Hej, Wiedźmin 2 od Netflix wcale nie jest taki zły, jak go malują

Hej, Wiedźmin 2 od Netflix wcale nie jest taki zły, jak go malują

Mateusz Wróbel | 19.12.2021, 19:00

Wiedźmin 2 od Netflix wywołał wielkie poruszenie wśród wiernych fanów uniwersum Andrzeja Sapkowskiego, ale czy na pewno ich wszystkie zarzuty są uzasadnione? Przyjrzyjmy się temu...

Po pierwszym sezonie Wiedźmina byłem mocno zmieszany. Bardzo nijaki dobór aktorek do poszczególnych ról, mizerne , wręcz budżetowe sceny walki, niechronologicznie przedstawienie wydarzeń, co wprowadziło spory chaos - można by wymieniać bez końca. Wszystko to sprowadziło się do tego, że nie miałem dużych oczekiwań wobec drugiego sezonu produkcji Netfliksa. Podszedłem do niej po prostu jak do kolejnego serialu tejże platformy - z dozą ostrożności i z utrzymującym się z tyłu głowy scenariuszem, że w pewnym momencie wyłączę telewizor i zakończę przygodę z Henrym Cavillem (serialowym Geraltem) przedwcześnie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Adaptacja, nie ekranizacja

Hej, Wiedźmin 2 od Netflix wcale nie jest taki zły, jak go malują

Ku mojemu zdziwieniu, wyszło o wiele inaczej, bo przez miniony, chłodny wieczór i długą noc połknąłem wszystkie osiem odcinków za jednym tchem. I to nie dlatego, że chciałem jak najszybciej je odhaczyć, a dlatego, że produkcja bardzo mnie wciągnęła - wbrew powszechnej opinii, bo gdzie tylko widzę jakiś post dotyczący Wiedźmina od Netfliksa, zawsze przeważają komentarze, w których przygodę Rzeźnika z Blaviken miesza się z błotem.

Najwięcej zarzutów do producentów, jak i samych scenarzystów kierują najwierniejsi fani marki, którym uniwersum wykreowane przez Andrzeja Sapkowskiego kojarzy się w pierwszej kolejności z książkami, a nie komiksami czy grami wideo. Główna producentka Wiedźmina, Lauren S. Hissrich, zdecydowała się wymieszać wybrane historie z różnych zbiorów opowiadań, dodając przy tym wymyślone na potrzeby adaptacji pomysły. Serial jest dostępny na platformie od dwóch dni, więc nie będę tutaj rzucał jakimikolwiek spoilerami, które mogłyby komuś zepsuć show, ale Ci, którzy mają drugi, a najlepiej ostatni odcinek za sobą powinni doskonale zdawać sobie sprawę z tego, co mam na myśli.

Nie bez potrzeby pogrubiłem wyżej wymienione słowo "adaptacja", które jest tutaj kluczem. Mówiąc wprost, owi najwierniejsi fani zapomnieli, że ojciec uniwersum, a dokładniej twórcy tejże produkcji w żadnym miejscu nie podkreślili, iż Wiedźmin od Netflix będzie ekranizacją, czyli najprościej tłumacząc: filmową formą pierwowzoru literackiego, które wiernie odwzorowałoby wszelkie elementy przedstawione przez twórcę oryginalnego utworu. 

Wiedźmin od Netfliksa to czysta adaptacja, której zadaniem jest mniejsze czy większe przerobienie utworu literackiego i dostosowanie go pod obecne standardy. O ile pierwszemu sezonowi było zdecydowanie bliżej do elementów przedstawionych przez Andrzeja Sapkowskiego, tak drugi sezon pokazuje, że scenarzystom zależało na urozmaiceniu widowiska oferując całkowicie nowe wątki - w tym niespodziewane śmierci bohaterów czy niespotykane dotąd potwory.

Dobre show mające coraz mniej wspólnego z książkami

Hej, Wiedźmin 2 od Netflix wcale nie jest taki zły, jak go malują

Można przekomarzać się bez końca, czy wplecenie nowych wątków, czasami bardziej, czasami mniej odbiegających od materiału źródłowego wyszło na dobre, ale jako fan Wiedźmina liczyłem się z takowymi zmianami. Byłem na nie przygotowany i oglądając kontrowersyjny drugi czy ósmy, finałowy odcinek wcale nie czułem się poszkodowany, bo cały czas pamiętałem, że jest to adaptacja, a nie ekranizacja.

Ponadto, po dzisiaj uważam, że książki Andrzeja Sapkowskiego świetnie sprawdzają się na papierze, ale już niekoniecznie na wielkim ekranie. Gdyby bohaterowie rzeczonego uniwersum zachowywali się tak samo, jak w opowieściach polskiego pisarza, wiele osób mogłoby usnąć w trakcie słuchania niemiłosiernie wleczących się rozmów o polityce czy przemów wewnętrznych do samego siebie, których w dziełach Sapkowskiego było od groma.

Przy tym całym zamieszaniu trzeba pamiętać o jednej rzeczy. Produkcja nie była tworzona z myślą wyłącznie o polskich i innych wschodnich odbiorcach, a także tych zachodnich, którzy uniwersum znają przede wszystkim z kapitalnej serii gier CD Projekt RED.

Dla nich jest to dobra okazja do zapoznania się z początkami przygody Geralta, Yennefer, Ciri, Jaskra czy Vesemira i jak można wywnioskować po ocenach poszczególnych odcinków chociażby na serwisie IMDB, serial bardzo im się spodobał. Każdy z odcinków ma średnią sięgającą minimum 8/10, a ten finałowy przekroczył nawet barierę 9/10. Producenci, jak i włodarze platformy są z tego powodu na pewno zadowoleni, bo opinie pokazują, że adaptacja została dobrze przyjęta przez większość odbiorców.

Jest lepiej niż w pierwszym sezonie

Hej, Wiedźmin 2 od Netflix wcale nie jest taki zły, jak go malują

Do wysokich ocen przyczyniła się z pewnością gra Henry'ego Cavilla, który - trzeba napisać to wprost - ciągnie ten serial. Gdyby nie jego oddanie sprawie, ciężko poznawałoby się historię kręcącą się przez większość czasu wokół Cirilly (Freya Allan), bo sam Cahir (Eamon Farren) nie dałby rady tego uciągnąć. Cieszy postęp wykonany przez Annę Shaffer, której serialowa Triss w końcu doczekała się normalnego, jak przystało na czarodziejkę, wyglądu. Złego słowa nie można powiedzieć również o Franscesce Findabair (w tej roli Mecia Simson), która mimo tego, iż swoje prawdziwe oblicze powinna pokazać dopiero w trzecim sezonie, to już teraz potrafiła zaintrygować swoją osobą.

Mam pewne zarzuty jednak do samych łowców potworów, którzy według mnie byli zbyt płytcy. Lambert (Paul Bullion) nie otrzymał zbyt dużo czasu na ekranie, a największą uwagę skupiono na Vesemirze. Kim Bodnia dobrze zagrał, ale żałuję, że scenarzyści nie przedstawili szerzej chociażby Coena (Yasen Atour), który dla jednych jest sporą zagadką, a dla drugich ogromnym nieporozumieniem za sprawą nie do końca pasującego mu medalionu. W pewien sposób irytowała mnie także naiwność i głupota Yennefer (Anya Chalotra), ale solidnie zrehabilitowała się w dwóch ostatnich odcinkach.

Pomijając już kwestię wyglądu oraz zachowania bohaterów, jak i różnic między książkami a serialem trzeba wspomnieć jeszcze o samym budżecie, który sprawił, że nowe odcinki - w mojej opinii - stoją poziom wyżej od tych udostępnionych w 2019 roku. Starcia prezentują się bardziej efektownie od tych z pierwszego sezonu (pomijając walkę z Renfri, która stała na wysokim poziomie), poczyniono również mały postęp względem spotykanych na szlaku bestii, choć ciężko mówić tutaj, aby na ich widok serce zabiło szybciej. To jeden z tych elementów, któremu twórcy powinni poświęcić zdecydowanie więcej uwagi.

Podtrzymuję opinię przedstawioną w tytule tekstu - drugi sezon Wiedźmina od Netfliksa to dobre show, o ile pogodzimy się z tym, że jest to adaptacja. Względem pierwszego sezonu poczyniono spore postępy pod wieloma względami i bez większego hype'u czekam, aż będzie wiadomo coś więcej o trzecim sezonie. Kto wie, co tym razem się wydarzy...

Moja ocena to 7/10. Wszelkie komentarze zdradzające ważne wątki fabularne prosimy oznaczać jako "spoiler".

Mateusz Wróbel Strona autora
Na pokładzie PPE od połowy 2019 roku. Wielki miłośnik gier wideo oraz Formuły 1, czasami zdarzy mu się sięgnąć również po jakiś serial. Uwielbia gry stawiające największy nacisk na emocjonalną, pełną zwrotów akcji fabułę i jest zdania, że Mass Effect to najlepsza trylogia, jaka kiedykolwiek powstała.
cropper