Sanktuarium (2021) – recenzja filmu (UIP). Podszepty diabła

Sanktuarium (2021) – recenzja filmu (UIP). Podszepty diabła

Jędrzej Dudkiewicz | 06.07.2021, 21:00

Lato w pełni, kina otwarte, a to oznacza, że repertuar trzeba czymś wypełnić. Na całe „szczęście” są twórcy gotowi kręcić, niemalże taśmowo, najróżniejsze przypominające horrory produkty. Oto recenzja filmu Sanktuarium (2021).

Gerry Fenn kiedyś był sławnym dziennikarzem dostarczającym niesamowitych historii. Po tym, jak wyszło na jaw, że je fabrykował, ledwo wiąże koniec z końcem, imając się wszystkich, nawet najgłupszych zleceń. Pewnego dnia jedzie do Banfield, a na miejscu okazuje się, że znalazł coś zupełnie innego, niż się spodziewał. Do tej pory głuchoniema dziewczyna nagle odzyskuje zmysły, a do tego zaczyna uzdrawiać innych ludzi.

Dalsza część tekstu pod wideo

Sanktuarium (2021) – recenzja filmu (UIP). Podszepty diabła

Sanktuarium (2021) – recenzja filmu (UIP). Kicz i nuda

Lubię horrory, naprawdę. Bardzo cieszę się więc, że ostatnie lata to zdecydowanie renesans tego gatunku, pojawia się coraz więcej twórców, którzy robią ciekawe – i przede wszystkim straszne – produkcje, zarówno pod kątem formalnym, jak i fabularnym. Na wielkim ekranie wciąż jednak pojawiają się rzeczy takie, jak Sanktuarium, które nie mają ani jednego, ani drugiego na odpowiednim poziomie.

Przypadek Sanktuarium jest o tyle dziwny, że w jakimś stopniu jest to niewykorzystana szansa. Zdolniejsi scenarzysta i reżyser zrobiliby z tego coś naprawdę intrygującego i trzymającego w napięciu. Mała mieścina, lokalna społeczność, celowo zapomniana historia, dookoła lasy – wszystko to mogło być polem do stworzenia dusznej i tajemniczej atmosfery, w której niebezpieczeństwo czyhałoby na każdym kroku, tym bardziej, że nie wiadomo byłoby, co albo kto jest większym zagrożeniem. Również niektóre wątki można by w interesujący sposób wpleść w ten horror. Jest tu coś o tym, jak działają pędzące za klikalnością media, jest o tym, w jaki sposób zarówno one, jak i religia mogą być narzędziem do manipulowania i rządzenia ludźmi. Jest o starciu pierwotnej, nieco plemiennej wiary z religią zinstytucjonalizowaną, pod pozorami kryjącą wstydliwe praktyki i żądzę zysków. Jest i o nawróceniu, naprawianiu błędów przeszłości, powolnym rozumieniu, jak ważna jest prawda i co jest w życiu tak naprawdę istotne.

Brzmi ciekawie? Przyznam, że trochę ubarwiam, bowiem Sanktuarium idzie niestety w dobrze znane rejony banału (typu, że tam gdzie dobro, zawsze jest zło, bla bla bla), absurdu i przewidywalności. Od samego początku, dosłownie pierwszej sceny, wiadomo, w którym kierunku cała rzecz się potoczy. Mnóstwo tu dziur logicznych i głupich zachowań postaci. A przede wszystkim nie ma napięcia i strachu. Okazjonalnie pojawiające się jump scare’y są oczywiste i słabo zrobione, efekty specjalne kiczowate, wręcz zabawne. Wszystko to powoduje, że cały seans siedziałem niesamowicie wprost znudzony.

Sanktuarium (2021) – recenzja filmu (UIP). Cricket Brown i Jeffrey Dean Morgan na plus

Jeśli za cokolwiek można pochwalić Sanktuarium, to za dwie, ale niestety tylko dwie, osoby z obsady. Pierwszą jest Cricket Brown, która wciela się w Alice, dokonującą cudów dziewczynę, twierdzącą, że rozmawia z samą Maryją. Dobrze pokazuje pewną dziecięcą naiwność i radość, że może zrobić coś dobrego dla innych, w jej wiarę da się uwierzyć. Jest też wiarygodna, gdy Alice staje się nieco bardziej demoniczna. Partneruje jej – znany z roli Negana w The Walking Dead – Jeffrey Dean Morgan, który chociaż bohatera ma sztampowego i średnio skonstruowanego, ma jednocześnie na tyle dużo charyzmy, że jednak idzie się za Fennem i kibicuje mu.

Reszta obsady niestety dostosowuje się do marnej jakości całej produkcji, zwłaszcza Cary Elwes (tego można kojarzyć z serii Piła) bardzo stara się być cyniczny, ale wychodzi raczej śmiesznie. Reszta jest po prostu nijaka. Jak całe Sanktuarium. To film, który nie daje niestety żadnej rozrywki, a już na pewno nie takiej, której można by oczekiwać od horroru. To produkcja nie tyle do obejrzenia i zapomnienia, co po prostu do zapomnienia.

Atuty

  • Cricket Brown i Jeffrey Dean Morgan;
  • Krótki

Wady

  • Cała reszta

Sanktuarium (2021) to film banalny, kiczowaty i przede wszystkim zupełnie niestraszny. A to dla horroru zabójcze.

3,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper