Felieton: Przepustki sezonowe i preordery, czyli sztuka sprzedawania nieukończonych gier w ciemno

Felieton: Przepustki sezonowe i preordery, czyli sztuka sprzedawania nieukończonych gier w ciemno

Jaszczomb | 03.05.2015, 18:00

Prowadzicie burdel z płatną wejściówką. Do dyspozycji kilkanaście prostytutek, z czego może ze trzy ładne. Trzymać je dla bardziej kasiastych klientów? A skąd! Niech zapraszają z ulicy do środka! A jeszcze przy wejściu będą polecały zakup karnetu obejmującego kilka wejść i darmowe drinki. Tak właśnie działają zwiastuny, preordery i przepustki sezonowe w grach wideo.

Rynek gier używanych nigdy nie zginie, gdyż wielu z nas woli poczekać, aż dostaniemy pierwsze recenzje, powychodzą popremierowe patche i nie będziemy musieli kupować niczego niedopracowanego w ciemno. Tutaj, z punktu widzenia wydawcy, potrzebne są mikrotransakcje, bo wyciągać kasę jakoś trzeba, a z używki nie wpada im do kieszeni żaden grosz. Ich chciwość dostosowuje się do sytuacji na rynku, ale nadrzędnym celem jest namówienie graczy do kupienia nówki, najlepiej jeszcze przed premierą.

Dalsza część tekstu pod wideo

To nie jest łatwe zadanie z tego powodu, że gry na konsole są drogie (bo i coraz droższe w produkcji). 180-200 zł za nowość jeszcze parę lat temu jakoś znosiliśmy, lecz wydawcy nieustannie popychają granicę dojenia graczy, sprawdzając, jak wiele ujdzie im na sucho. Jedna kwestia, ile gra jest warta, inna - ile możemy zapłacić. A wydaje im się, że wiele. Już teraz premierowe ceny gier na PlayStation 4 to wydatek rzędu 250 zł, ale nawet za taką sumę wciąż nie dostajemy pełnej wersji gry. Tutaj wchodzi jeden z najtrudniejszych etapów dewelopingu – ile mogę wyciąć i dołożyć jako DLC, żeby ludzie wciąż byli skłonni grę kupić? Czy nawet jeszcze bardziej absurdalna sytuacja – do Season Passa trafia nie tyle wycięta zawartość, co rzeczy, na które nie ma nawet pomysłu, ale i tak się je sprzedaje! Zapowiedź przepustki sezonowej do tak przedstawia tamtejszą zawartość:

Season Pass do gry Batman: Arkham Knight dostarcza co miesiąc nowych rzeczy przez półroczny okres po premierze, a będą to misje fabularne, nowi superzłoczyńcy atakujący Gotham City, nowe grywalne wersje Batmobilu, plansze z wyzwaniami, alternatywne stroje i trasy wyścigowe.

Jako zapowiedź takich DLC na przyszłość – świetna robota, jest na co czekać. Ale to jest opis reklamujący jedynie samą przepustkę z dodatkami. I chcą nam to upchnąć już teraz, na dwa miesiące przed wydaniem gry. Żadnych konkretów czy zajawek [w czasie pisania tekstu nie było jeszcze informacji o grywalnej Batgirl - Jaszczomb], dostajemy tylko metkę z ceną – £32.99 (~180 zł), czyli tyle, ile na ubiegłej generacji kosztowałaby sama gra. W efekcie, jeśli ktoś chce kupić kompletną wersję gry, musi przygotować prawie pół tysiąca złotych i trzymać grę na półce przez sześć miesięcy. Nie sprzedacie, bo ma nadejść DLC, za które płaciliście. Taka zagrywka psychologiczna. I najgorsze jest to, że ludzie szykują już karty kredytowe.

Tak właśnie zwiększa się cenę premierową i oczywiście możemy poczekać na „wypełnioną po brzegi zawartością” (czyt. pełną) edycję Game of the Year, ale to znów ponad dwieście złotych za co najmniej półroczną grę. Słyszeliście, że w przyszły piątek wychodzi ? Tak, pełna wersja, a nie pocięty na części produkt, który już od samego startu w menu głównym atakował nas informacjami o DLC. To żadna łaska wydawcy (bo kupując te dodatki osobno, wydałbyś X złotych więcej!), a próba tchnięcia drugiego życia dla tej samej gry. Kiedyś podział był na tych kupujących premierowo i cierpliwych zwolenników używek. Dziś dochodzi trzecia grupa – kasiastych wielbicieli „wczesnego dostępu”, bo z wszystkimi dziurami do załatania i niewypuszczonymi "dodatkami" inaczej tego nazwać nie można.

Zastanawialiście się w ogóle, jakim cudem można tworzyć grę przez parę lat i wypuszczać ją z tyloma błędami? Porządne testy muszą być kosztowne, a budżet jest zawsze ograniczony, więc lepiej przeznaczyć pieniądze na efektowny zwiastun! Bo ile razy słyszeliście:

Ależ bezproblemowy start miała ta gra, w ogóle nie ma bugów, kupili mnie!

No, ile razy? Przykrym faktem jest, że to zajawki, a nie renoma studia, przesądzają o liczbie zamówień przedpremierowych. Inna sprawa, że często te zwiastuny są zupełnie oderwane od rzeczywistej rozgrywki, ale preordery lecą. A błędy wypunktują sami nabywcy na jakimś forum - wtedy deweloper się nimi zajmie. I jeśli to chociaż w połowie dobra gra znanej serii, zwiastun kolejnej części sprawi, że zapomnimy o problemach poprzedniej części, bo po pewnym czasie pamięta się tylko te przyjemne rzeczy, 

... a na filmiku mówią, że teraz wzięli sobie nasze uwagi do serca i dostarczą najlepszego możliwego sequela! Gdzie kliknąć KUP TERAZ?!

I wracam do tematu poprzedniego tekstu – nie piszcie „nie chcesz, to nie kupuj”. Wiem, że sam niczego nie zmienię, ale przynajmniej wyrażę, co mnie boli. Wydawcy, jeśli chcecie pieniędzy przed premierą, kuście edycją kolekcjonerską, bo to rzeczywiście atrakcja dla fana danej serii czy studia i przynajmniej zostanie mi w razie czego jakaś figurka czy inny artbook. Nie, nie wydam w ciemno 300 zł, bo tylko w ten sposób dostanę pakiet  potężnych karabinów lub, broń Boże, prawdziwe zakończenie gry. Do momentu wydania swojego tytułu macie skupiać się na szlifach, nie wymyślaniu tak bezczelnych pierdół na wyłączność dla łatwowiernych graczy.

Chociaż z drugiej strony, dlaczego mieliby mnie słuchać? W końcu NIE płacę, a wymagam. Zapłacę może później, grubo po premierze, kiedy wydawca będzie zajęty wycinaniem zawartości z kolejnej części gry. Zajęty sprzedawaniem obietnic, że preorder da ci dostęp do megaskrzyni z ultramagicznym czymś (dowiesz się w swoim czasie, bo… to niespodzianka!), ale klucz do niej dostaniesz za trzy lata. Co tydzień będziesz musiał się jednak logować do gry, na wszelki wypadek, bo jeszcze sprzedasz swoją kopię. Na to pozwolić nie można. I nie zapomnij kupować regularnie paczek dodatkowych map do multi, bo inaczej nie zagrasz z innymi jeleniami, którzy dali się skusić.

Jaszczomb Strona autora
cropper