Nie tylko Candyman. Dziesięciu niedocenionych antybohaterów kina grozy

Nie tylko Candyman. Dziesięciu niedocenionych antybohaterów kina grozy

Dawid Ilnicki | 28.08.2021, 10:00

Już od piątku widzowie mogą oglądać w kinach nową wersję “Candymana”, którą zrealizowała Nia DaCosta, współpracująca ze znanym twórcą kina grozy, występującym tym razem w roli producenta i współtwórcy scenariusza, Jordanem Peele’m. Przypadek Daniela Robataille’a przywodzi na myśl innych, niedocenianych bohaterów kina grozy, którzy mogą jeszcze kiedyś powrócić w nowych odsłonach dawnych horrorów. 

“Candyman” powraca po ponad 20 latach przerwy, która jednak w tym wypadku była wyjątkowo uzasadniona. Ostatnia część cyklu okazała się straszliwym, budżetowym koszmarkiem, rażącym tandetą, niezbyt dbającym o poziom poprzednich dwóch części. Choć bowiem o drugiej należy powiedzieć, iż była zdecydowanie słabsza niż obraz w reżyserii Bernarda Rose’a z 1992 roku, to jednak do pewnego momentu całkiem nieźle rozwijała wątki obecne w pierwowzorze i twórcy z pewnością nie musieli się jej wstydzić. Za nową odsłonę odpowiedzialni są reżyserka Nia DaCosta, autorka skromnego dramatu “Little Woods”, a także Jordan Peele, co zapowiada produkcję, która z pewnością będzie się odwoływała do wielu problemów społecznych trawiących współczesną Amerykę.

Dalsza część tekstu pod wideo

Nie jest to zresztą dla “Candymana” żadna nowość, bo choć bohaterem krótkiego opowiadania Clive’a Barkera, na podstawie którego powstał scenariusz pierwszego obrazu z serii, nie był Afroamerykanin to jednak i ono skupiało się na wątkach klasowych, a o kompletnej zmianie charakteru głównego bohatera, a także o tym, by miejsce akcji samego obrazu przenieść z Liverpoolu do Chicago, zadecydował Brytyjczyk Bernard Rose, który nie tylko wyreżyserował, ale również napisał scenariusz do tego filmu. Choć w swoim czasie twórcy mocno obawiali się o to, że ich film spotka się z oskarżeniami o rasizm, gdy ogląda się go z dzisiejszej perspektywy należy go ocenić jako całkiem solidną podstawę do tego o czym w swoich najważniejszych filmach opowiadał sam Jordan Peele. Nic zatem dziwnego, że Amerykanin tak mocno zainteresował się bazowym materiałem.

Sam Candyman to zaś bohater ciekawy przede wszystkim dlatego, że znakomita podbudowa postaci Daniela Robataille’a, skazanego na wyjątkowo okrutną śmierć za związek z kobietą pochodzącą z wyższych sfer, sprawia, że niezwykle łatwo zrozumieć dlaczego powraca on później jako bohater miejskich legend, uzbrojony w hak i mogący w stosownych momentach skorzystać z roju pszczół. Nie jest on oczywiście jedynym, zapomnianym bohaterem horrorów, o których żywiący się sentymentem do starych produkcji współczesny przemysł filmowy może sobie jeszcze przypomnieć, tworząc remake lub reboot. Wybraliśmy dziesięciu, mniej znanych antybohaterów kina grozy, z pewnością nie tak popularnych jak Jason Voorhees, Michael Myers czy też Freddy Kruger, ale często tak samo przerażających lub mających potencjał do powrotu w nowych wersjach filmów z ich udziałem.

Dr. Decker - Nightbreed

Protagonista kultowego filmu Clive’a Barkera, którego odgrywa sam David Cronenberg. W pewnym stopniu przypomina innego, wielkiego bohatera kina grozy, powołanego do życia przez Thomasa Harrisa, Hannibala Lectera, gdyż podobnie jak on jest psychoterapeutą, w wolnych od pracy chwilach oddającym się jednak mrocznemu hobby, którym jest zabijanie bogu ducha winnych osób. O popularności tego antybohatera zadecydowały w równym stopniu status swoistego criminal-mastermind, który ciągnie się za nim głównie za sprawą jego wykształcenia, obycia i sporej inteligencji, a także interesujący model maski, który do dziś robi wrażenie.

Randall Flagg - Bastion

Randall Flagg to jedna z postaci wymyślona przez Stephena Kinga, pierwszy raz pojawiający się w jego dziele “Bastion” z 1978 roku. Sam autor wielokrotnie wypowiadał się o nim jako o jednym z najlepszych bohaterów jakich wymyślił, a w różnych produkcjach odtwarzali go już Jamey Sheridan i Aleksander Skarsgaard. Uważa się go wcielenie Nyarlathotepa, znanego z twórczości H.P. Lovecrafta, inni widzą w nim zwyczajnie ucieleśnienie największego zła, kogoś podobnego choćby do Gauntera O’Dima. Sam King jednak zdecydowanie woli, by nie utożsamiać go z żadnym funkcjonującym już w kulturze bóstwem czy też demonem. 

Cropsy - The Burning

Film Tony Maylama z 1981 roku to jeden z niedocenionych horrorów lat 80., który raczej nie jest wymieniany w jednym szeregu z największymi dziełami tego okresu, choć wielu fanów kina grozy ma do niego sentyment. Punktem wyjścia jest tu pewne zdarzenie, powodujące oszpecenie twarzy jednego z pracowników campusu, który pada ofiarą złośliwego żartu. Kilka lat później w okolicy ma miejsce seria morderstw, które zdają się być powiązane z tragedią sprzed lat. Ich wykonawcą rzeczywiście jest poparzony Cropsy, będący oczywiście wyjątkowo bezwzględnym mordercą. Z pewnością nie zapisał się on w historii slasherów choćby tak jak choćby Jason Voorhees, ale o samym filmie warto wspomnieć.

Gemini Killer - Egzorcysta III

Ze zrealizowanym przez samego Williama Petera Blatty’ego, autora literackiego pierwowzoru do klasyka kina grozy w reżyserii Williama Friedkina, filmem zawsze był jeden, podstawowy problem. Oparty na innej powieści Blatty’ego, “Legion”, obraz w ogóle nie powinien być kojarzony z serią, którą po Friedkinie, niestety nieudolnie, kontynuował John Boorman. Skojarzenie z nieudaną “dwójką” i pamięć o klasycznym dziele właściwie przesądziły o nikłej popularności produkcji z 1990 roku, w której znakomitą rolę zagrał Brad Douriff, odtwarzający wspomnianego zabójcę.

Judas Breed - Mimic

Za sprawą zrealizowanego w 1997 roku filmu, cztery lata po bardzo ciekawym “Cronosie”, w Hollywood zadebiutował Guillermo del Toro. W “Mimic”, z niewiadomych przyczyn przetłumaczonym na polski jako “Mutant”, niestety dobrze to widać, bo obraz o hodowanych przez pewnego naukowca insektach, które zaczynają zagrażać ludzkości, ma wiele problemów, zawinionych przede wszystkim przez niski budżet. Sama produkcja jest jednak niezwykle sugestywna, podobnie jak modele dorosłych owadów, do dziś budzące grozę. 

Leslie Vernon

Bohater całkiem ciekawego meta-slashera, z wieloma elementami komediowymi, który tłumaczy filmującym go dokumentalistom w jaki sposób doskonali się w swym fachu, ma potencjał na całkiem dobrego bohatera “poważnego” filmu, który mógłby wykorzystywać bardzo podobną konwencję jak zeszłoroczne “Spree”. Film Eugene’a Kotlyarenko odwoływał się bowiem do ogromnej popularności mediów społecznościowych, a jego bohater - goniąc za kolejnymi polubieniami - dokonywał coraz bardziej spektakularnych zabójstw. W tę stronę nie poszło “Behind the Mask: The Rise of Leslie Vernon” z 2006 roku, które niemal wyłącznie zabawiało się para-dokumentalną formą. Szkoda marnować tak dobrze zapowiadającej się postaci, całkiem nieźle granej we wspomnianej produkcji przez Nathana Baesela. 

Sam Trick’n’Treat

Zbiór króciutkich historyjek powiązanych czasem ich rozgrywania - świętem Halloween, wzbudził spore zainteresowanie kilkanaście lat temu. To co z pewnością mu się udało to wykreowanie intrygującego potwora - Sama, na pozór wyłącznie przyodzianego w  standardowy kostium, w który przebrane jest dziecko w dzień wspomnianego święta. Sposób ukazywania tej istoty, a także samo zakończenie, sugerujące, że mamy tu do czynienia ze swoistym duchem upiornych świąt, który strzeże ich właściwego przebiegu, sprawiło, że Sam dostał się na zdecydowaną większość list jako postać, którą należałoby wykorzystać w kolejnych horrorach.

Tall Man - Phantasm

Gdy mowa o najbardziej nietrafionych polskich tytułach filmów, zwycięzca może być tylko jeden. Obraz “Phantasm” z 1978 roku, przetłumaczony u nas jako “Mordercze kuleczki”, przedstawił światu kina grozy postać Tall Mana, demonicznego staruszka, zdolnego do wskrzeszania zmarłych. We wszystkich produkcjach, także tej najnowszej “Phantasm”: Ravager”, bohatera zagrał zmarły w 2016 roku, tuż przed premierą wspomnianego filmu Angus Scrimm, który ponoć został wybrany do tej roli dlatego, że potrafił straszyć dzieci jedynie patrząc na nie i unosząc brew, co stało się zresztą znakiem rozpoznawczym samego antybohatera.

Matt Cordell - Maniac Cop

Seria specyficznych slasherów, rozpoczęta obrazem z 1988 roku, wyróżniała się nietypowym i całkiem interesującym bohaterem. W Nowym Jorku ma miejsce seria okrutnych morderstw, a ofiarą pada żona jednego z policjantów, którego odtwarza znany i lubiany Bruce Campbell. Szybko zostaje on o nie oskarżony, oczywiście niesłusznie, bo ich sprawcą okazuje się człowiek, który teoretycznie już dawno nie żyje. Wspomniany Matt Cordell, pałający żądzą zemsty na włodarzach miasta, którzy wrobili go w przestępstwo, jakiego nie popełnił, podobnie jak Candyman ma zatem uzasadnione motywy swych zbrodniczych działań. Mimo lekkiej finansowej wpadki grający głównego antybohatera Robert Z’Dar pojawił się jeszcze w dwóch kolejnych filmach z tego cyklu.

Jinn - Whishmaster

Jeden z głównych bohaterów całkiem dobrego filmu z 1997 roku, odtwarzany przez Andrew Divoffa, który w latach 90. słynął z ról czarnych charakterów. Djinn, zrodzony z ognia i występujący również pod postacią Nathaniela Demeresta, lubuje się w spełnianiu życzeń, oczywiście nie do końca w taki sposób jak chcieliby tego proszący go o różne rzeczy ludzie. Obraz w swoim czasie nie zarobił wielkich pieniędzy, ale od lat pojawia się na najróżniejszych listach życzeń jako pozycja, której przydałby się porządny remake. Także ze względu na oryginalną postać antybohatera, występującego później w trzech kolejnych, naturalnie dużo mniej udanych, częściach; ostatnim razem w 2002 roku. 

Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper