Dead Space: Remake - martwa przestrzeń nieco żywsza

Dead Space: Remake - martwa przestrzeń nieco żywsza

Krzysztof Grabarczyk | 12.09.2021, 13:00

Oblicze nowej generacji wyłania się coraz śmielej w świetle kolejnych zapowiedzi. I choć wszędobylski trend remasterowanych wydawnictw zdaje się umierać śmiercią naturalną (lepsza wsteczna zgodność), ten po przeciwnej stronie - remake'ów - już niespecjalnie. Czy to dobrze czy źle? Oceńcie sami. Ogłoszenie prac EA Motive nad pełnoprawną renowacją klasycznej już Martwej Przestrzeni wywołało niemałe fale entuzjazmu. Dead Space to klasyk z bardzo interesującej kategorii, czyli takiej powstałej w wyniku licznych, koncepcyjnych zapożyczeń. 

Wschodnie schematy rodem z 2005 roku zderzają się tutaj z iście historyczną, amerykańską szkołą filmową. Fuzja niemal kompletna, nie zabrakło niczego wobec kosmicznego dreszczowca wypełnionego eksploracją oraz zintensyfikowaną narracją przeznaczoną dla odbiorcy.

Dalsza część tekstu pod wideo

Nieodżałowane Visceral Games jednocześnie wyświadczyło swojemu właścicielowi nie lada przysługę udowadniając, że wielcy wydawcy potrafią czasem coś więcej poza odcinaniem lukratywnych kuponów. Gracze otrzymali najlepsze IP w dotychczasowej historii potężnego dawniej i dziś Electronic Arts. Trip Hawkins z pewnością miałby powody do zadowolenia - gdyby jeszcze szefował firmie. Szkoda, że na wydawniczą świadomość potęgi marki czekaliśmy aż 13 lat. Wielu już porzuciło wszelakie nadzieje na powrót niemego lecz charakterystycznego Isaaca Clarke'a. 

Kosmiczna trauma

Dead Space: Remake - martwa przestrzeń nieco żywsza

"Nie zamierzamy przekształcać fundamentu historii. Sama w sobie należy do ikony" - dyrektor kreatywny, Roman Campos-Oriola jest pewny właściwego kierunku obranego przez obecny team. Motive niedawno zrodziło Star Wars: Squadrons (tytuł jakiś czas temu mogliście sprawdzić w ramach PS Plus). Po rozwiązaniu ojców sukcesu Dead Space, czyli Visceral Games wieszczono ostateczne pożegnanie się z nekromorficznym, makabrycznym okultyzmem pochłaniającym setki ofiar. Z tego słynęła seria. Rdzenni autorzy starali się wyjaśnić faktyczne pochodzenie źródła wydarzeń na USG Ishimura, odpowiedniku niemniej legendarnego Nostromo. Nie obyło się bez dywagacji na tle religijnym, zahaczając o progi sekty. W tym wszystkim umieszczono postać inżyniera, oczywiście niemego. Tym samym, potwierdzenie obecności oryginalnego aktora głosowego, Gunnera Wrighta brzmi zjawiskowo. Dlaczego? Pierwsza część to film niemy w wykonaniu głównego bohatera, który nie wypowiada choćby słowa, niczym mityczna już Samus Aran. 

Wright rozpoczyna swój angaż w chwili rozpoczęcia prac nad równie udanym sequelem. Twórcy sugerują się jednak bardziej wschodnim imperatywem Capcom przy renowacji Resident Evil 2 (2019). Prawdopodobnie Isaac skomentuje niejedno starcie z nekromorficzną hordą niczym Leon lub Claire w trakcie faktycznej rozgrywki. Zagranie pozornie skromne, lecz mocno ubarwiające realizm. Pytanie brzmi czy my zawsze pożądamy realistycznych gier? Dla Gunnera to powrót do przeszłości, chociaż sam nigdy nie użyczył tonu w pierwszym Dead Space. Coś w rodzaju drugiej szansy? Aktor pojawił się także na premierowym zwiastunie Dead Space 3 we własnej osobie. Sprawdźcie na YouTube. Nawet bez znacznej ingerencji w bazowy scenariusz, nadanie Isaacowi głosu mocno wpłynie na odbiór po latach, z nowej perspektywy. Czy to oznacza zupełnie przekształcone cut-scenki? Skoro EA Motive postanowiło trzymać się fabularnego rdzenia, fanów cyklu nie zaskoczy kluczowa kwestia obecna w oryginale. Wtajemniczonym więcej zdradzać nie chcę, natomiast oczekujący na więcej powinni w tym miejscu przerwać i przekonać się na własną rękę. 

Jakby co, ostrzegałem. Nie zmieni to jednak faktu, że Dead Space nadal robi wrażenie solidnym wykonaniem oraz wskaźnikiem grywalności zbliżonym do wielkiego Resident Evil 4. Przy czym dodaje nieodparte poczucie kosmicznej traumy, całkowitej izolacji w bezkresie kosmosu. Nawet grawitacja momentami wyraża sprzeciw. Jeśli gra pójdzie stylem obranym przez nowe RE2, czeka nas wymagająca rozgrywka. Nekromorf to nie zombie, nie da się go wyminąć. Liczę więc na o wiele bardziej wynaturzoną aparycję kolejnych rodzajów kosmicznego ścierwa, śmiertelnie niebezpiecznego, dodajmy. Czy odbudowa Dead Space oznacza przywiązanie szczegółami w skali 1:1? Tutaj studio brnie w stronę remake'u pierwszego RE. Tam gdzie była ściana, ciągnie się teraz długi korytarz kiedy sięgam pamięcią wtórną wizytę na spencerowskich włościach (RE1: Remake). Ishimurę czeka identyczny w skutkach remont.

Śladem najlepszych. 

Dead Space: Remake - martwa przestrzeń nieco żywsza

Co mogło skłonić wydawcę pokroju EA do radykalnej zmiany stanowiska wobec całkowitego odświeżania serii odkopanej po kilkunastu latach? Electronic Arts można zarzucić wiele - od mikrotransakcji po cykliczne odcinanie kuponów. Firma jednak nie bawi się we wszelakie remastery czy renowacje. Sukces podyktowany wydaniem przez Capcom mistrzowsko odrestaurowanego RE2 dał korporacyjnym autorytetom mocno do zrozumienia, że to wciąż jak najbardziej aktualny trend. Gracze nadal pamiętają i szanują Dead Space. W tym również ja. Trylogię zamknięto w 2013 roku, po drodze fundując celowniczkowy Extraction w nadziei na komercyjny sukces railshooterów, dawniej zapoczątkowanych na dobre przez House of the Dead. Visceral pociągnęło niewiele dalej. Teraz deweloperzy uraczyli nas niekompletnym fragmentem rozgrywki. Wspomniane demo bardziej potwierdza faktyczne prace nad tytułem niż demonstruje nowogeneracyjny charakter projektu. Mimo wszystko, EA Motive zyskało na tym w moich oczach. Zyskało na twórczej autentyczności. Studio nie demonstruje spreparowanego w zamiarze czysto-pokazowym nagrania z rozgrywki. 

Demo z technicznej perspektywy widnieje jako niekompletne lecz ukazuje schemat osiągnięć do jakich dążą producenci. Już teraz wrażenie robi oświetlenie czy mroczna głębia korytarzowej struktury na pokładzie Ishimury. Ewidentnie przypomina to półmrok obecny we współczesnej inkarnacji jednonocnej przygody Leona oraz Claire. Inspiracje zachowane na bezpiecznym poziomie, bez zbędnego koncepcyjnego plagiatu. Destrukcja zdeformowanego ciała nekromorfa to materiał o znacznie większej podatności na obrażenia niż w 2008 roku. Poziom, do którego zbliżył się jedynie Doom Eternal (2020, Bethesda Softworks). Dead Space od zawsze stał dekalpitacją kończyn, na tym opiera się sukcesywna i konsekwentna eliminacja nekromorficznej watahy. EA Motive dzięki mocniejszym peryferiom, idzie krok dalej oferując prawdziwie chirurgiczną dokładność w rozczłonkowywaniu mutacji, z każdym organicznym szczegółem. O złagodzeniu przemocy oraz brutalności nie może być mowy. To Dead Space, klaustrofobiczna rzeźnia w kosmosie. A tam, wzorem z pewnego sloganu reklamowego - nikt nie usłyszy Twojego krzyku. 

A skoro o krzyku mowa, horror potrzebuje względnej kameralności. Oryginał tworzył bardziej klimat zaszczucia i grupowych starć niż pojedynczych maszkar. Kłaniał się bardziej ku strzelaninie niż lęku w rodzaju Alien: Isolation. Mimo tego, emanował klimatem grozy si-fi. Jestem zdania, że lepiej aby tak pozostało. Ma być zwyczajnie trudniej i realistyczniej, co z uwagi na koncentrację wokół obecnych konsol i PC raczej nie będzie przesadnie skomplikowane. Reszta w rękach EA Motive. Niestety, Dead Space: Remake to kolejny oczekiwany projekt bez potwierdzonej daty premiery. Ale to już chyba znak tych dziwnych czasów. Bez mikrotransakcji, z naciskiem na fabułę, przynajmniej wedle deweloperskich zapewnień. Za to o braku ewentualnego DLC nikt nie szepnął. Klasyk nie otrzymał takiego luksusu, więc...

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Dead Space (remake).

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
cropper