskiego wykazania się. Łowca potworów kilkukrotnie mierzy się z bestiami, jednak efekt tych pojedynków wzbudza rozmaite reakcje. Co prawa, aktor dwoi się i troi, by jak najlepiej zaprezentować swoją postać podczas walk, jednakże niektóre kreatury wyglądają po prostu źle – sprawa nie jest oczywista, bo część bestii (szczególnie na początku serialu) prezentuje się poprawnie, a realizacja pojedynków sprawia, że całość wygląda dobrze, ale nie brakuje także potworów, przez które nasuwa się pytanie: czy Netflix nie mógł rzucić groszem?

Wiedźmin (2021) - recenzja 2. sezonu serialu [Netflix]. Zabijcie ją...

Wiedźmin (2021) - recenzja 2. sezonu serialu [Netflix]. Polskie fantasy w oczach Amerykanów

W 2. sezonie recenzowanego „Wiedźmina” dużą rolę otrzymała także Yennefer – jej wątek na początku jest przegadany, później niezrozumiały, następnie irytuje, by na końcu żałować, że scenarzyści nie zdecydowali się na jeszcze większe odejście od pracy Sapkowskiego. Anya Chalotra nie przekonała mnie do siebie w pierwszej historii, a w kolejnych ośmiu odcinkach sprawiła jedynie, że zacząłem kibicować jej wrogom. Triss natomiast wypada trochę lepiej (nawet pod względem wizualnym), co pokazuje, że pracownicy Netflixa faktycznie wsłuchali się w niektóre opinie widzów – mam jednak nadzieję, że w przyszłości właśnie jej wątek zostanie mocniej rozbudowany.

Netflix w wielu miejscach puszcza oczko do czytelników, graczy, a nawet widzów – pierwszy epizod jest w zasadzie interpretacją „Ziarna prawdy”, nie brakuje tutaj nawiązań do kultowej sceny z jednorożcem, a także zdecydowano się wspomnieć o najlepszej piosence z pierwszego sezonu. Musicie jednak wiedzieć, że platforma tworzy swojego „Wiedźmina”, który wyłącznie odwołuje się do wcześniejszych prac. Nie oczekujcie wiernego potraktowania znanych historii.

Platforma już w pierwszym odcinku 2. sezonu pokazuje, że chce wyłącznie interpretować niektóre wydarzenia – w opowiadaniu z tomu „Ostatnie życzenie” wprowadzono duże zmiany względem oryginału i choć nadal poznajemy przyjemną historię, to widzowie zaznajomieni z pierwowzorem szybko odkryją różnice. Twórcy nie boją się uśmiercić bohaterów, którzy mają istotne znaczenie w innych produkcjach – ten zabieg jeszcze bardziej mi uświadomił, że mamy do czynienia z nieco inną wizją na całe uniwersum.

Wiedźmin (2021) - recenzja 2. sezonu serialu [Netflix]. W końcu porzucono gumowe stroje

Wiedźmin (2021) - recenzja 2. sezonu serialu [Netflix]. Polskie fantasy w oczach Amerykanów

Wszystkie wątki i wydarzenia w 2. sezonie „Wiedźmina” w ostateczności wydają się jak najbardziej uzasadnione, mam jednak pełną świadomość, że serial jest nierówny. Tak jak wspomniałem o potworach (niektóre wyglądają świetnie, inne są paskudne) oraz fabule (początek męczy, by później akcja nabrała rozmachu), podobnie jest w przypadku realizacji, gdzie kamera prezentuje przyzwoite dla oka ujęcia – nie brakuje ładnych scen (szczególnie pojedynków), jednakże w kilku momentach odnosimy wrażenie, że akcji brakuje odpowiednio dużej skali. Serial nadal jest pozbawiony oczekiwanych, epickich momentów, którymi możemy zachwycać się w wielu wysokobudżetowych produkcjach.

W nowych odcinkach Nilfgaard odgrywa istotną rolę: tym razem rycerze cesarstwa otrzymali nie tylko porządniejsze stroje, ale przede wszystkim część opowieści nawiązująca do ich frakcji jest ciekawsza. Wszystko za sprawą Fringilli, która bierze na siebie odpowiedzialność za wydarzenia – szczególnie przypadła mi do gustu jedna scena, gdy czarodziejka pokazuje pełnię potencjału. Gorzej wypada natomiast Cahir, który niespodziewanie jest związany z inną postacią, jednak w ostateczności nie stanowi już głównego zagrożenia. W 2. sezonie recenzowanego „Wiedźmina” nie brakuje mocnych antagonistów, którzy najpewniej jeszcze mocniej pokażą charakter dopiero w trzeciej kampanii. W ośmiu odcinkach nie brakowało wrogów Geralta i Ciri, ale opowieść była budowana w taki sposób, że trudno było mówić o jednym zagrożeniu – scenarzyści zadbali o kilka nagłych zwrotów akcji, które nadały jej szybszego tempa.

Wiedźmin (2021) - recenzja 2. sezonu serialu [Netflix]. Jest lepiej i inaczej

Zakończenie 2. sezonu recenzowanego „Wiedźmina” pozwala przygotować się na całkiem obiecujące nowe odcinki, można odnieść wrażenie, że w końcu wszystko zmierza w oczekiwanym kierunku. To nadal nie jest historia dla wiernych fanów pracy Andrzeja Sapkowskiego czy twórczości CD Projekt RED – Netflix opracowuje „własnego Wiedźmina”, tworząc amerykańską adaptację pracy polskiego pisarza, która została wyniesiona na szczyt przez swój unikalny, słowiański charakter uchwycony przez deweloperów z CDP RED. W serialu coraz mniej czuć posmak oryginału i choć podstawy pozostają dobrze znane, śmiało mogę założyć, że każda kolejna część wielkiej historii platformy SVOD będzie prezentować unikalny charakter.

2. sezon w wielu kwestiach pozbywa się błędów pierwowzoru, ale jednocześnie coraz mocniej oddala się od debiutujących wcześniej propozycji. Nadal jest to produkcja mocno nierówna, która podzieli Polaków i wiernych fanów „starszych” Wiedźminów.

Atuty

  • W końcu historia została dobrze ułożona
  • Świetne zaprezentowanie wydarzeń w domu wiedźminów
  • Więcej efektownych walk
  • Niektóre potwory prezentują się bardzo dobrze...
  • Vesemir i jego wątek to duży atut

Wady

  • Netflix tworzy swój świat na barkach znanego IP, co nie zawsze wychodzi produkcji na dobre
  • Wątek Yennefer jest męczący
  • ...choć niektóre to żart (rzućcie groszem!)
  • Wydarzenia są nierówne, a początek historii jest przegadany

Wiedźmin powraca i... Ponownie podzieli widzów. Jest lepiej? Tak, ale całość jeszcze mocniej oddala się od oryginału, a to potwierdza, że platforma tworzy własne uniwersum na bazie popularnego IP. Albo to kupujesz i oglądasz przyzwoity serial, albo po prostu unikaj produkcji.

7,0
Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper