Recenzja Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy - na to czekali fani!

Recenzja Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy - na to czekali fani!

Dawid Muszyński | 17.12.2015, 23:00

Jeśli miałem jakiekolwiek wątpliwości czy George Lucas dobrze robi, spieniężając swoje udziały w Lucasfilm  i oddając wszelkie prawa do marki „Star Wars” koncernowi Walta Disney ’a, to prysły one po pierwszych 15 minutach seansu „Gwiezdne Wojny:  Przebudzenie mocy”.  

J.J. Abrams faktycznie przebudził moc! Odnalazł magię, którą Lucas gdzieś zagubił, tworząc epizody I-III. Posprzątał ten cały bajzel, jaki zostawił mu ojciec sagi i wyszedł z tego starcia zwycięsko. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Już w klasycznych dla „Gwiezdnych wojen” napisach początkowych dowiadujemy się, że Luke Skaywalker postanowił, z bliżej nieznanych powodów, ukryć się gdzieś w galaktyce przed całym światem. Poszukują go zarówno rebelianci z generał Leią na czele jak i spadkobiercy Imperium nazywający się Nowym Porządkiem. I to tyle ile zdradzimy wam z samej fabuły filmu.

J.J. Abrams za pomocą „Gwiezdnych Wojen: Przebudzenie Mocy"  składa hołd oryginalnej trylogii zawłaszcza „Nowej nadziei” z 1977 roku. Czuć to od pierwszej sceny. Wszechobecny strach przed żołnierzami w białych zbrojach powraca. Tym razem szerzą oni tyranię w imię Najwyższego Lidera Snoke’a (Andy Serkis), a na ich czele stoi samozwańczy następca Lorda Vadera - Kylo Ren (Adam Driver). Po mocnym wejściu mamy prezentację nowych bohaterów takich jak Rey (Daisy Ridley), Finn (John Boyega) czy Poe Dameron (Oscar Isaac). Wszystkie te postaci zostały znakomicie wymyślone i napisane. Każda z nich ma pewien luz i poczucie humoru, które wywołuje niewymuszony śmiech u widzów. Coś z czym Lucas miał ogromny problem, tworząc nową trylogię i wymyślając najgorszą postać świata – Jar Jara.  Już po 15 minucie widz wie, że nudzić się na pewno nie będzie. A gdy pojawiają się dobrze znani nam bohaterowie jak Han Solo, Chewbacca czy (już) generał Leia Organa, to zaczyna się pełna wartkiej akcji jazda bez trzymanki. Nie ma przydługich rozmów natury egzystencjalnej czy też ckliwych dialogów.

Reżyser postanowił kompletnie odejść od opowieści nakreślonych kiedyś przez Lucasa i dostępnych w książkach i komiksach o dalszych losach walki o galaktykę. Dzięki temu widzowie nie do końca wiedzą czego mogą się spodziewać. I to jest akurat bardzo dobra informacja. Sam podczas seansu zostałem kilka razy zaskoczony, a wydawało mi się, że jestem nieźle przygotowany na to co mnie czeka. Za napisanie scenariusza odpowiedzialny był Abrams i Lawrence Kasdan (pracujący wcześniej nad „Imperium kontratakuje” i „Powrotem Jedi”) co gwarantuje utrzymanie klimatu. Nowy Porządek, podobnie jak kiedyś Imperium, nawiązuje do filozofii nazistowskiej, co dobrze widać podczas przemówienia na odprawie Stormtrooperów.

Ciekawie rysuje się postać Kylo Rena, osoby zapatrzonej w legendę Lorda Vadera i usilnie próbującego mu dorównać. Został zaopatrzony w świetnie prezentujący się miecz świetlny, którego pochodzenie nie jest nam jeszcze znane, ale coś czuję, że niedługo je poznamy. Usłyszałem kilka głosów, że ma słabą maskę, ale ja nie podzielam tej opinii. Jak dla mnie cała zbroja Kylo Rena wygląda klimatycznie, co jest kolejnym plusem zaliczanym na konto Abramsa, który odszedł od wszechobecnych efektów specjalnych na rzecz szczegółowo dopracowanych kostiumów i rekwizytów.

„Przebudzenie mocy” to dopiero wstęp, choć dość długi, bo dwugodzinny, ale jednak tylko wstęp do tego co nas będzie czekało w nadchodzącym czasie. Pewnego rodzaju zmianie warty, gdzie starzy bohaterowie powoli będą usuwać się w cień na rzecz nowych. Jest to bardzo ciekawy, ale też ryzykowny zabieg. Gdy zobaczyłem Hana Solo i Chewbaccę wsiadających ponownie do Sokoła Millenium, przeszedł mnie dreszcz. Czułem się jakbym spotkał dobrych znajomych, których nie widziałem od kilkunastu lat i nie za bardzo chcę się znów z nimi rozstawać.

Abrams lubi robić filmy z wielkim rozmachem i tak jest również w tym przypadku. Obrazy jakie stworzył spodobają się nie jednemu fanowi, jak choćby pustynne cmentarzysko Gwiezdnych Niszczycieli czy przerobiony na dom AT-AT.

Jestem pewien, że Disney tą produkcją rozbije bank i będzie to najbardziej dochodowy film w historii kina, odsyłając dotychczasowego rekordzistę – „Avatara” do lamusa. Moc powróciła i sprawia, że pewnie nie tylko ja na premierę Episodu VIII, przewidzianą na 26 maja 2017 roku, będę czekać z wielką niecierpliwością.

 

Tekst: Dawid Muszyński

+ zachowanie klimatu oryginalnej trylogii
+ dobre wykorzystanie starych bohaterów
+ niewymuszone poczucie humoru
+ organicznie komputerowych efektów specjalnych

- zbyt dużo nowych bohaterów pokazanych na szybko po łepkach
- potraktowanie filmu jako widowiskowy wstęp do nowych filmów, seriali, gier 

Ocena: 8 /10 

Dawid Muszyński Strona autora
cropper