Jak oni zaczynali: Nicolas Winding Refn

Jak oni zaczynali: Nicolas Winding Refn

Jędrzej Dudkiewicz | 06.10.2020, 21:00

Nie każdy twórca zostawał mistrzem od pierwszego spojrzenia w kamerę. Ba, wręcz przeciwnie – większość dopiero po wielu latach dochodziła do wielkich sukcesów artystycznych. Cykl „Jak oni zaczynali” ma za zadanie przybliżyć pierwsze filmy znanych reżyserów: ich wprawki, ćwiczenia, debiuty. Siódmy odcinek poświęcony będzie filmowi „Pusher” Nicolasa Windinga Refna.

Z dotychczasowych twórców prezentowanych w tym cyklu, to właśnie Duńczyk miał najwięcej do czynienia ze szkołami filmowymi. Nie znaczy to jednak, że to właśnie pobytowi w tego typu instytucjach zawdzięcza swoją karierę. Z Duńskiej Szkoły Filmowej zrezygnował bowiem sam, zaś z American Academy of Dramatic Arts – gdzie studiował aktorstwo – został wydalony za rzucenie stołem o ścianę. Nicolas Winding Refn urodził się w rodzinie mocno związanej z przemysłem filmowym, jego ojciec zajmował się reżyserią i montażem, matka była operatorką kamery. Oboje byli pod wpływem francuskiej nowej fali, a ponieważ Refn od zawsze miał naturę buntownika, postanowił oglądać coś, co na pewno nie spodobałoby się jego rodzicom. W ten sposób zainspirował się do tworzenia filmów – gdy obejrzał „Teksańską masakrę piłą mechaniczną” Tobe’a Hoopera uznał, że przy swoich dziełach chciałby pełnić każdą możliwą funkcję. Tak się jednak nigdy nie stało i do dziś Refn zajmuje się przede wszystkim reżyserią i pisaniem scenariuszy. Jest to dla niego tym cięższe, że Refn jest nie tylko dyslektykiem, ale także daltonistą. W 1996 roku udało mu się nakręcić debiut, pt. „Pusher”.

Dalsza część tekstu pod wideo

Jak oni zaczynali: Nicolas Winding Refn

Film opowiada dość prostą historię Franka, dilera narkotyków, który zostaje złapany przez policję mając przy sobie pokaźną ilość heroiny. Kiedy wychodzi na wolność ma tylko kilka dni, by zwrócić pieniądze za towar groźnym gangsterom, co popycha go do coraz brutalniejszych czynów. Zadedykowany Peterowi Refnowi, wujkowi reżysera, „Pusher” początkowo miał trwać dziesięć minut, zaś w głównej roli wystąpić zamierzał sam Refn. Ostatecznie tak się jednak nie stało i główną rolę zagrał Kim Bodnia, obecny w każdej scenie poza przedostatnią. W filmie zagrali również Zlatko Buric (dla którego był to debiut) i sam Mads Mikkelsen – obaj współpracowali z Nicolasem Windingiem Refnem jeszcze trzykrotnie. „Pusher” został nakręcony bez większych problemów i, co ciekawe, w kolejności chronologicznej scen. Jedynym znanym ekscesem z planu była złość Refna na jednego ze współpracowników, który chciał wcześniej skończyć dzień zdjęciowy. Reżyser rzucił więc w niego najbliżej leżącym przedmiotem – wygląda więc na to, że Refn po prostu lubi dość gwałtownie obchodzić się z rzeczami, zwłaszcza gdy jest zdenerwowany. Dużo większą kontrowersją była plotka, jakoby aktorzy zażywali na planie prawdziwe narkotyki, żeby w bardziej realistyczny sposób oddać stan w jaki wprowadzają te substancje. Ekipa wielokrotnie musiała zaprzeczać tym doniesieniom. Nie przeszkodziło to na szczęście w odniesieniu sukcesu – „Pusher” został sprzedany do ponad trzydziestu krajów na całym świecie, w 2004 roku sklasyfikowano go też na szesnastym miejscu listy „100 najbardziej męskich filmów w historii”, przygotowanej przez jedno z duńskich czasopism. Warto też wiedzieć, że „Pusher” doczekał się dwóch kolejnych części, których początkowo Refn nie chciał nakręcić. Dopiero problemy przy produkcji „Fear X”, które skutkiem było bankructwo jego firmy Jang Go Star, zmusiły go do stworzenia trylogii. Całe szczęście, można by rzecz, zważywszy na to, że „Pusher II” jest najlepszą częścią, do tego jedną z lepszych ról zagrał w niej Mikkelsen. Wkrótce młodym twórcą – w chwili premiery „Pushera” Refn miał dwadzieścia pięć lat – zainteresowało się Hollywood, czego efektem ostatecznie było kultowe już „Drive”.

Nicolas Winding Refn przez niektórych nazywany jest europejskim Quentinem Tarantino, co udowodnił już na samym początku kariery. „Pusher”, mimo że jest debiutem, nosi silne piętno stylu swojego twórcy. Refn nie boi się w swoich dziełach sięgać po bardzo brutalne sceny, jednak zwykle potrafi je nakręcić w taki sposób, że zamiast odrzucać widza, zachwycają go. Najlepszym przykładem „uromantycznienia” przemocy jest oczywiście „Drive”, jednak i w „Pusherze” można dopatrzyć się tego typu zabiegów. U Refna równie ważne co dla Tarantino są dialogi, chociaż zawierają w sobie mniej absurdu i rzadziej dotyczą anegdot. Tak czy inaczej, duński reżyser potrafi bezbłędnie połączyć ze sobą dużą liczbę rozmów z utrzymaną w szybkim tempie akcją. Co ciekawe, sam Refn jako inspiracji przy kręceniu „Pushera” nie wskazał Tarantino, tylko dwa, jakże od siebie odległe filmy: „Bitwa o Algier” oraz „Nadzy i rozszarpani”.

Jeśli ktoś nie miał jeszcze okazji poznać twórczości Nicolasa Windinga Refna, warto zacząć właśnie od filmu „Pusher” (a najlepiej od całej trylogii). W swoim debiucie Duńczyk pokazał, że ma nieprzeciętny talent – doceniony Złotą Palmą za reżyserię „Drive”. Na razie nic jednak nie wskazuje, by w najbliższym czasie miał powtórzyć ten sukces.

Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper