O polskim dubbingu słów kilka - relacja z wizyty w studiu PRL

O polskim dubbingu słów kilka - relacja z wizyty w studiu PRL

Andrzej Ostrowski | 12.02.2016, 16:50

Wielu narzeka na polski dubbing i sam zresztą nie jestem tutaj jakimś wyjątkiem. Z drugiej strony co jakiś czas dostajemy produkcję pokroju Wiedźmina, gdzie polskie głosy wypadają świetnie. O jakości z bajek nie trzeba wspominać, każdy przecież pamięta rewelacyjnego Shreka. Co jest nie tak? Wygląda na to, że przede wszystkim mamy nierealne oczekiwania w stosunku do tego, czym dubbing jest.

8 lutego miałem okazję odwiedzić zajmujące się realizacją dubbingu i dźwiękową postprodukcją „Studio PRL” w ramach wyłonienia zwycięzcy konkursu . Ostatecznie w grze usłyszymy świetny głos Jacka Chełchowskiego. Serdecznie gratulujemy! Nie możemy niestety zdradzić, w kogo dokładnie wcielił się Jacek, ale poniżej usłyszycie konkursową próbkę jego głosu.

Dalsza część tekstu pod wideo

Po trwającej pół godziny sesji nagraniowej, dziennikarze mogli zapoznać się z kulisami powstawania dubbingu. Nagraliśmy nawet krótkie scenki, gdzie podkładaliśmy głos pod zwiastun , ale z szacunku do naszych czytelników i ich uszu, wolę nie publikować swojej próby. Powiedzmy, że kariery w radiu to ja nie zrobię.

Wróćmy jednak do tematu dubbingu. To nie tylko bardzo ciężki kawałek chleba, a z rozmowy ze scenarzystą studia wynikało, że w całym kraju zaledwie stu aktorów nadaje się do podkładania głosu w grach i filmach. Zacznijmy od odrobiny teorii. W dużym skrócie wyróżnia się dwa typy tłumaczeń – tłumaczenia ekwiwalentnie formalne, gdzie stara się przełożyć tekst z zachowaniem oryginalnej gramatyki, słów i tak dalej, oraz tłumaczenia ekwiwalentnie dynamiczne, gdzie tłumacz stara się zachować jedynie kontekst, chcąc go jak najlepiej przełożyć. Przykładowo przełożenie angielskiego humoru jest praktycznie niemożliwe, więc tłumacze sięgają po polskie odpowiedniki. Shrek to świetny przykład, bo wiele żartów odnosi się bezpośrednio do znanej nam rzeczywistości.

Wspominam o tym, gdyż praca nad dubbingiem zaczyna się od przygotowania scenariusza. Problem polega na tym, że jeśli aktor ma podłożyć głos pod angielską produkcję, to musi zostać zachowane tempo i dynamika angielskiego aktora. Scenarzyści robią, co tylko się da, aby brzmiało to jak najbardziej naturalnie, ale właśnie – brzmiało. Idealne przełożenie nie jest za bardzo możliwe. Wynika to z licznych ograniczeń technicznych w wypadku gier i filmów, dana wypowiedź trwa trzy sekundy i tego nie da się rozciągnąć. Na dodatek taki aktor cały czas musi zachowywać obce dla swojego języka tempo wypowiedzi.

Drugim problemem jest to, że gry wideo są znacznie bardziej wymagające niż filmy. Film trwa średnio półtorej godziny, w trakcie których poszczególni bohaterowie mają, powiedzmy, 15-20 minut kwestii. W takiej sytuacji jest dużo czasu, aby dopracować głos do perfekcji, o ile oczywiście aktorzy grzecznie współpracują, co wcale nie jest taką oczywistością. A teraz spójrzmy na Wiedźmina, do którego dubbing trwał pół roku. Jeśli graliście, sami wiecie, ile w grze zawartych jest kwestii mówionych. Przygotowanie tego wszystkiego wymagało znacznie więcej pracy niż osiem godzin każdego dnia, co zmuszało i aktorów i osoby nagrywające głos do wytężonej pracy na dwie, czasami nawet trzy zmiany. Deadline’y są bezlitosne, więc o opóźnieniach nie może być mowy.

To nie jest koniec kłopotów. Polscy aktorzy w naszym kraju osiągnęli już swój dorobek, są uznani, bardzo naturalni w teatrze czy przed kamerą. Kiedy jednak trafią przed mikrofon i muszą mówić w wyznaczony przez angielski pierwowzór sposób, nagle okazuje się, że nie jest to wcale takie proste, a pomimo swojego doświadczenia, poszczególne kwestie są powtarzane po dziesięć czy dwadzieścia razy. Aktor się denerwuje, co znów od dźwiękowców wymaga bardzo ostrożnej pracy i wręcz psychologicznego podejścia. W końcu dubbing powstanie, ale biorąc pod uwagę liczne ograniczenia, nie ma możliwości, aby brzmiał w 100% tak samo jak oryginał. To zwyczajnie tak nie działa. Dubbing nie jest i nigdy nie będzie oryginalną ścieżką. Deadline’y, psychika aktora, specjalnie napisany scenariusz, aby pasował pod angielskie wypowiedzi – to wszystko powoduje, że w dubbingu jest pewna umowna granica sztuczności wypowiedzi. Czasami jest ona mniej widoczna, na przykład w bajkach, a czasami bardziej - jak właśnie w grach. W szczególności, że aktorzy rzadko znają postacie, które dubbingują, ale z rozmowy ze scenarzystą wynikało, że to nie ma znaczenia. Aktor to osoba nauczona odgrywać wszelkie role, widzi, jak wygląda dana scena i wie, jakie emocje ma. Jeśli z tą wiedzą wsłuchacie się w wymawiane kwestie, to zauważycie, że w większości wypadków nie brakuje w nich emocji. Nie zawsze oczywiście tak jest, ale nie oszukujmy się, dużo też zależy od budżetu przeznaczonego na dubbing i tego, jakich aktorów głosowych można wynająć. Nie zawsze można zaprosić do współpracy Jarosława Boberka, jak w wypadku .

No dobra, ale gdzie tu jest miejsce na Wiedźmina? Jeśli uważnie przeczytaliście tekst, to macie szansę już się domyślić, dlaczego wypowiadane w grze kwestie brzmią zdecydowanie lepiej niż angielski dubbing. Scenariusz Wiedźmina został napisany w języku polskim, który jest dla gry domyślny. Wszelkie kwestie i ich długości są dostosowane do polskiej składni, co oznacza, że aktorzy odgrywają polski scenariusz. Ewentualna długość scen także jest dopasowana do języka polskiego. Daje to aktorowi o wiele większą swobodę i pozwala mu pokazać swój talent. Tym razem to zachodnie studia dubbingowe musiały się, kolokwialnie mówiąc, „bujać” z dostosowaniem angielskojęzycznych wypowiedzi. Efekt? W Wiedźmina o wiele lepiej gra się w naszym języku. Czytając liczne komentarze zauważyłem, że część zagranicznej widowni chętnie sięgało po polski dubbing ze względu na naturalność wypowiadanych kwestii. Z ciekawości sięgnijcie po inne dubbingi, przykładowo włoskie lub niemieckie, a zobaczycie, że Polska wcale nie odstaje tutaj pod względem jakości lub profesjonalizmu.

Jako ciekawostkę podam, że jednym z najlepszych obcojęzycznych dubbingów Wiedźmina jest wersja… japońska. Autorzy podeszli do tego zupełnie inaczej, nieco „ujapońszczyźniając” Geralta, którego kwestie zostały napisane tak, jakby wypowiadał je samuraj. Cóż, takie jest prawo tłumaczenia. Jeśli dzieło w danym kraju jest mniej znane, to w warstwie tłumaczeniowej trochę się je modyfikuje, aby było bardziej zrozumiałe dla danej widowni. W Polsce nie jest to zazwyczaj konieczne, gdyż amerykańska popkultura jest u nas mocno osadzona. Ciężko jednak oczekiwać od Japończyków znajomości słowiańskich klimatów.

Dubbing rządzi się swoimi prawami i w ich ramach istnieje pewna granica sztuczności, którą trzeba zaakceptować, decydując się na granie z polskimi głosami. Bajki czy niektóre gry udowadniają, że rodzimym aktorom i dźwiękowcom nie tyle brakuje talentu, co po prostu są pewne rzeczy, których się nie przeskoczy. Polskie studia dubbingowe są dosyć profesjonalne, przykładowo role dziecięce odgrywają w Polsce zazwyczaj dzieci, czego na zachodzie raczej się nie stosuje. Sprzętu i umiejętności również nie brakuje. Trzeba jednak zrozumieć, że dubbing to dubbing, a nie oryginalna ścieżka. Dużo zależy też od aktorów, na których czasami w naszym kraju niestety się skąpi. Jeśli zaś obsada jest dobra, to naprawdę rzadko możemy powiedzieć, że dubbing jest zły. Bogusław Linda w wypadł przecież naprawdę dobrze. Warto brać to pod uwagę, kiedy następnym razem usłyszymy polski dubbing i odruchowo stwierdzimy, że jest do bani, zapominając, że nie mamy do czynienia z angielskim oryginałem, a właśnie dubbingiem.

Za udostępnienie zdjęć dziękujemy ekipie PlayStation Polska.

Andrzej Ostrowski Strona autora
cropper