Felieton: Nintendo ma jaja - oby nie do kastracji

Felieton: Nintendo ma jaja - oby nie do kastracji

Mateusz Greloch | 31.08.2014, 14:00
Nintendo ma swoją własną drogę jeśli chodzi o konsole stacjonarne i przenośne, którą podąża od wielu lat nie bacząc na ruchy konkurencji. Tym razem zaszokowało wszystkich zapowiedzią nowej wersji starej konsoli, która posiada inną specyfikację techniczną i pozwala na odpalanie gier przeniesionych z Wii. Strzał w stopę, a może rewolucja, której obawiała się konkurencja?

Ile razy słyszeliśmy, że fajnie by było, gdyby Sony i Microsoft w połowie życia generacji wypuścili maszynę z większą ilością pamięci, szybszym taktowaniem procesora i układu graficznego oraz kolejnymi bajerami, których brak w pierwszym rzucie konsol. Pod takimi wpisami zawsze roiło się od komentarzy z dwóch stron barykady – jedni pochwalali pomysł widząc w tym chęć zmniejszenia dystansu pomiędzy wiekowymi już konsolami i ciągle ewoluującymi pecetami, a drudzy dopatrywali się w tym zdrady na użytkownikach, którzy zaufali firmom i kupili ich konsole jako jedni z pierwszych. Cóż, obie strony barykady mają trochę racji. Szybsze ładowanie gier, ulepszony efekt 3D, mała gałeczka nad przyciskami akcji, dodatkowe przyciski na tyle obudowy, gry wsuwane w przednią ścianę konsoli, slot na karty pamięci microSD i wymienne panele konsoli – tak w wielkim skrócie można opisać zmiany, które wprowadziło Nintendo. Z nieoficjalnych informacji wiemy także o mocniejszym procesorze i większej ilości pamięci RAM.

Dalsza część tekstu pod wideo

Japońska ikona konsol i grania zrobiła kolejny raz to, czego ani Sony, ani Microsoft nie chcieli robić przez ostatnich parę generacji. Historia pokazywała, że wszelkie dzielenie użytkowników niezbyt służyło tym, którzy nie zamierzali dokupywać dodatkowych akcesoriów, by móc w pełni korzystać z najnowszych gier. Nieśmiało wspomnę Network Adaptor dla PlayStation 2 i napęd HD-DVD dla Xboksa 360 - odtwarzał on filmy w formacie, który szybko umarł, więc był wielce nietrafionym pomysłem.

W przypadku Network Adaptora, pierwszą grą, która go wykorzystywała był i gracze, którzy zdecydowali się kupić tę przystawkę nie potrafili ukryć zachwytu z pierwszych rozgrywek sieciowych za pomocą konsoli PlayStation 2. Wkrótce w ślad za Socomem podążyły inne gry. Sieciowa rewolucja zaczęła powoli przenikać do światopoglądu Sony, które w przeciwieństwie do Microsoftu, nie przewidywało aż takiej popularyzacji grania przez sieć. Firma z Redmond słusznie kładła nacisk na ten element, ale pierwszy Xbox nie zagrzał miejsca na rynku i szybko musiał usunąć się w cień, kiedy MS zapowiedział Xboksa 360. Wyciągnięto wnioski z działania usługi Xbox Live! i spisano pomysły graczy i w ten sposób nie dość, że MS wystartował rok wcześniej niż Sony z ich PS3, ale gotowa i przetestowana infrastruktura sieciowa zostawiła Japończyków daleko w tyle. Wracając jednak do tematu – wypuszczając Network Adaptor, Sony niejako podzieliło graczy na tych, którzy chcą grać przez sieć i tych, którzy bez podstawki mogą co najwyżej pomarzyć o zagraniu z kolegą, który nie siedzi obok nich na kanapie. Czy wtedy podniosły się głosy krytyki? Owszem, jednak były one w mniejszości – większość zachwycała się nowymi możliwościami i kombinowała co zrobić, żeby w takową maszynkę się zaopatrzyć.

Może Nintendo również planuje niejako wybadać opinię rynku, by za 3-4 lata wypuścić następcę 3DSa? Szybki rzut oka na znajomych na Facebooku i Twitterze – krytyki brak, wszyscy cieszą się nowym modelem, choć Ci, którzy już posiadają 3DSa jeszcze nie widzą potrzeby przesiadki. Nintendo musiało to przewidzieć i od razu zapowiedziała, że niektóre gry będą chodzić wyłącznie na szybszej wersji konsolki, która dopiero co wejdzie do sprzedaży. Tutaj już można było odczuć podzielone opinie, choć poziom wiary w Big Ninny czasami przypominał mi zapał fanów Apple’a, którzy za nowy model iPhone’a lub iPada są w stanie zapłacić każdą kwotę. Większość znajomych w tym momencie zaczęła badanie rynku w temacie odsprzedaży swojej aktualnie posiadanej konsoli z zamiarem zakupu nowej wersji, więc jeśli zastanawialiście się nad zakupem 3DSa, teraz będzie najlepszy moment.

Co z głosami krytyki? Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o kasę. Nie chcę generalizować i mówić, że jeśli ktoś narzeka na nowy model to albo go na niego nie stać lub ma problem z odsprzedażą starej wersji i dołożeniu do nowszej, ale nigdzie nie widzę akcji pod tytułem „Nintendo nas zdradziło, sprzedajemy ich konsole”. Rynek zareagował zaskakująco pozytywnie na wydajniejszy model konsoli, która jest już przecież na rynku parę lat. Może tędy droga? Może mimo narzekań, gracze chcą „szybciej, wydajniej, płynniej, ładniej”? Czy rzeczywiście chcemy paru wersji konsol stacjonarnych? Co na to twórcy gier? Tworzyć na silniejsze sprzęty olewając słabsze? A może robić pół-generacyjne multiplatformy, kastrując niewygodne dla słabiaków funkcje i efekty? Wystarczy mi czytania, że na PS4 mamy odświeżone wersje gier z PS3, a gdyby tak powstało coś na wzór PS 4,5 i nagle firmy zaczęły nam serwować Drivecluba w 60 fpsach, Tomb Raidera w 120 fpsach i Uncharted w definitywnej edycji z wyższej jakości teksturami? Rodzi to wiele pytań i kontrowersyjnych dyskusji, niektórzy lamentują nazywając Nintendo mordercą konsol i prekursorami śmierci systemu generacji jaki znamy od lat. Z całą sympatią dla Nintendo – mam nadzieję, że podobne rozwiązania nie wejdą w życie w tej generacji dużych konsol stacjonarnych. Zawsze podobał mi się pomysł zamkniętej architektury – twórcy od razu wiedzieli ile mają mocy i musieli ją jak najlepiej spożytkować i obawiam się, że gdyby powstawały kolejne wersje konsol, mogliby się rozleniwić i zamiast optymalizować kod, po prostu napisaliby, że gra wymaga nowszej wersji sprzętu.

Uff, wyszła mi całkiem mroczna wizja przyszłości dla tej generacji, jednak jeśli nie tutaj, to gdzie dzielić się obawami? Ciekaw jestem Waszej opinii na temat wprowadzania szybszych i wydajniejszych modeli konsol, które od zawsze kojarzone był jednym zestawem wnętrzności, które ewentualnie w procesie miniaturyzacji zmieniano na tak samo wydajne, ale mniejsze i chłodniejsze odpowiedniki. Dlatego wracając do tematu felietonu – Nintendo ma jaja decydując się na ten krok i ciekaw jestem, czy przyczyni się do popularyzacji takich rozwiązań, a może niechlubnie zapisze się w historii jako morderca zunifikowanych konsol jakie znaliśmy od lat.

Mateusz Greloch Strona autora
cropper