Halo: Infinite - Master Chier kontra presja tłumu

Halo: Infinite - Master Chier kontra presja tłumu

Krzysztof Grabarczyk | 18.04.2021, 12:00

343 Industries odziedziczyło ogromny spadek i jednocześnie ciężar związany z należytym utrzymaniem legendarnego poziomu cyklu Halo. Definitywnie najważniejszej marki w historii Xboxa. 

Począwszy od czwartej odsłony, weszliśmy w nową trylogię z udziałem Johna 117. Ikona gamingu przybrała wówczas znacznie poważniejszą postać, lecz nadal z bohaterskim zacięciem do samodzielnej kampanii wymierzonej w nieprzyjacielskie siły Przymierza. Wraz z Halo 4, Master Chief stał się bardziej ludzki, okazując niekiedy chwile słabości, głównie w kontekście Cortany. Potwierdzeniem tej teorii staje się wewnętrzna motywacja bohatera w Guardians. Od tamtej chwili minie lada dzień już sześć wiosen. Wraz z Xbox Series X, poznaliśmy Halo Infinite - ukłon w stronę klasycznej wizji, jeszcze za czasów praojców serii. To również pewna przestroga. Jaka? 

Dalsza część tekstu pod wideo

Wierność klasyce

Halo: Infinite - Master Chier kontra presja tłumu

Halo 4 oraz Halo 5: Guardians definitywnie różnią się od klasycznej trylogii, sfinalizowanej w 2007 roku. Bungie przechodząc całkowicie w swoje Przeznaczenie (czyt. Destiny) pozostawiło legendarne dziedzictwo. 343 Industries stanęli u progu karkołomnego wyzwania, z którego wybrnęli obronną ręką. Należę do grona osób stawiających rozwiązania 343i ponad Bungie, szanując jednak dokonania ojczystego studia marki Halo. Do cyklu przekonałem się sprawdzając drugą odsłonę, jeszcze na stareńkim Xbox. Tytuł sprawdzałem równą dekadę po premierze. Znajomość legendy była czymś wskazanym, jeśli chciałem zwiększyć perspektywę. Halo w swoim powszechnym uznaniu należy do ścisłego grona tytułów, które przy pierwszym kontakcie stawiają gracza przed prostym wyborem - "kochaj albo rzuć". Stąd mamy taki klarowny podział wśród publiczności. Wielu uwielbia Master Chiefa, dla innych zawsze będzie syndromem "strzelania do kolorowych krasnali".

Cena bycia legendą w branży gier czasem bywa wysoka. Pomimo tego, wydarzenie związane z pojawianiem się numerycznych odsłon cyklu nigdy nie przechodzi bez echa. W końcu nie bez powodu kronikarze branży gier często wskazywali rynkowe debiuty Halo w odniesieniu do reszty. Fani klasycznej wizji często zarzucali 343 Industries zbytnie odstępstwa od normy, która tak charakteryzowała poprzedników. Patrząc dziś na Halo: Combat Evolved, następnie obserwując nadchodzące Halo: Infinite, widzimy jak bardzo obecne studio próbuje odnieść się do materiału źródłowego. Wykorzystanie zbliżonego settingu w założeniach okazało się dobrym zamiarem. Publika nie doceniła jednak wątpliwej jakości gry podczas Xbox Games Showcase minionego lata.

Z tej okazji zrodziły się dziesiątki memów, narzekaniom na styl graficzny nie było końca. Pikanterii dodał fakt uruchomienia pokazowej wersji na PC, co z miejsca wybudziło podejrzenia kwestionujące jakość konsolowej wersji. Rozpoczął się medialny oraz społecznościowy lincz nowego/starego Halo. Nie pomogły nawet fachowe analizy udowadniające problem leżący nie tyle w kodzie genetycznym gry co zwyczajnie błędnym zastosowaniu oświetlenia. Opinia publiczna nierzadko bywa bezlitosna wobec miałkiej sfery wizualnej. Zbyt oddane przywiązanie do tradycji nie wyszło grze na dobre. Premierę ostatecznie przesunięto. Master Chiefa mogliśmy podziwiać jedynie na puszkach znanego napoju energetycznego. 

Na każdym froncie 

Halo: Infinite - Master Chier kontra presja tłumu

Halo to ikona. Niezależnie od nazwy studia odpowiedzialnego za powstawanie kolejnej gry, wszyscy mamy prawo wymagać odpowiedniej jakości - czyli topowej, w końcu blockbuster zobowiązuje. Czy jednak owa jakość, o którą zaciekle walczy 343 Industries w świetle przesunięcia daty premiery okaże się tym czego wyczekujemy? W przypadku Halo: Infinite, proces może okazać się długotrwały. Międzygeneracyjna natura projektu raczej w tym nie pomaga. Niezbędny kompromis raczej wskazany. Szkoda, ponieważ Xbox Series X dostałby historyczną powtórkę. Nawet jeśli analogicznie spóźnioną, ponieważ Infinite nie trafiło planowo na starcie konsoli, jak przed 20 laty Combat Evolved. Jednak wciąż byłoby pierwszym Halo na nowej platformie Xbox. I tylko na tej platformie. Kilkuletnia polityka Microsoftu zmieniająca Xbox w jeden ekosystem wymusiła "otwarty" charakter Infinite - produktu dostępnego od razu dla wszystkich niezależnie od faktu posiadania konsoli z dopiskiem "S" lub "X" lub bez.

Może to nie zabije wizualnego stylu całości, lecz częściowo wpłynie na jej odbiór. Przekierowanie zasobów studia wyłącznie na Xbox Series X pozwoliłoby na wydobycie maksimum potencjału w związku ze światem przedstawionym i nie tylko. Odkąd pamiętam, jednym z filarów technicznego sukcesu Halo była sztuczna inteligencja. Jeśli średnio w to wierzycie, polecamy zagrać w którąkolwiek z odsłon na poziomie Legendary - inna kultura rozgrywki. Połączenie osiągów nowej generacji z bogatym uniwersum miałoby szansę na poważne zatrzęsienie konkurencyjnym światkiem. Wystarczy spojrzeć na fakty historyczne. Między Halo 4 a Guardians nastąpiła jedynie trzyletnia przerwa w ciągu numerycznym. Przeskok jakości jest znaczny, prawda?

Widać, że pomimo wspólnych mianowników rozgrywki mamy do czynienia z owocami dwóch generacji. W tym właśnie tkwi potencjał wynikający z koncentracji twórczej dedykowanej jednemu systemowi do grania. Tymczasem Halo: Infinite w ogólnym rozrachunku nie wypadło już tak imponująco na tle ostatniej gry 343i. To największa cena międzygeneracyjności. Studio całkiem niedawno pochwaliło się nowymi ujęciami, które prezentowały już lepszy poziom niż w trakcie niesławnego pokazu. Wciąż jednak uważam, że najbardziej słuszną decyzją byłaby priorytaryzacja Xbox Series X. A jakość musi jednak zadowolić użytkowników każdej platformy z rodziny Xbox. 

Presja zwycięży? 

Halo: Infinite - Master Chier kontra presja tłumu

Kibicuję Halo: Infinite. Uwielbiam współczesną trylogię 343 Industries, która uczyniła z pokoleniowej ikony świata gier, postać zbliżoną do tej bardziej ludzkiej strony. Od archetypicznego symbolu amerykańskiej szkoły gamingu po autonomiczny charakter stawiający rozsądek ponad rozkaz. Do obowiązków bohatera, niezależnie od medium w jakim jest ukazywany, należy podejmowanie najważniejszych decyzji, nawet jeśli wykraczają poza względne granice. Takiego Master Chiefa zapamiętałem z ostatnich dokonań cyklu. Czy Infinite pójdzie za ciosem? Czy jednak na przekór narzekaniom, podąży szlakiem Combat Evolved? Tradycjonaliści zapewne są w swoim żywiole, widząc pierwsze poprawy związane z technikaliami. Na efekt końcowy przyjdzie jednak nieco poczekać. 

Master Chief chyba nigdy wcześniej nie mierzył się z taką presją publiki. Słaby pokaz stał się luką w obronie Xboxa w kontekście wojenek między jednoplatformowcami. Znając jednak możliwości studia, głęboko wierzę w powodzenie całego projektu. Halo zdefiniowało pojęcie należytej ekspozycji gatunku FPS na konsolowych peryferiach. W jaką pierwszosobową strzelaninę grało się na konsolach lepiej przed 2001 rokiem? Halo: Infinite nie dokona historycznych cudów, choć twórcy obiecują tytuł na przeszło dekadę. Wybór stylu Bungie i jego odpowiednia techno-pielęgnacja mają szansę na renesans klasycznego wcielenia digitalnej legendy. Halo, czy będzie rekord? Czas pokaże. I może poznamy standardy cenowe pudełkowych wydań bezpośrednio od Microsoft?

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Halo Infinite.

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
cropper